poniedziałek, 29 grudnia 2014

The Hobbit: The Battle of the Five Armies

Tradycji stało się zadość i już pierwszego dnia świąt byliśmy w kinie. I była o krok od biadolenia, że w przyszłym roku będzie kłopot z wybraniem filmu, co do którego tak byśmy byli zgodni, kiedy przypomniałam sobie o pomyśle na zimowy wyjazd w góry. To chyba kolejny znak od losu, że przełamanie świątecznej rutyny jest nam pisane:)

niedziela, 28 grudnia 2014

czwartek, 25 grudnia 2014

środa, 24 grudnia 2014

Kącik


Ubieraliśmy choinkę, kiedy Sebi zapytał, czy słowo 'święta' pisze się przez wu, czy przez ef, po czym na kilka minut zniknął, by powrócić ze specjalną świąteczną niespodzianką. Z miejsca ją oprawiłam, bo coś mi mówi, że długie lata będzie robiła za bożonarodzeniowy hit.

wtorek, 23 grudnia 2014

Wdzięczę się


Ritusia pozuje.


poniedziałek, 22 grudnia 2014

Mundur

Babu odebrał zuchowy mundur i z miejsca w niego wskoczył. Popołudniowa zabawa została dopasowana tematycznie do stroju i oto siedziałam u boku Polarka w szkolnej ławce, podczas gdy pan nauczyciel zapoznawał nas z alfabetem.
Kiedy następnego dnia rano Sebi dumnym krokiem wkroczył do kuchni, wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale nie od razu zorientowałam się, o co chodzi. Mój syn niby wyglądał jak zwykle, ale coś mi złotem błysnęło po oczach. Pas z okrągłą złotą klamrą! Skrupulatnie przepchnięty przez wszystkie szlufki. A do tego standardowe szelki, bo jednak pas, póki co, spełnia tylko funkcję dekoracyjną.
Chwilę później dowiedziałam się, że Babu tak się odtąd zamierza nosić na co dzień. A na wigilię założy cały mundur. Dopytałam, czy chodzi o wigilię zuchową czy domową. Obie. Bo w końcu tak uroczysta okazja zobowiązuje do założenie najlepszego posiadanego ubrania.

sobota, 20 grudnia 2014

Strażnik Betlejemskiego Światła Pokoju


Sebi pracuje nad zdobyciem pierwszej zuchowej sprawności. Szopka, lampion i kartka ze świątecznymi życzeniami już wykonane. Dobre uczynki spełnione. Kolędy odśpiewane. Przed nami jeszcze tylko przyniesienie betlejemskiego światełka.

niedziela, 14 grudnia 2014

Grzaniec wrocławski

 Jak co roku o tej porze wszystkie drogi prowadzą na jarmark:)


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Kaktus

Rita atakuje każdy skrawek gołej ziemi licząc na to, że uda się zamienić go w kuwetę. Kwiaty doniczkowe z domu zniknęły już wieki temu. Hydro-hodowla również zmniejszyła się drastycznie, z innego co prawda powodu: otóż mój szalony kot najbardziej lubi wodę odstaną i mętną, ewentualnie ze zlewu lub wanny zaraz kąpieli.
Pelargonie zlikwidowałam w listopadzie, mimo że jeszcze kwitły, kiedy odkryłam, że kicia regularnie w nie leje. Potem wprowadziłam absolutny zakaz wychodzenia na balkon, gdy wyszedł na jaw prawdziwy powód ustawicznych wycieczek do kwietnika. W korycie z bukszpanem, tak pieczołowicie przeze mnie zabezpieczonym, można przecież robić boczkiem siusiu!
Ale dziś Rita przeszła samą siebie dobierając się do kaktusa wielkości solniczki. Serio, wyobraźni mi nie staje, żeby zwizualizować sobie załatwiającą się do tej maleńkiej doniczki moją, skądinąd słusznych rozmiarów, koteczkę.

niedziela, 7 grudnia 2014

Gaba Kulka


Charyzmatyczna wokalistka, klimatyczne wnętrze Starego Klasztoru, ale materiał z nowej płyty tak smętny, że koncert Gaby udało mi się przetrwać tylko dzięki skupieniu uwagi na perkusiście, który tak żywiołowo poruszał się przy swoim instrumencie, że miałam wrażenie, iż muzyka przepływa przez każdą komórkę jego ciała. Kto nie widział Roberta Rasza w akcji, nie wie, co to zaangażowanie.
Ale i tak chyba pierwszy raz w życiu uciekłam z koncertu nim muzyka ucichła:(



sobota, 6 grudnia 2014

Pytanie na śniadanie

Ósma rano, Maciek jeszcze pochrapuje, ja i Sebi już urzędujemy w kuchni. Jajecznica paruje na naszych talerzach, kiedy syn znienacka pyta: A miałaś, mamo, kiedyś seks?

Obyśmy zawsze potrafili tak szczerze i bezpośrednio rozmawiać na każdy temat:)

piątek, 5 grudnia 2014

środa, 3 grudnia 2014

Poziom 68

Uzależniłam się od Frozen. Gram w łóżku, zanim wstanę i tuż przed zaśnięciem. Na przystanku, nie zważając na mrożące nie tylko krew w żyłach temperatury. W tramwaju, na siedząco i na stojąco. Nawet w dzikim tłumie. W oczekiwaniu na zagotowanie się wody w czajniku. Zamiast wyjścia na papierosa, bo za zimno na balkonie. Nawet dwa razy w pracy - żeby się uspokoić, kiedy byłam o krok od obłędu. A także bez powodu czy pretekstu, po prostu tylko dlatego, że naszła mnie ochota.
Słowem: gram nieustannie.

Za pierwszym razem w tramwaju niespokojnie się rozejrzałam, zanim sięgnęłam do torebki po komórkę. Teraz już z aparatem w dłoni wsiadam do wagonu.

Sebi najpierw dopytał, jak się dosłownie tłumaczy 'Frozen', a następnie uznał, że ostatnie ochłodzenie było nieuniknione w obliczu mojego nowego hobby. Pokazał mi też jak się robi 'gwiazdki' i 'kreski'.

Maciek nadal jest w szoku, bo tak przyklejonej do komórki to mnie jeszcze nie widział.

A ja gram. Poziom sześćdziesiąty ósmy, sto pięćdziesiąt pięć gwiazdek, jedno życie, drugie załaduje się za osiemnaście minut:)