Nie wiem, czy to wrodzona (nabyta?) nieczułość, wiara w zaradność pierworodnego, wyparcie, spóźniony refleks, czy może fakt, że do generalnych porządków dołożyliśmy sobie malowanie Sebusiowego pokoju, co przełożyło się na jeszcze większy, graniczący z obłędem, rozgardiasz, ale brak syna odczułam w pełni dopiero dziś rano. Rita miała focha i zdecydowała się nie towarzyszyć mi przy śniadaniu, więc zostałam sama na froncie i z całego serca zatęskniłam za moim małym szczerbusiem.
Maciek wymiękł już wczoraj i wysłał do znajomej mamy opiekującej się zuchami na zimowisku sms-a z zapytaniem, co słychać. Odpowiedź była do przewidzenia: wszystko dobrze.
Przed jakąś godzinę temu na fejsie pojawiło się zdjęcie całej zuchowej ekipy. Rzuciliśmy się na nie głodni jakiejkolwiek wskazówki możliwej do wyczytania z buzi ośmiolatka rzuconego na głęboką wodę pierwszego w życiu tygodnia spędzanego z dala od rodziny. Niemalże na bezdechu zaczęliśmy gorączkowo szukać tej najważniejszej twarzyczki w morzu jednakowo ubranych dzieci. A kiedy ją namierzyliśmy, na moment odjęło nam mowę. Sebi, uśmiechnięty od ucha do ucha, pochyla się zawadiacko w stronę obiektywu, jakby właśnie usłyszał lub zobaczył coś bardzo śmiesznego. Uff, fala ulgi. To zdecydowanie nie jest poza ustawiona specjalnie do zdjęcia. Mamy dowód rzeczowy, że zimowisko równa się frajda.
czwartek, 22 stycznia 2015
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Życzenia zimowiskowe
Babu żegnając się z nami przed wyjazdem, prosi, żebyśmy mu wymienili, czego dokładnie życzymy mu na zimowisku. Produkuję się przez kilka minut. Pogoda, zabawa, nowe sprawności etc. Potem Maciek dodaje swoje trzy grosze. A Sebi dziękuje i składa swoje życzenia. Żebyśmy jakoś ten tydzień bez niego wytrzymali:)
piątek, 16 stycznia 2015
Halma
Pobojowisko bez zmian. Ale udało się wygospodarować na stole odrobinę miejsca i maniacko gramy w halmę. A w tyle głowy cały czas kombinuję, jak poprzestawiać rzeczy po szafach, żeby po ich otwarciu mieć pod ręką tylko ulubione i potrzebne przedmioty, a nie generujący wyrzuty sumienia składzik różności.
Plany póki co przenoszę jedynie na papier. Nie mam złudzeń - dojście do upragnionej wersji ostatecznej, upragnionej czy chociaż częściowo satysfakcjonującej wymaga wielu prób, szkoda więc sił na rzeczywiste tachanie kolejnych pudeł i tobołków z miejsca na miejsce. Tak się sama przed sobą i wszystkimi chętnymi słuchać tłumaczę na okoliczność posądzenia mnie o lenistwo;)
Plany póki co przenoszę jedynie na papier. Nie mam złudzeń - dojście do upragnionej wersji ostatecznej, upragnionej czy chociaż częściowo satysfakcjonującej wymaga wielu prób, szkoda więc sił na rzeczywiste tachanie kolejnych pudeł i tobołków z miejsca na miejsce. Tak się sama przed sobą i wszystkimi chętnymi słuchać tłumaczę na okoliczność posądzenia mnie o lenistwo;)
wtorek, 13 stycznia 2015
Nie miała baba kłopotu
Nie miała baba kłopotu, to wymyśliła sobie modernizowanie mieszkania.
I tak od kilku dobrych dni miota się, potykając się o wywleczone z szaf sterty butów, torebek, akcesoriów prezentowych, narzędzi, dawno zapomnianych płyt, ramek na zdjęcia, pudełek ze skarbami i dziesiątkami innych szpargałów, które do tej pory drzemały ukryte w najdziwniejszych zakamarkach.
Wybieranie farby; obsesyjne jeżdżenie do sklepu, bo drzwiczki do szafek kupione w złym wymiarze, a następnie zamienione na zupełnie niepasujące do wizji opętanej szałem remontowej kobiety, trzeba ostatecznie wymienić na jakiekolwiek, byle ładne; skręcanie mebelków, ich przestawianie, przesuwanie, zapełnianie; porządkowanie pokoju syna i złorzeczenie napotykanym na każdym kroku ludzikom i konstrukcjom z klocków lego; sortowanie rzeczy, by uwolnić się od nadmiaru i zapanować nad posiadanym dobrostanem; kontemplacja chwilowej próżni na regałach i szybkie tejże pustki likwidowanie upychanymi w niej z narastającym zniecierpliwieniem spowodowanym brakiem widoków na koniec roboty przypadkowo dobranymi klamotami.
A do tego codzienne życie i nadrabianie zaległości w praniu spowodowanych choróbskiem, pracą, rozbuchanym czytelnictwem, życiem towarzyskim i przygotowaniami do zimowiska.
Baba w typowy dla siebie sposób ściągając sobie to wszystko na głowę powtarza w duchu, że jest pięknie i warto było, bo choć przeżywa wzloty i upadki, wierzy, że już niedługo odniesie sukces i nim upojona z nową energią rzuci się do realizowania kolejnych pomysłów, które wyjątkowo bujnie mnożą się w tym roku w jej niespokojnej głowie.
I tak od kilku dobrych dni miota się, potykając się o wywleczone z szaf sterty butów, torebek, akcesoriów prezentowych, narzędzi, dawno zapomnianych płyt, ramek na zdjęcia, pudełek ze skarbami i dziesiątkami innych szpargałów, które do tej pory drzemały ukryte w najdziwniejszych zakamarkach.
Wybieranie farby; obsesyjne jeżdżenie do sklepu, bo drzwiczki do szafek kupione w złym wymiarze, a następnie zamienione na zupełnie niepasujące do wizji opętanej szałem remontowej kobiety, trzeba ostatecznie wymienić na jakiekolwiek, byle ładne; skręcanie mebelków, ich przestawianie, przesuwanie, zapełnianie; porządkowanie pokoju syna i złorzeczenie napotykanym na każdym kroku ludzikom i konstrukcjom z klocków lego; sortowanie rzeczy, by uwolnić się od nadmiaru i zapanować nad posiadanym dobrostanem; kontemplacja chwilowej próżni na regałach i szybkie tejże pustki likwidowanie upychanymi w niej z narastającym zniecierpliwieniem spowodowanym brakiem widoków na koniec roboty przypadkowo dobranymi klamotami.
A do tego codzienne życie i nadrabianie zaległości w praniu spowodowanych choróbskiem, pracą, rozbuchanym czytelnictwem, życiem towarzyskim i przygotowaniami do zimowiska.
Baba w typowy dla siebie sposób ściągając sobie to wszystko na głowę powtarza w duchu, że jest pięknie i warto było, bo choć przeżywa wzloty i upadki, wierzy, że już niedługo odniesie sukces i nim upojona z nową energią rzuci się do realizowania kolejnych pomysłów, które wyjątkowo bujnie mnożą się w tym roku w jej niespokojnej głowie.
piątek, 9 stycznia 2015
Zimowisko
We wrześniu codzienne odrabianie lekcji zajmowało godziny. Wystarczyło na moment odejść od biurka, przy którym Babu z mozołem biedził się nad zadaniami domowymi, by świeżo upieczony pierwszoklasista tracił koncentrację i zaczynał się bawić. Kolejne wyzwanie: drugie śniadanie. Bywały tygodnie serwowania codziennie tego samego zestawu. O przeciągających się pożegnaniach w szatni nie będę się nawet rozpisywać. Kwestia samodzielnego pokonania dwóch pięter dzielących szatnię od sali omawiana była niestrudzenie za każdym razem, kiedy zamiast do świetlicy mieszczącej się na parterze, przyprowadzałam go prosto na lekcje.
W październiku mieliśmy już opracowany trzystopniowy system sprawdzania (w kolejności: Sebi, Maciek, ja), czy wszystkie zadania wykonane i tornister gotowy, a i tak zdarzały się się wpadki. I odrabianie lekcji przestało się rozciągać na całe popołudnia. Z dnia na dzień było widać, że Babu nabiera samodzielności.
Listopad przyniósł rewolucyjne zmiany. Samodzielne wędrówki do szatni szybko przerodziły się w pożegnanie na placu przed szkołą. Zaczęłam przyjeżdżać do pracy grubo przed czasem. Od odrabiania lekcji uwolniliśmy się całkowicie. Pakowanie tornistra według planu stało się wyłącznym obowiązkiem Sebiego. Przegląd ocen ze sprawdzianów na zebraniu utwierdził nas w przekonaniu, że dziecku krzywda się nie dzieje, kiedy puścimy je samopas.
W grudniu już tylko odcinaliśmy kupony od zakończonej sukcesem akcji 'samodzielny uczeń'. Babu po raz pierwszy w życiu wyraził również chęć nocowania u kolegów. Rozkręcił się chłopak na całego.
A teraz to już skok na głęboką wodę: za tydzień Sebi wyjeżdża na zuchowe zimowisko. Sześć nocy poza domem. Zero odwiedzin i telefonów. Powoli zaczyna to do nas docierać. Jak tak dalej pójdzie, zanim się obejrzę, młody wyprowadzi się z domu;)
W październiku mieliśmy już opracowany trzystopniowy system sprawdzania (w kolejności: Sebi, Maciek, ja), czy wszystkie zadania wykonane i tornister gotowy, a i tak zdarzały się się wpadki. I odrabianie lekcji przestało się rozciągać na całe popołudnia. Z dnia na dzień było widać, że Babu nabiera samodzielności.
Listopad przyniósł rewolucyjne zmiany. Samodzielne wędrówki do szatni szybko przerodziły się w pożegnanie na placu przed szkołą. Zaczęłam przyjeżdżać do pracy grubo przed czasem. Od odrabiania lekcji uwolniliśmy się całkowicie. Pakowanie tornistra według planu stało się wyłącznym obowiązkiem Sebiego. Przegląd ocen ze sprawdzianów na zebraniu utwierdził nas w przekonaniu, że dziecku krzywda się nie dzieje, kiedy puścimy je samopas.
W grudniu już tylko odcinaliśmy kupony od zakończonej sukcesem akcji 'samodzielny uczeń'. Babu po raz pierwszy w życiu wyraził również chęć nocowania u kolegów. Rozkręcił się chłopak na całego.
A teraz to już skok na głęboką wodę: za tydzień Sebi wyjeżdża na zuchowe zimowisko. Sześć nocy poza domem. Zero odwiedzin i telefonów. Powoli zaczyna to do nas docierać. Jak tak dalej pójdzie, zanim się obejrzę, młody wyprowadzi się z domu;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)