poniedziałek, 20 lipca 2015

niedziela, 19 lipca 2015

Lewin Kłodzki


Nieczynne do odwołania

sobota, 18 lipca 2015

niedziela, 12 lipca 2015

Synowa



Właśnie dostałam wiadomość, że zostałam teściową. 
Chłopak pierwszy raz wyrwał się z domu na dłużej i szaleje;)


czwartek, 9 lipca 2015

Listy

Zasady na wyjazdach zuchowych są następujące: dzieci nie biorą ze sobą telefonów, rodzice nie przyjeżdżają i nie dzwonią. Pozostaje kontakt listowy. I śledzenie okazjonalnie wrzucanych na fejsa zdjęć.

Brzmi to może strasznie, ale w pełni się z tym zgadzam. A o syna jestem spokojna, bo znam ludzi, których opiece go powierzyliśmy. Cisza z ich strony jest najlepszą wiadomością. Bo oznacza, że dziecko jest zdrowe i zajęte zabawą.

Piszemy więc listy i wysyłamy widokówki. Nie tylko ja i Maciek, ale też babcie, dziadek, ciocie, wujkowie, przyjaciele. Im więcej tym lepiej. Kiedy Babu pojechał na zimowisko, w ciągu sześciu dni dotarło do niego osiemnaście listów. Pobił rekord tego wyjazdu. I chociaż nie miał czasu na czytanie korespondencji, a niektóre koperty przywiózł do domu nadal zaklejone, satysfakcję z dokonań solidarnej rodziny miał ogromną.

Dziś pojawiły się zdjęcia, które zmotywowały nas do ostatniego wzmożonego wysiłku. Zuchy w czasie porannego odbierania przesyłek. Sebi trzymający w garści pięć kopert. Z ekscytacji aż otworzył buzię i wystawił język. Znamy ten obrazek: Babu jest w siódmym niebie. Zaliczyłam więc kolejną wizytę na poczcie i jutro rano Maciek wrzuci do skrzynki kolejne dwa listy i cztery pocztówki. Oby dotarły na czas:)

środa, 8 lipca 2015

Porządki

Czy ja coś mówiłam o robieniu porządków? Bo póki co stół w dużym pokoju zaczyna przypominać wysypisko śmieci. Rozbebeszone albumy i stosiki zdjęć walczą na nim o miejsce z górami teczek pełnych prac plastycznych i dyplomów Babusia. Do tego ubranka dziecięce, komputery, koperty, widokówki, znaczki. I Rita. I jej osypujące się z kłaków futro.

Ale wszystko koniecznie muszę mieć stale pod ręką, bo przecież wzięłam się za porządki i byle jak tego nie odłożę z powrotem.

I na co mi było rozgrzebywanie tego wszystkiego, no na co? Chyba pójdę dla relaksu nastawić jakieś małe pranie:)




wtorek, 7 lipca 2015

Sukienka

Wstaję rano, a tu dwa wielkie pryszcze dosłownie eksplodują mi na twarzy, włosy skołtunione bardziej niż zwykle, brzuch jak bęben, bo nie potrafiłam się opanować i dzień wcześniej pochłonęłam w ramach kolacji kilogram czereśni. Bajka! Myślę sobie, że to dopiero początek, bo jeśli tak zaczynam dzień, to z pewnością będzie tylko gorzej.

Do pracy idę więc powoli, żeby nóg nie połamać na jakimś krawężniku, aż tu nagle jakaś szalona rowerzystka zjeżdża ze swojej trasy i z piskiem opon zatrzymuje się tuż przede mną. Odskakuję mimowolnie, po czym zamieram w bezruchu. Gapię się oniemiała, nie mogąc zdecydować, czy się odezwać, bo może skądś się z panią znamy, czy raczej potrzebuje ona ode mnie pomocy, szybkiej reanimacji, tracheotomii, sama nie wiem.

I wtedy pada pytanie, które zmienia całe moje nastawienie do świata i feralny dzień okazuje się całkiem znośny, ba!, pełen miłych niespodzianek. I odpowiadam uprzejmie, że to stara sukienka, kupiona już w zeszłym roku, ale chętnie podam namiary na sklep, może będą mieli coś podobnego:)


poniedziałek, 6 lipca 2015

Zdjęcia

Wiosną zabrałam się za porządkowanie zdjęć. Wybranie najlepszych do wywołania, uaktualnienie i  archiwizacja albumów na komputerze, a wreszcie samo zorganizowanie ponad ośmiu setek odbitek tak mnie wyczerpało, że już mi pary nie wystarczyło na kupienie albumów. Zostawiłam to na potem.

Potem w końcu nadeszło i wczoraj odwiedziłam stosowny sklep. Albumy wypełniłam zdjęciami. Wszystkie się nie zmieściły, bo byłam wybredna i nie chciałam kupować albumów, które mi się nie podobają, a do gustu przypadły mi tylko dwa. To o jakieś trzy za mało. Ale co tam, i tak wsunięcie czterystu zdjęć zajęło mi dwie godziny i wyczerpało me nadwątlone upałem siły.

Kiedy wieczorem zasiadłam wreszcie do przeglądania zbiorów, nic nie zapowiadało katastrofy. A jednak! Nieuniknione musiało nadejść! Okazało się, że Laura, urocza kuzynka mego syna, dorasta w oszałamiającym tempie i na przestrzeni kilku miesięcy z kilkunastomiesięcznego pędraka przeobraża się w trzylatkę. Ręce mi opadły i odechciało mi się oglądania zdjęć.

W końcu jednak prześledziłam wszystko jeszcze raz i odkryłam, gdzie wkradł się błąd. Jakieś cztery albumy do tyłu! No i jak tu nie wierzyć, że opatrzność nade mną czuwa! Przecież mogłam kupić od razu pięć albumów i tego samego dnia wszystkie je zapełnić! I musiałabym przekładać dwa razy więcej zdjęć. A tak - tylko czterysta;)


niedziela, 5 lipca 2015

Oborniki Śląskie

Wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Cel: Oborniki Śląskie. Dystans: 57 kilometrów. Temperatura: 38 stopni. Trasa: zielony szlak. A w drodze powrotnej zwiedzanie portu w Urazie. Mapka wydrukowana, my naoliwieni kremem z najwyższym dostępnym filtrem, potencjalne jadłodajnie na miejscu wytypowane.
Brzmi bardzo pięknie, prawda? I tak było! Mimo że oznakowanie szlaku okazało się beznadziejne i przyszło nam przedzierać się przez polne wertepy, mimo że o mało ducha nie wyzionęłam podjeżdżając pod kolejne wzniesienia, mimo że kawał drogi dzieliliśmy szosę z samochodami i nie dało się jechać obok siebie i rozmawiać.
Ale za to uśmialiśmy się do rozpuku z zająców w Zajączkowie, odkryliśmy iście rzymskie ruiny i zjedliśmy smażony ser! Całą wiosnę marzyłam o takiej wycieczce:)





piątek, 3 lipca 2015

Wolna chata

Sebi pojechał, chata wolna, szalejemy. Dla mnie póki co oznacza to jedzenie czekoladowych deserów na śniadanie, czipsów na obiad i lodów na kolację. Oraz granie na kompie, póki oczy same się nie zamkną.

Tak, tak, wiem, że miałam robić jakieś porządki i nadrabiać zaległości. Najpierw jednak dokładnie to przemyślę. Przy okazji grając w simsów, żeby nie było, że tak bezczynnie siedzę i gapię się w ścianę;)