Zasady na wyjazdach zuchowych są następujące: dzieci nie biorą ze sobą telefonów, rodzice nie przyjeżdżają i nie dzwonią. Pozostaje kontakt listowy. I śledzenie okazjonalnie wrzucanych na fejsa zdjęć.
Brzmi to może strasznie, ale w pełni się z tym zgadzam. A o syna jestem spokojna, bo znam ludzi, których opiece go powierzyliśmy. Cisza z ich strony jest najlepszą wiadomością. Bo oznacza, że dziecko jest zdrowe i zajęte zabawą.
Piszemy więc listy i wysyłamy widokówki. Nie tylko ja i Maciek, ale też babcie, dziadek, ciocie, wujkowie, przyjaciele. Im więcej tym lepiej. Kiedy Babu pojechał na zimowisko, w ciągu sześciu dni dotarło do niego osiemnaście listów. Pobił rekord tego wyjazdu. I chociaż nie miał czasu na czytanie korespondencji, a niektóre koperty przywiózł do domu nadal zaklejone, satysfakcję z dokonań solidarnej rodziny miał ogromną.
Dziś pojawiły się zdjęcia, które zmotywowały nas do ostatniego wzmożonego wysiłku. Zuchy w czasie porannego odbierania przesyłek. Sebi trzymający w garści pięć kopert. Z ekscytacji aż otworzył buzię i wystawił język. Znamy ten obrazek: Babu jest w siódmym niebie. Zaliczyłam więc kolejną wizytę na poczcie i jutro rano Maciek wrzuci do skrzynki kolejne dwa listy i cztery pocztówki. Oby dotarły na czas:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz