sobota, 29 grudnia 2012

W jednej osobie

Rozczarowanie roku! Z listy pięciu najbardziej pożądanych książek miesiąca postawiłam na Irvinga, przyniosłam go pachnącego farbą do domu, zaległam na kanapie i już po godzinie miałam ulubiony cytat: 'W lekturze, tak jak i w pisaniu kluczem do odbycia fascynującej podróży jest wiarygodny, a zarazem straszny związek międzyludzki.' Ale potem nie wydarzyło się już nic godnego uwagi. Ile można się rozwodzić nad biseksualnością bohatera? Rozumiem, że powtórzenia są swego rodzaju chwytem, że narracja w wykonaniu nastolatka musi być odrobinę chaotyczna, jeśli ma się wydać wiarygodna, jednakże nie doszłam jeszcze do połowy tomu, a mam już szczerze dość. Nic się nie dzieje. I powoli tracę nadzieję, że coś się w tym temacie zmieni. Co się stało ze starym dobrym Irvingiem, przez którego do tej pory zarywałam noce?

Maximum city. Bombaj

Czytałam i czytałam. Prawdziwa cegła. Mimo najlepszych chęci, nie do udźwignięcia w jednej ręce w zatłoczonym tramwaju. A niewątpliwie byłaby w nim pocieszeniem. Bombaj jest w niej przedstawiony jako miasto cudów. Przerażające, bajeczne, nienasycone. Mehta opowiada o nim z uwielbieniem, ale nie bezkrytycznie. Spędził w Stanach wiele lat i patrzy na Indie w sposób, który potrafimy zrozumieć. Domyśla się, co może być szokujące lub na tyle odmienne od zachodnich standardów, że wymaga cierpliwego komentarza. Sam często wydaje się zaskoczony. Ale jest też bombajczykiem, ekstremalnie ekspresyjnym w sposobie narracji, w zachwycie nad żywotnością metropolii, która po wielu latach rozłąki ukazuje mu swoje pociągające oblicze. Jego opowieści mamią feerią barw, uśmiechem, wiarą w lepsze jutro. Tyle że dotyczą płatnych morderców, skorumpowanej policji, prostytutek, mieszkańców slumsów, bezwzględnych gangsterów, żebraków i tak dalej. Z wierzchu mamy więc rozśpiewane i roztańczone romantycznie naiwne hinduskie kino, zaraz zaś pod kolorowymi łaszkami kryje się społeczny dramat, o którym i tak wiemy, że został tylko subtelnie zarysowany, bo całkowitej jego odsłony nie udałoby nam się znieść.

Hobbit

Świąteczne wyjście do kina było strzałem w dziesiątkę, także z powodów zgoła nieoczekiwanych: jako że miejsca było w bród, a film długaśny, Babu mógł do woli zmieniać fotele i zajmowane na nich pozycje, a nawet czasem przucupnąć na podłokietnikach. Nieprzyjemnie zaskoczyło nas jedynie to, że adaptacja Tolkiena będzie rozbita na trzy seanse. Zgroza! Książka ma niewiele ponad dwieście stron, pierwszy film obejmuje raptem dziewięćdziesiąt. Czuję, że będą to rekordowe dłużyzny. Póki co zaspokajamy ciekawość u źródła i po prostu czytamy 'Hobbita'. Od strony dziewięćdziesiątej pierwszej, oczywiście.

wtorek, 25 grudnia 2012

Z tylnego siedzenia

Babu obserwując świat przez okno samochodu: - O, ludzik lego na bilbordzie. Znajoma twarz. Znajome ciało.

czwartek, 20 grudnia 2012

Jolka wróciła

Wowow! Jolka wróciła do Dużego Formatu GW! I znowu życie będzie się toczyło od czwartku do czwartku!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Homeland

Genialny!!! Oglądamy już drugą serię i słabych punktów jak dotąd nie dostrzegam. Za to po nocach mi się śnią szpiegowskie misje;)

niedziela, 16 grudnia 2012

Anna Karenina


Absolutna niespodzianka. Przepiękna teatralna scenografia, musicalowa wykończenie każdej sceny, rytm zachowany od pierwszego do ostatniego ujęcia, bajeczne kostiumy, dekoracje, charakteryzacja. Tyle że tragiczny wydźwięk dramatu Anny zaginął w tym przepychu. Keira jest przesłodka, ale nie oszukujmy się, jako aktorka gra dwoma uśmiechami. Nie mam nic przeciwko temu. I wcale mi nie przeszkadzało, że uśmierciła Kareninę. Całość odbierana jako farsa była świetna. Jedynie romantyczne dialogi między kochankami wyszły kiczowato. Gdyby mówili chociaż po rosyjsku (najlepiej bez tłumaczenia), można to by to uznać za trzymanie się konwencji. Jednak i to puszczam w zapomnienie, bo dawno się tak w kinie nie ubawiłam.

niedziela, 9 grudnia 2012

sobota, 8 grudnia 2012

Świątecznie

Siódma rano, a my w komplecie przy zapalonej choince. Dopiero wczoraj wieczorem ją ubieraliśmy, więc trudno nam się od niej odkleić. Za oknem mgła, śnieg i minus sześć na termometrze.
Dziś pieczenie pierniczków.
A potem kupimy poinsecję, wyślemy kartki z życzeniami, pod wieczór zagrzejemy wino, zapalimy świeczki...

piątek, 7 grudnia 2012

Złota rybka

Z ekscytacji aż nie mogę spać. Marzenia spełniają się parami. Rano wiadomość o Londynie, chwilę później o Kings of Leon. Pati and Pati, oby złota rybka spełniła trzecie życzenie: żebyśmy się spotkały i tu, i tu:)

czwartek, 6 grudnia 2012

Basen


Dawno już nie kupowaliśmy/wypożyczaliśmy nowej gry. Miłą niespodzianką był więc prezent od Mikołaja. Basen jest genialny w swej prostocie. Gra polega na tym, że pływa się łowiąc punktowane boje i omija pułapki w postaci kół ratunkowych. Ale trzeba też decydować, czy kolejne posunięcie będzie bardziej opłacalne dla nas czy dla przeciwników. Wciągnęło nas od razu. Na razie Maciek ciągle wygrywa. Lecz trudno się dziwić, skoro tylko on jeden z naszej trójki naprawdę dobrze pływa:)

środa, 5 grudnia 2012

Alkoapteczka

Już nie mogę doczekać się rozpoczęcia terapii. Dziewczyny, oficjalnie otwieram klinikę z poradnią, ostrym dyżurem i oddziałem dla przewlekle chorych:) Zapewniam antidotum na każdą dolegliwość. Jeszcze raz dziękuję!!!

wtorek, 4 grudnia 2012

poniedziałek, 3 grudnia 2012

The Walking Dead


Intrygujący widok, prawda? My też daliśmy się nabrać. Miało być tajemniczo, przerażająco i nieprzewidywalnie. Przebrnęliśmy przez pierwszą serię, zaczęliśmy drugą i w połowie otwierającego ją odcinka znudzeni jak mopsy postanowiliśmy się poddać. Najpoważniejszy zarzut jest następujący: wydarzenia z całego sześcioodcinkowego sezonu z powodzeniem, czyli utrzymując uwagę widza w napięciu,  zmieściłyby się w sześćdziesięciu, góra dziewięćdziedzięciu minutach. Tymczasem otrzymujemy marnej jakości zapychacze czasu antenowego: nieustające powtórki, obrazki z życia szwędaczy (albo się pałętają bez celu, albo ktoś masakruje im głowy, słowem czysta forma nudy, jeśli ogląda się to po raz dwudziesty)  i żenujące w swej wymowie wynurzenia bohaterów. Co więcej, podstawowym powodem, dla którego postaci ładują się w kolejne tarapaty, jest ich własna głupota. A jeśli akurat nie, to scenariusz zakłada, że widz nie będzie czepiał się szczegółów i przykładowo zombie w masowych ilościach wyrastający jak spod ziemi zrealizują postulat koniecznego elelmentu zaskoczenia. I pal licho, że jeden z bohaterów stoi na dachu campera z lornetką w ręku i wszczyna alarm dopiero, kiedy zagrożenie zbliży się na odległość kilkanastu metrów. Zarzutów własnych, Maćka oraz wspólnych mam długą listę. Ale zamiast ją tu spisywać, zasiadam na kanapie z nadzieją, że kolejny serial okaże się ciekawszy.

niedziela, 2 grudnia 2012

sobota, 1 grudnia 2012

Fabryka pań

Na Fashion TV leci piosenka, którą lubię. Zatrzymujemy się więc na tym kanale. Bastek zahipnotyzowany patrzy na maszerujące po wybiegu modelki.
- A dlaczego te panie wszystkie wyglądają tak samo?
- Bo właśnie o to chodziło: mają te same fryzury i makijaż, a ubrania są podobne, bo to jedna kolekcja.
- O, a ja myślałem, że tu produkują właśnie takie panie.

Persepolis

Pamiętnik nastolatki w formie komiksu. Brzmi banalnie, dopóki nie przyjrzymy się uważnie okładce, nie otworzymy książki, nie zapoznamy się z biogramem autorki. Satrapi mądrze i z humorem opisuje losy ojczystego Iranu. Każde wydarzenie polityczne pociąga za sobą konsekwencje w życiu rodzinnym dziewczynki, która analizuje fakty i zasłyszane historie, tropi nieścisłości i stara się racjonalizować zmiany, których często nie rozumie, obnażając tym samym ich prawdziwą naturę. A wszystko malowane oryginalną (nie znam zbyt wielu komiksów, ale takiego jeszcze nie widziałam) kreską. 'Persepolis' czyta się naprawdę świetnie. Czekam, kiedy Babu dorośnie, żeby mu tę lekturę podsunąć.