piątek, 30 sierpnia 2013

Kiełki z patelni



Dla nierpliwych leniuchów. Do zrobienia w maksymalnie 5 minut.
Kiełki z patelni i kawałek cheddara.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Geny a charakter

'Być może jednym z celów ograniczonej długości życia jest zmuszenie nas do rozwagi. Wiemy mniej więcej, ile lat będziemy żyli i zgodnie z tym planujemy nasze życie. W młodości mamy wiele zapału do zdobywania wiedzy, potem pęd do rozmnażania się, następnie do gromadzenia zasobów na czas odpoczynku i w końcu przychodzi wiek, gdy przerywamy pracę. Co by było, gdyby życie trwało wiecznie? Czy mielibyśmy motywację do jakiejś sensownej aktywności? Być może, lecz nic nas tak nie mobilizuje, jak terminy ostateczne.'
Książka o genetycznych korzeniach osobowości, o różnicy między wrodzonym temperamentem a nabytym drogą doświadczenia i woli charakterze. Cytat niejako od tego oderwany, ale poruszył moją wyobraźnię.
Szalenie wciągająca, a zarazem pouczająca lektura.

środa, 28 sierpnia 2013

Tosty u Witka

Niejedna knajpka pojawia się we Wrocławiu znienacka i z przytupem, przez chwilę czaruje każdego, kto zawita w jej progi, po czym znika bez śladu robiąc miejsce następnej. Inne lokale latami pracowały na renomę, wymieniane były w przewodnikach, dzielnie stawiały czoła brutalnej rzeczywistości, by w końcu zamknąć swe podwoje i przejść do historii. 
Cieszę się widząc nowe szyldy. Pogodziłam się z zamknięciem Casablanki i Johna Bulla. Ale likwidacji Witka sobie nie wyobrażam. 
Bo jesteśmy rówieśnikami. Bo właśnie w tym barze od dziecka jadłam tosty i tylko tosty (i już nigdy nie miały mi smakować nigdzie indziej). Bo tu przychodziłam z przyjaciółmi z liceum i ze studiów. A będąc w ciąży bywałam u Witka jeszcze częściej, licząc na to, że Babu też się zawczasu zakocha w tym niepozornym miejscu. Na razie moje dziecię nie zdradza się z tym uczuciem, ale prawda jest taka, że o ile w innych miejscach lubię posiadywać w miłym towarzystwie, tak tu nawet tete-a tete z tostem jest rozkoszą. 


Bar Witek, ul.Wita Stwosza 40/1a

wtorek, 27 sierpnia 2013

Bransoletka

Praktyczne zastosowanie open'erowego identyfikatora. Gorzej będzie jak Rita zainteresuje się innymi bransoletkami, które noszę.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Przygody Baltazara Gąbki

W Darłówku, tuż obok przystani, z której odpływają tramwaje wodne, znajduje się malutka księgarnia. Oczywiście nie omieszkaliśmy tam zajrzeć. Na widok 'Przygód Baltazara Gąbki' zaświeciły się nam oczy. To znaczy mi i Maćkowi, bo Babu zbyt był zajęty namówieniem mnie na Ninjago, żeby zarejestrować, co do niego mówię. Ale po powrocie do domu gazetka Lego poszła w kąt, a od opowieści o Smoku Wawelskim i Deszczowcach trudno się nam oderwać:)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Brzeg Dolny


Kolejna eskapada rowerowa. Na liczniku 75 kilometrów. Trasa do Brzegu Dolnego przez Marszowice, Wilkszyn, Pisarzowice, Brzezinkę Średzką. W Głosce okazało się, że przeprawa promowa nieczynna, a że nowy most ciągle jeszcze w budowie, Odrę trzeba było pokonać wiaduktem kolejowym. Długa na 370 metrów kupa złomu wygląda tyleż malowniczo, co złowieszczo. A że na dodatek ciągle jeżdżą tędy pociągi, strachoputy z lękiem wysokości mocno się na tym odcinku pociły. Z całych sił ściskając kierownicę roweru, drepcząc jak gejsza i myśląc o Ricie pozostawionej samej w domu, bez mrugnięcia okiem pokonałam jednak tę straszliwą przeszkodę.
Ale kolejna wyprawa tą trasą dopiero jak oddadzą od użytku most z prawdziwego zdarzenia:)

Pizza

Wieczór filmowy z pizzą. Rita mając w poważaniu swoje miski z paszą towarzyszy Maćkowi przy wyjmowaniu smakowicie pachnącego jedzonka z pudełka. Za nic jednak nie może go nakłonić, żeby dał choć trochę spróbować, więc wędruje za nim na kanapę i co rusz zagląda mu w talerz. Maciek pozostaje nieugięty i dzielić się nie chce. Rita szuka pocieszenia u mnie i niby przez przypadek ciągle trafia nosem tuż obok mojego jedzenia. Jednak i te podchody kończą się niepowodzeniem, więc mała swym zainteresowaniem postanawia obdarzyć telewizor. Siada tuż przy nim i wychylając się zza zakrętu przytula pyszczek do ekranu.

Tyle zapamiętałam z pierwszych dziesięciu minut oglądania:)

Potem mały przytulasek wtulił się w swoją panią i zasnął.

piątek, 23 sierpnia 2013

Rita


Rodzina się powiększyła.

środa, 21 sierpnia 2013

Kubusiowy słowniczek

Misia! Wydało się! Pamiętasz obojętność, z jaką Bastek podszedł do słownika dwa lata temu? Okazuje się, że obecnie jest to jedna z najczęściej wertowanych przez niego pozycji. Nakryłam go na tym przypadkowo. A on nie tylko się nie wyparł, ale jeszcze pokazał mi miejsca oznakowane zakładkami! Dla jasności dodam, że póki co interesują go tylko obrazki. Ale może w końcu zauważy płytę CD podczepioną do trzeciej strony okładki i ruszymy ze słownikiem krok dalej;)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Szaszłyki


Kiedy powtarzamy?

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Pałac snów


.
Książeczka skromnych rozmiarów, ale walczyłam z nią prawie tydzień. Czy aż tak mi się ta lektura nie podobała? No przecież nie, bo rzuciłabym ją w kąt. Ale trudno powiedzieć też, żeby mnie porwała. 'Następcę' przeczytałam jednym tchem, dlatego na widok innego tytułu Kadarego na bibliotecznej półce o mało czkawki z ekscytacji nie dostałam. A jednak przy czytaniu tej powieści zasypiałam. Może dlatego, że akcja rozgrywa się w urzędzie zbierającym i analizującym marzenia senne? Już sama sceneria działała na mnie usypiająco: niekończące się nitki korytarzy, chłód, szmer przewracanych kartek. Do tego bezgłośnie szeptane słowa, pourywane myśli, morze niedopowiedzeń. A przecież wiejąca z tego miejsca groza aż mrozi krew w żyłach. Lodowe piekło tajnej policji. I dzieje wielkiego rodu wplecione w historię zniewolonego narodu. Może po prostu trafiłam na tę książkę w nieodpowiednim momencie, że tak mało wyrazista mi się wydała?

środa, 14 sierpnia 2013

KRVN


DESKA SMAKÓW
domowe pesto / ser kozi / pasta z gorgonzoli / marynowana kalarepka / duszona cukinia / pasta z suszonych pomidorów / pasta z makreli

KRVN, św.Antoniego 40/1

wtorek, 13 sierpnia 2013

Lodówkowa galeria

 Lodówka przed wakacjami:


oraz po powrocie:


niedziela, 11 sierpnia 2013

Nad Wisłą








Mural na toruńskim nabrzeżu.

Dolina Bystrzycy

Ostatni dzień laby wykorzystany w najlepszy możliwy sposób: korzystając z tego, że Sebi bawi w Bolesławcu, zrobiliśmy czterdzieści kilometrów testując ścieżkę rowerową w Dolinie Bystrzycy. Pogoda idealna na przejażdżkę, trasa malownicza, a po drodze ekscytujące stuprocentowego mieszczucha uroki wsi: piejące jak opętane koguty, wylegujące się na łąkach mućki, zapach dojrzewających na przydrożnych śliwach owoców. Bajka:) 
Ale najlepszy był piknik nad rzeką w cieniu Pałacu Aleksandrów. Iście sielankowy zakątek. Można pohuśtać się na oponie, wybić piwko do zabranej z domu kanapki, pobujać się na leżaku albo poleżeć na soczyście zielonej trawce. Tylko zdjęć nie zdążyłam trzasnąć, bo zjechała się hałaśliwa ferajna i zasiadła do dłuższego biesiadowania, grzebiąc tym samym plan przeczekania nalotu szarańczy. Cóż, może następnym razem:)  

sobota, 10 sierpnia 2013

Toruń


Jeszcze nie zdążyłam obwieścić światu mojej nowej miłości, Gdańska, a tu znowu się zakochałam. Tym razem głowę straciłam dla Torunia. 
A zajechaliśmy tam tak naprawdę przez Babu, albowiem zachwycony zeszłoroczną projekcją o postaniu kosmosu w berlińskim muzeum, wyraził chęć zobaczenia planetarium. Tak więc tradycji stało się zadość i wracaliśmy z wakacji z przystankiem, zatrzymując się w Mieście Aniołów.

Czas wykorzystaliśmy do maksimum. A że spis atrakcji przygotowała nam torunianka z krwi i kości, najpierw była kilkugodzinna wizyta w planetarium, a potem: pieczenie pierników, rejs Katarzynką, piernikowe lody od Lenkiewicza, stanie pod Krzywą Wieżą, zapoznanie się ze strażnikami patrolującymi ulice (trzymałam ich latarenkę, haha!), zakupy w Emporium, naleśniki w Manekinie, kibicowanie rycerzom walczącym z Krzyżakami o twierdzę (prawdziwa broń, stroje, wytrzały, a nawet pożar! co za widowisko!), zabawa na piernikowym placu zabaw, wizyta w kilku innych kultowych miejscach, a przede wszystkim spacery wte i wewte w poszukiwaniu aniołów. A najlepsze jest to, że wszędzie mieliśmy bajecznie blisko, bo nasz hotel znajdował się w samym centrum zdarzeń, przy malowniczej ulicy Podmurnej.
Było bosko! Już kombinujemy, kiedy znowu tam pojechać:) 

P.S. Wstyd się przyznać, ale mam na koncie jeszcze jedną zdradę, bowiem po dwukrotnym skosztowaniu lodów piernikowych jestem całkowicie pewna, że są lepsze nawet od jedynie słusznych czekoladowych. 
Świat stanął na głowie!
    
P.P.S. Uroczy hotel na zdjęciu to nie nasza miejscówka. Ten tu znajduje się przy ulicy Piekary. Taka zmyłka;)

piątek, 9 sierpnia 2013

czwartek, 8 sierpnia 2013

Mewy

Sen o samolotach

W Bobolinie śniło mi się, że pojechaliśmy na wakacje i staliśmy na ganku drewnianego domku podziwiając panoramę stolicy tonącą w promieniach zachodzącego słońca. Nagle na niebie pojawiło się sześć samolotów. Trzy małe otoczyły jeden duży, odcinając go od pozostałych, ustawiły się do ataku i stąd ni zowąd zaczął się armagedon. Samoloty wybuchały jeden po drugim, fala uderzenia zmiotła połowę miasta, wokół naszego domku, który jakimś cudem ostał się niemalże nienaruszony, zaroiło się od strażaków i umorusanych ofiar pożarów. A na koniec Maciek, odpowiadając na Bastka pytanie, dlaczego ktoś zaatakował nasze linie lotnicze, powiedział, że było to od dawna spodziewane, bo podobne ataki miały już miejsce w Rosji i kwestią czasu było przesunięcie się linii frontu.

Sen o terminalu

Maćka sen wakacyjny rozgrywał się tuż przy wejściu na bobolińską plażę. Znajdował się tam jedyny w okolicy sklep z piwem, a płacić można było tylko kartą. Pech chciał, że zasięg był tam kiepściutki, sygnał nie docierał i terminal zwykle nie działał, więc zakupów nie sposób było zrobić. No koszmar po prostu;)

środa, 7 sierpnia 2013

wtorek, 6 sierpnia 2013

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Wróciliśmy


Wróciliśmy. Pralka leci czwarty raz, a ja leniwie przeglądam zdjęcia.