środa, 28 sierpnia 2013

Tosty u Witka

Niejedna knajpka pojawia się we Wrocławiu znienacka i z przytupem, przez chwilę czaruje każdego, kto zawita w jej progi, po czym znika bez śladu robiąc miejsce następnej. Inne lokale latami pracowały na renomę, wymieniane były w przewodnikach, dzielnie stawiały czoła brutalnej rzeczywistości, by w końcu zamknąć swe podwoje i przejść do historii. 
Cieszę się widząc nowe szyldy. Pogodziłam się z zamknięciem Casablanki i Johna Bulla. Ale likwidacji Witka sobie nie wyobrażam. 
Bo jesteśmy rówieśnikami. Bo właśnie w tym barze od dziecka jadłam tosty i tylko tosty (i już nigdy nie miały mi smakować nigdzie indziej). Bo tu przychodziłam z przyjaciółmi z liceum i ze studiów. A będąc w ciąży bywałam u Witka jeszcze częściej, licząc na to, że Babu też się zawczasu zakocha w tym niepozornym miejscu. Na razie moje dziecię nie zdradza się z tym uczuciem, ale prawda jest taka, że o ile w innych miejscach lubię posiadywać w miłym towarzystwie, tak tu nawet tete-a tete z tostem jest rozkoszą. 


Bar Witek, ul.Wita Stwosza 40/1a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz