piątek, 13 marca 2015
Ja, Klaudiusz
Jaka dzika radość mnie ogarnęła, kiedy na bibliotecznej półce zobaczyłam Klaudiusza! Moje osobiste wydanie wyruszyło kiedyś w świat i jeszcze do mnie nie wróciło, a książkę tę czytałam tarzając się ze śmiechu. Było to jednak lata temu. I nie wiem, czy zgorzkniałam przez ten czas, czy coś innego zaważyło, ale tym razem z trudem brnęłam przez kolejne stronice. Jakież rozczarowanie! Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca! Przecież od dekady w najlepszej wierze na prawo i lewo deklaruję, że to absolutny kanon i pozycja z czołówki moich ulubionych lektur. A teraz z bojaźnią przeglądam domową biblioteczkę i ręce mi drżą na myśl, że w końcu kiedyś najdzie mnie ochota na powrót do starych dobrych znajomych. Bo co ja zrobię, jeśli się okaże, że gust mi się całkowicie zmienił i już nie będę mnie cieszyły latami gromadzone zbiory? Exodus do osiedlowej biblioteki? Puste regały? Hmm... Pewnie zaraz bym je czymś nowym zapełniła. Ale nie o to przecież chodzi. No w kropce jestem i tyle.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz