czwartek, 26 marca 2015

Nightcrawler

'Wolny strzelec' wstrząsnął mną do głębi. Jake Gyllenhaal jako psychopatyczny kronikarz nocnego życia wielkiego miasta jest upiorny, demoniczny i do bólu przekonywający. Złote myśli zaczerpnięte, jak sam to z dumą wyjawia, z internetowych kursów dla szukających inspiracji i motywacji biznesmenów, gładko płynące z jego ust, mrożą krew w żyłach. A obłąkane, świdrujące, stalowo zimne spojrzenie diabolicznie wytrzeszczonych oczu dodatkowo potęguje wrażenie, że oto spełnia się nasz najgorszy senny koszmar - stanęliśmy twarzą w twarz z kimś, kto albo wydobędzie całe drzemiące w nas zło, by potem bezwzględnie je wykorzystać do własnych celów i pozbyć się nas przy najbliższej okazji, albo z miejsca uzna, że jesteśmy bezużyteczni i tym szybciej usunie nas z drogi. Upór, z jakim bohater dąży do celu przyprawia o gęsią skórkę, a kiedy zostaną przekroczone już wszelkie granice i liczymy, że zakończenie filmu przyniesie ze sobą otuchę, sprawiedliwość zostanie wymierzona, źli ukarani, dociera do nas, że to dopiero początek zabawy i machiny, która została wprawiona w ruch zatrzymać się już nie uda. Mocny, warty uwagi film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz