Książka jest zapisem eksperymentu, jakiemu poddało się dwanaście gospodarstw domowych. Cel: ograniczyć wydatki do minimum. I wytrwać w tym postanowieniu przez okrągły rok. Już przy definiowaniu pojęcia niezbędności szeroko ze zdumienia otwierałam oczy. W domu nie musi być ciepło, krem do twarzy to luksus, dziecku zabawek nie trzeba, jedzenie można zdobyć na trawniku, w lesie, na śmietniku. Wymagane do pracy białe skarpetki w końcu się od kogoś dostanie, póki co drewniane chodaki pielęgniarka może nosić na bose stopy. Do tego ciągła pogoń za zdobywaniem koniecznych rzeczy plus długie godziny spędzone na pozyskiwaniu, gromadzeniu, przetwarzaniu produktów spożywczych. Zdecydowanie bardziej czasochłonne niż tradycyjne zakupy z listą w ręku i pełnym koszykiem przed sobą. Analizowanie każdego wydatku i nieuchronne poczucie winy. Przycinanie pomysłów na miarę nowego modelu życia i odmawianie sobie zachcianek aż do kompletnego ich zaniku - przynajmniej jawnie. Narastająca frustracja.
Celowo przytaczam drastyczne przykłady. Autorka zadała w końcu bowiem nurtujące mnie od samego bowiem początku pytanie, gdzie kończy się gospodarność, a zaczyna skąpstwo i pasożytnictwo. Kiedy okazało się, że rodzina i przyjaciele zgodzili się na nowe reguły gry i prezentów nie będzie, pojawiło się rozczarowanie. No właśnie. Banki czasu, wymiany rzeczy zbędnych, wzajemna pomoc i szukanie alternatywnych czy okazyjnych sposobów na pozyskanie potrzebnych dóbr to jedno. Aby jednak mieć prawo przynależenia do społeczności, trzeba też dawać. I czasem kupować. Czasem bezsensowne rzeczy za ciężkie pieniądze.
'Mniej' pochłonęło mnie bez reszty. Kibicowałam bohaterom, kiedy byli o krok od ulegnięcia pokusie, współczułam im, gdy kłócili się z bliskimi o pieniądze, dziwiłam się wielu ich wyborom, starałam nie osądzać. Eksperymentu z pewnością bym nie przeżyła, ale już sam jego zapis zmusił mnie do zadania sobie kilku zasadniczych pytań - nie tylko dotyczących sfery finansów. Gorąco polecam tę inspirującą lekturę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz