Męczyłam tę książkę i męczyłam. Raz, że bolą mnie ostatnio oczy i chwilowo lektura tramwajowa została zawieszona. Dwa - zasypiam często o nieprzywoicie wczesnej godzinie. Ale główny powód to chyba jednak mało wciągająca akcja tego nietypowego kryminału. Owce szwędają się po pastwisku, cudem udaje im się dojść do sensownych konkluzji, a zakończenie jest rozczarowująco przesłodzone. Jedyna atrakcja to dokrycie, kto zabił. Tyle że to za mało, żebym pokusiła się o sięgnięcie po 'Triumf owiec'.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz