Niedziela wieczór. Polegujemy we trójkę w sypialni. Nagle Maciek pieszczotliwie podszczypuje synka w pupkę, a ten, wiedziony instynktem, podskakuje i trafia mnie z bańki prosto w nos. Odgłos jakby arbuz zaliczył gwałtowne spotkanie z betonem. I rodzinna scenka rodem z reklamy zmienia się w krwawą jatkę. Ekran zalany kwią. I znokautowana mamusia po wizycie w łazience wraca do pozycji horyzontalnej z tamponami w nozdrzach i zimnym okładem.
P.S. Rano rozsmarowując na twarzy krem niechcący dotknęłam nosa i rozległo się ciche chrupnięcie. Ale na tym się skończyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz