piątek, 28 listopada 2014

czwartek, 27 listopada 2014

Edycja zimowa


Ritusia z nastaniem jesieni zaczęła obrastać nie tylko gęstym, puszystym i mięciusim futerkiem, ale i tłuszczykiem. Pupę ma teraz dwa razy szerszą niż w czasie wakacji. Bieganie za myszką czy czerwoną kropką nie jest już zabawą na kwadransik lub dwa, ale kończy się po kilku minutach. Skoki na szafkę czy parapet nie zawsze są odmierzane na nową wagę i czasem kończą się niepowodzeniem. Spanie i polegiwanie stało się dominującym w planie dnia zajęciem.

Ale i usposobienie Ritki się zmieniło. Nie, żeby tam zaraz przestała stawiać na swoim i rezygnować z egzekwowania należnych królowej względów. Zrobiła się jednak tak przytulaśna, że jedyne, za co mi się obecnie obrywa, to zbyt późne kładzenie się do łóżka. Koteczka powróciła bowiem zwyczaju wylegiwania się na swojej pani i zasypiania w jej objęciach. Ilekroć nadarzy się okazja, czyli kiedy tylko zostaniemy sam na sam. Ale wieczorem to już obowiązkowo i nie zważając na okoliczności. A już myślałam, że było mi to dane tylko na chwilę, póki Rituś nie dorosła.

Może kiedyś nadejdzie ten piękny dzień, kiedy moja mała królewna nauczy się spać mi na kolanach, podczas gry siedzę na krześle? Nie tracę nadziei:)

środa, 26 listopada 2014

Zimowy sen

'Zimowy sen' urzekł mnie nie tylko przepięknymi ujęciami niepowtarzalnej urody krajobrazami Kapadocji, ale rzadko w kinie spotykanymi, oddanymi w realnym czasie dysputami bohaterów. To bowiem nie tyle działania postaci, ale długie, wyczerpujące rozmowy, jakie po kolei odbywają, wyznaczają kamienie milowe wątłej skądinąd akcji. Ale nie dajmy się zwieść pozornemu zastojowi, rozleniwieniu i ciszy spowijającej niewielki górski hotel prowadzony przez emerytowanego aktora. Emocje, które uderzą z ogromną siłą wraz z pierwszym  śniegiem, wyzwolą potoki słów płynące z ust bohaterów, obudzą demony i wbiją nas w fotel. Aydin okaże się małostkowym, egocentrycznym manipulantem, niezdolnym do współczucia i w białych rękawiczkach zadającym ciosy, bezlitosnym draniem. Jego żona, odarta z dumy i złudzeń, nie będzie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. A siostra, kiedy już doigra się i usłyszy kilka słów prawdy, zamknie się w swoim pokoju na głucho i do końca filmu nie będziemy mieli okazji jej zobaczyć. Niezrozumienie i brak empatii rozgrywa się tu na wielu płaszczyznach. Syty nie zrozumie głodnego, bogaty zażarcie będzie bronił się przez jakąkolwiek krytyką pustych gestów i robionych na pokaz hojnych datków, silniejszy nie zawaha się użyć najostrzejszych słów, by zranić słabszego. I tak bez końca i cienia szansy na zmianę skostniałego układu.

wtorek, 25 listopada 2014

poniedziałek, 24 listopada 2014

niedziela, 23 listopada 2014

Bogowie

Pełne sale kinowe przez kilka kolejnych tygodni. Jednomyślnie entuzjastyczne recenzje. Kreacja Kota, która przejdzie do historii polskiej, a może nawet światowej kinematografii. Film, którym nie sposób się nie zachwycić. Jest w nim swoisty amerykański rys. Może to sposób sportretowania samotnie walczącego przeciw całemu światu bohatera. Może odarcie go z uniformu sztuczniej świętości i pokazanie również chwil jego słabości. Może profesjonalnie nakręcone sceny brawurowych przejażdżek samochodowych. Wreszcie - może wyjątkowa muzyka. Mniejsza o to. 'Bogowie' to film, na jaki latami czekaliśmy. O wielkim człowieku, jakim był Religa. Ale bez patosu i zadęcia. O realiach lat osiemdziesiątych, w których przyszło mu walczyć o zmiany, lecz bez drwiny czy tej tak lubianej w naszym kraju nutki udręki - sama nie wiem, co gorsze. O zaangażowaniu w pracę, wychodzącym daleko poza granice pasji, a stającym się obsesją. O tym, co można zdziałać, kiedy entuzjasta i wizjoner znajdzie oddany mu zespół. Kilka tygodni już minęło, a nadal jestem pod ogromnym wrażeniem - jak zaraz po seansie. I nie spotkałam nikogo, kto umiałby znaleźć choć jeden słaby punkt tego filmu.

sobota, 22 listopada 2014

Obywatel

Nawet zjadliwy felieton Vargi nie potrafił odwieść mnie od pomysłu wybrania się na ten film. Jerzy Stuhr to gwarancja udanej komedii, a co dopiero, kiedy stanie on za kamerą, a na planie będzie mu towarzyszył syn. Cóż, najkrótsza recenzja 'Obywatela', jaka mi przychodzi do głowy, mieści się w dwóch słowach: zmarnowana szansa. Chociaż liczba mnoga byłaby tu bardziej na miejscu. Scenariusz miał w sobie potencjał, ale teoretycznie zabawne sceny zepsuła drewniana gra aktorska, brak iskry, polotu, wiarygodności postaci. Może nadmiar filuternych historyjek nie był jednak najlepszym pomysłem na opowiedzenie historii życia Jana Bratka. Anegdoty i  aktorskie perełki (Sonia Bohosiewicz) ginęły w nadmiarze następujących po sobie gagów, niemalże czuło się pośpiech, z jakim postaci przeskakują z jednej scenerii w drugą, by zmieścić się w wyznaczonym czasie ze wszystkimi przewidzianymi atrakcjami. A finał filmu do szczętu mnie już zniesmaczył. W moim odczuciu całość jest niestrawna i szkoda na nią czasu.

środa, 19 listopada 2014

Czarodziejski flet

Dziś uczciwie zasłużyłam na tytuł matki roku fundując Babusiowi istny dzień dziecka. Rano eksperymenty z z kwasami i zasadami na zajęciach chemicznych z Unikids, z których dzieci wyszły umazane sztuczną krwią. Potem klasowe wyjście do Teatru Lalek. Przejażdżka tramwajem w takim towarzystwie to zawsze niezapomniane przeżycie. A na koniec spotkanie ze smokami w ramach firmowej imprezy dla najmłodszych.

Padam na twarz, ale czuję, że się zrealizowałam;)

I tylko jeszcze wspomnę o przedstawieniu 'Czarodziejski flet', które okazało się wyborną ucztą dla oczu i uszu. Oprawa muzyczna, scenografia, kostiumy, aktorzy, a przede wszystkim sam pomysł na ten muzyczny spektakl - wszystko na najwyższym poziomie, dopracowane w każdym szczególe, pomysłowe, dowcipne, porywające, zachwycające. Wystarczy spojrzeć na fotografie zamieszczone na stronie teatru, by choć w przybliżeniu poczuć magię tego przedstawienia. I zapewniam, że warto poświęcić godzinę, by na własne oczy przekonać się,  jaką moc mają te barwne postaci, kiedy ożyją na scenie.



niedziela, 16 listopada 2014

Frozen Free Fall

Dziś odkryta i z miejsca szaleństwo! Gramy z Babu całe popołudnie. Ja na swojej komórce, on na telefonie Maćka. Oboje na podłączonych ładowarkach. Utknęłam na poziomie dwudziestym drugim, a że straciłam wszystkie życia, muszę czekać na zmartwychwstanie. Zaczynam się zastanawiać nad dokonaniem opłaty celem przyspieszenia tego procesu. A już z pewnością zostawię grę włączoną na noc, żeby mi się 'dodatkowe życia' ładowały. Ciekawe, czy jest na nie jakiś limit.



sobota, 15 listopada 2014

Drugi przekręt Natalii

Kryminały Rudnickiej czytam z niekłamaną przyjemnością. Zabawne, pisane lekko, z przymrużeniem okiem - świetnie nadawałby się do adaptacji filmowej. Zwłaszcza historia o pięciu przekrzykujących się nieustannie siostrach. W pierwszej części Natalie dopiero odkryły, że są siostrami i wspólnymi siłami zmagały się z wyjaśnieniem zagadkowej śmierci tatusia. Teraz mieszkają razem i choć trudno w ich przypadku mówić o jednomyślności, w konfrontacji ze światem zewnętrznym trzymają sztamę. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi sakiewka pełna diamentów. Ta książka to błahostka, którą czyta się jednym tchem. Ale szczęśliwie Rudnicka nie udaje, że miało to być coś innego, nie puszy się, nie wmawia czytelnikowi, że jest jakieś drugie dno w książce, która ma li i jedynie służyć rozrywce. Dla fanów prozy Camilli Lackberg czy Charlotte Link nie będzie to czas stracony.



piątek, 14 listopada 2014

Zguba

Późny sobotni wieczór, biesiadujemy poza domem. Jakimś cudem udaje mi się usłyszeć, że w mojej torebce dzwoni komórka. Telefonuje babcia Bogusia pełniąca tej nocy rolę babysitterki.
 - Aga, muszę ci coś powiedzieć! Zgubiliśmy kota!
Zatyka mnie. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać na takie wyznanie.
 - Przeszukaliśmy całe mieszkanie, sprawdziliśmy balkon, pod łóżkiem w sypialni, pod szafkami w kuchni, Babu chodził wszędzie z laserkiem i głośno wołał Ritę, ale nie przyszła. Nawet zeszliśmy schodami na parter i sprawdziliśmy całą klatkę schodową. Nigdzie jej nie ma. A Sebi już prawie płacze i powtarza, że nie będzie bez niej mógł żyć. Pewnie wymknęła się z domu, kiedy było zamieszanie przy waszym wyjściu.
 - A szafy sprawdzaliście? Otwieraliśmy wszystkie trzy skrzydła, może ją tam zamknęliśmy niechcący.
 - No czekaj, już zaglądam... O matko! Biedulka w szafie była uwięziona! A tu tak ciasno, ledwie się zmieściła pod kurtkami, bo tu jakiś karton pełen czapek i szalików.  Ale jej tam musiało być niewygodnie! Aż się cała wzdryga i przeciąga.



czwartek, 13 listopada 2014

Londyn NW

Stoję przystanku, czytam, podchodzi koleżanka z dawnej pracy, zagaduje i już po chwili toniemy w rozmowie o nowościach w księgarniach, osobistych odkryciach ostatnich miesięcy, strategiach czytelniczych i tak dalej. Ewidentnie nadajemy na tych samych falach. Że też nigdy wcześniej na siebie nie wpadłyśmy! Rozmowa zahacza też o Zadie Smith, której najnowszą powieść trzymam pod pachą. Koleżanka z miejsca przyznaje się, że to jej pierwsze spotkanie z tą polecaną przez wszystkich autorką, że za książkę zabrała się z ogromnym entuzjazmem i że z wyrzutami sumienia porzuciła ją przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pytam o powody zniechęcenia i słyszę te same zarzuty, które sama bym postawiła. Bohaterowie tendencyjnie odmalowani jako bezdennie depresyjni. Ich motywacja psychologiczna pozostała tajemnicą. Styl sztuczny, niemalże przesiąknięty łzami i potem męczącej się nad każdą frazą autorki. Jedyna jawna intencja pisarki to zarażenie czytelnika poczuciem absolutnego zniechęcenia do cieszenia się czymkolwiek, epidemią która zdaje się grasować w kilku londyńskich dzielnicach.
Naprawdę ulżyło mi, kiedy już z koleżanką ustaliłyśmy wspólne stanowisko wobec 'Londynu NW', bo ja dobrnęłam do ostatniej linijki i ze smutkiem uświadomiłam sobie, że równie dobrze mogłam odpuścić po trzeciej stronie. Tak więc ku przestrodze: jeśli nie czujesz magii tej książki od pierwszego zdania, poszukaj innej lektury. Tym razem Zadie Smith nie wyszło.


poniedziałek, 10 listopada 2014

My, Cyganie


Fantazyjne nakrycia głowy na organizowanych u nas spotkaniach towarzyskich stały się już normą. Czas pójść krok dalej. Na razie się wprawiamy:)