Późny sobotni wieczór, biesiadujemy poza domem. Jakimś cudem udaje mi się usłyszeć, że w mojej torebce dzwoni komórka. Telefonuje babcia Bogusia pełniąca tej nocy rolę babysitterki.
- Aga, muszę ci coś powiedzieć! Zgubiliśmy kota!
Zatyka mnie. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać na takie wyznanie.
- Przeszukaliśmy całe mieszkanie, sprawdziliśmy balkon, pod łóżkiem w sypialni, pod szafkami w kuchni, Babu chodził wszędzie z laserkiem i głośno wołał Ritę, ale nie przyszła. Nawet zeszliśmy schodami na parter i sprawdziliśmy całą klatkę schodową. Nigdzie jej nie ma. A Sebi już prawie płacze i powtarza, że nie będzie bez niej mógł żyć. Pewnie wymknęła się z domu, kiedy było zamieszanie przy waszym wyjściu.
- A szafy sprawdzaliście? Otwieraliśmy wszystkie trzy skrzydła, może ją tam zamknęliśmy niechcący.
- No czekaj, już zaglądam... O matko! Biedulka w szafie była uwięziona! A tu tak ciasno, ledwie się zmieściła pod kurtkami, bo tu jakiś karton pełen czapek i szalików. Ale jej tam musiało być niewygodnie! Aż się cała wzdryga i przeciąga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz