Nie ma jak pędzić autostradą, najlepiej ile fabryka pozwala i niemalże czuć wiatr we włosach. Ale wtedy nie ma szans za ekstazę za widok bociana na łące, pasącej się krowy, stada skupiących niespiesznie trawę owiec. Można zapomnieć o przyjemności wypatrywania wiejskich kościółków z ich bajkowymi wieżyczkami. Nie widzi się falującego zboża przetykanego makami i chabrami. Rozmarzenie na widok dumnych rzędów kukurydzy, zachwyt kościołami Śląska czy architekturą Bytomia też odpada. Do listy widoków straconych dopisać trzeba katowicki tramwaj, sady czereśniowe i wiśniowe z drzewami uginającymi się pod ciężarem owoców, tablice z dwujęzycznymi nazwami miejscowości, podwórko z kilkunastoma syrenkami i garbusami we wszystkich kolorach tęczy. Tyle pamiętam w tym momencie, ale przez trzy godziny w każdą stronę z całą pewnością zebrało tego więcej.
U celu, dwa kroki od zbiornika wodnego Pogoria 3 (to nie żart, jest ich cztery i są ponumerowane!), czekał na nas taki widok:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz