czwartek, 20 czerwca 2013

Wagary



Drobne przyjemności w życiu: trzy pod rząd wolne piątki w czerwcu. Pierwszy zarezerwowany na czytanie, naukę, zaleganie na balkonie etc. Kolejny - na długo planowany spacer po Nadodrzu. Nie ma jak łazęga po mieście z aparatem w dłoni, kiedy zwykli obywatele pracują. Ciacho i prasówka w kawiarni o poranku. Zaznaczanie na mapie nowo odkrytych miejsc, do których chce się wrócić. Niespieszne szwędanie się bez konieczności dotarcia gdziekolwiek na czas. Nie znam lepszego sposobu na odnalezienie uczucia, że się jest na wakacjach.

A samo Nadodrze zmieniło się ogromnie. Co innego jednak przeczytać o tym w Wyborczej, a co innego zobaczyć na własne oczy te nowocześnie odnowione parki i place zabaw, te odrestaurowane w kolorach kojarzących mi się z Neapolem kamienice, ten wysyp galerii i pracowni artystycznych, które sprawiły, że znowu mam ochotę nabyć notes w wersji papierowej, by spisywać nachodzące mnie niespodzianie inspiracje. Wiele budynków niewątpliwie aż prosi się o remont, ale malowniczą ruinę znalazłyśmy tylko jedną. W niespodziewanie dużych ilościach obrodziło natomiast w urokliwe knajpki, kawiarnie i restauracyjki. Na napar z malin i pokrzywy z pewnością jeszcze wrócę do Cafe Pestka. Co jeszcze dobrego tego dnia? Tona wspomnień, dziesiątki historii i umiejąca słuchać bliska osoba wędrująca ramię w ramię. Nowa sukienka, dzięki której odkryłam w sobie księżniczkę. Ilekroć ją teraz założę, wrócę myślami do tego magicznego spaceru. I unoszący się w wielu zakątkach zapach dzikiej róży. Tak sobie myślę, że przydałby się taki krzaczek na działce. 

A jutro idziemy z Babu do zoo:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz