czwartek, 23 kwietnia 2015

Kiedy byliśmy sierotami

Wszystko wskazuje na to, że Kazuo Ishiguro pozostanie dla mnie autorem jednej książki. To już moje trzecie do niego podejście i znowu czuję rozczarowanie graniczące z niedowierzaniem, że to, co mnie zachwyciło w 'Okruchach dnia', w pozostałym powieściach staje się źródłem mojego rozdrażnienia. Na pierwszym miejscu listy zarzutów znajduje się tajemnicza atmosfera niedopowiedzenia. Nie potrafię wczuć się w ten klimat. Jak można całymi stronicami rozwodzić się nad przeróżnymi aspektami tego samego, trwonić czas na niuanse, domysły i próby doprecyzowania tego co było stronę wcześniej, w poprzednim rozdziale i w paru innych miejscach, skoro nie zmierza się ku żadnej poincie? To nie dla mnie. Bohaterowie nie wzbudzający we mnie żadnych uczuć poza irytacją z miejsca stają się dla mnie wrogami. Niby lustruję każdy ich krok, wypowiedziane słowo, myśl, ale w ogóle nie rozumiem, co nimi kieruje. Zniecierpliwienie narasta. Ale powtarzam sobie, że w końcu przejrzę na oczy i będzie mi głupio, że w swojej małostkowości nie dałam im szansy. Toteż z mozołem brnę do końca książki. I co? Wszystkie starania na nic. Kilka wieczorów straconych. Po raz kolejny obiecuję sobie odkładać książkę, jeśli tylko w mojej głowie zagnieździ się wątpliwość, czy ta lektura aby mnie nie zawiedzie. I koniec z Ishiguro!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz