czwartek, 17 listopada 2011

Lewy uśmiech

Siedzenia na zwolnieniu ciąg dalszy,  folguję więc sobie z robieniem rzeczy miłych a niepotrzebnych, tu Gilmore Girls, tam The Sims (wiadomo, jaką gram teraz rodzinką), dni lecą, katar mija, zaglądam sobie do lusterka, żeby ocenić stopień zagrożenia opryszczką, mam czas, więc uważnie studiuję, co widzę, i to w świetle dziennym, kiedy nagle dociera do mnie, że mam już zmarszczkę zwaną bruzdą nosową (to chyba tak się nazywa, wolę nie sprawdzać w necie, bo licho wie, czego się przy okazji mogę dowiedzieć), może to nawet jeszcze nie zmarszczka, jej zarys dopiero, w każdym razie to coś nowego, i kiedy tak na nią patrzę, uzmysławiam sobie, że owszem, mam ją, ale jedną, pojedynczą, zamiast pary. Tak, można zapomnieć o symetrii, bo z prawej strony nic nie widać.
Przyglądam się nadal uparcie i w końcu dociera do mnie, że jedyny sensowny powód tej dysproporcji to krzywy uśmiech.
Głupia sprawa, ale uśmiecham się bardziej na lewo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz