Od kiedy zamieszkała z nami Rita, ilość kwiatów doniczkowych i ciętych dramatycznie spadła. W ich miejsce pojawiły się zaś sztuczne. Serio. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdecyduję się na taki krok. Ale w desperacji zmienia się gusta bez marudzenia. Ritusia bowiem każdą roślinę traktuje jak potencjalny posiłek lub zabawkę. A że nie chciałam, żeby się otruła, i dosyć miałam odganiania jej, sprzątania, ustawiania wazonów na lodówce lub w innych dziwnych miejscach, byle pod sufitem, zapełniam dom produktami z Ikei. Bo brak zielonego w otoczeniu bardzo mi z czasem doskwiera. Do kolekcji dołączyły właśnie stokrotki i kule czosnku w rozkwicie. I cieszę się nimi, jak mogę, wypierając toksyczne myśli o braku zapachu etc. W końcu, lepszy żywy kot i sztuczne kwiatki niż na odwrót.
Ale kiedy zobaczyłam dziś wiąchy tulipanów we wszystkich możliwych kolorach, w tym w moim ulubionym odcieniu różu, nie wytrzymałam. I zafundowałam sobie bukiet. I ustawiłam wazon na środku stołu, dokładnie tak jak lubię i jak to zawsze robiłam. I widzę, że Rita tulipany ignoruje. A mi serce błogość zalewa. Kochana kicia:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz