środa, 8 stycznia 2014
The Wolf of Wall Street
Co za film! Co za rola DiCaprio! Trzy godziny minęły jak z bata strzelił. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby się okazało, że to nie koniec. Historia sama w sobie jest wielce ciekawa, ale to, jak opowiedział ją Scorsese, jest mistrzostwem świata. W szalonym tempie podążamy za brokerem, którego kariera to rozpędzony pociąg pełen głodnych sukcesu, pieniędzy i ekstremalnych przygód ludzi, lejącego się hektolitrami alkoholu, kilogramów narkotyków, setek kobiet wprost z okładek świerszczyków, luksusowych jachtów, apartamentów i samochodów, słowem: tysiąc wagonów, a w każdym karnawał w coraz bardziej oszałamiającej i rozpasanej odsłonie. Do tego fenomenalna, porywająca muzyka. No i obsada. Leonardo w najwyższej formie. Jak zawsze. Bo każdą kolejną produkcją udowadnia, że nie ma roli, w której by się nie odnalazł, postaci, której by nie zagrał jak nikt na świecie, charakteru, który okazałby się płaski w jego interpretacji. I co najważniejsze, niezależnie od tego, czy gra łobuza czy anioła, już pierwszym uśmiechem kradnie serca nie tylko damskiej części widowni. Przy jego charyzmie łatwo wypaść nieciekawie i wtopić się w tło. Ale w 'Wilku' każda postać zachwyca wyrazistością, spójnością i solidną dawką poczucia humoru i autoironii. Donnie, Mark Hana, agent Denham. Sceny z ich udziałem przejdą do historii kina. A przynajmniej ja zapamiętam je na długo. Och, och, och, czekam na okazję, żeby znowu to obejrzeć:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz