wtorek, 3 czerwca 2014
Obywatel roku
W ciągu pierwszych minut seansu uczucia miałam co najmniej mieszane. Grube, zdecydowanie niepoprawne politycznie żarty, trup padający za trupem, aż nadto nieskomplikowana warstwa fabularna, jednowymiarowe postaci. Ale jak już się w tej poetyce rozsmakowałam, film okazał się przezabawny. Rzecz opowiada o ojcu mścicielu, który z kamiennym wyrazem twarzy przeprowadza kolejne egzekucje. Niczego nie można tu jednak traktować serio, bo główna frajda wynika z zabawy konwencją amerykańskiej klasyki gatunku. Wystarczy wyobrazić sobie w głównej roli Bruce'a Willisa i wszystko staje się oczywiste. Jest to więc i niezła gratka dla fanów sensacji made in USA, i dla kontestatorów tegoż gatunku. A detale w stylu amatora paralotni pod koniec filmu to wisienka na torcie, którą długo jeszcze będzie można wspominać przy wielu okazjach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz