I
Rita powiększa swój habitat obejmując w posiadanie zabudowany balkon. Wszyscy jesteśmy tacy szczęśliwi! Nareszcie kicia ma gdzie się wyszaleć. Oby tylko nie podgryzała bukszpanu, bo mógłby ją boleć brzuszek. No i dobrze, że krzaczki nie są za wysokie i nie zasłaniają pola widzenia. Mam nadzieję, że nie będą jej przeszkadzały w spacerowaniu po balustradzie.
II
Bukszpan to dla Ritki pestka. Obwąchuje go tylko zaciekawiona i zręcznie omija. Jaka ona mądra i zwinna! Całą sobą okazuje radość z przebywania na balkonie. Dostrzegam tylko maleńką niedogodność - nie bardzo mam kiedy podlewać kwiaty, bo małą wszystko, co mokre, bardzo ciekawi i zanim woda w korycie zdąży wsiąknąć, Rita już jest na posterunku, po czym roznosi błotko po całym balkonie. Ale cierpliwie ścieram ślady jej łapek z białych ścian.
III
Koryto z bukszpanem staje się ulubionym miejscem całodziennych przechadzek. Rita bezceremonialnie kokosi się między krzaczkami. Szczęśliwie są one całkiem elastyczne i dzielnie znoszą takie traktowanie. Lawenda by tego nie przeżyła. A tak przy okazji - nie wiedziałam, że te małe łapki mogą roznosić takie ilości ziemi! Zamiatam już codziennie. A koc ze skrzyni muszę dokładnie otrzepywać, zanim na nim usiądę.
IV
Jest zimno, pada, próbujemy zatrzymać Ritkę w domu, ale jest głucha na nasze argumenty. Co gorsze, domaga się, by ktoś jej towarzyszył. No, na jednego papierosa mogę wyjść. Ale dla niej to mało i zawiedziona skrobie w szybę, kiedy ją samą zamykamy na balkonie.
V
Lawenda faktycznie gorzej znosi ciężar Ritusiowej pupy. Ale co tam rabatka! Nie będę mojej słodkiej dziewczynce żałowała kilku kwiatków. Tak jej dobrze w tej czatowni. I jakby ziemi mniej na podłodze, stoliku, krześle. Ale koc ze skrzyni to już tylko odchylam, bo z tym strzepywaniem za każdym razem to za dużo zachodu.
VI
Rituś zauważyła, że subtelne drapanie w szybę słabo na nas działa, więc aby pobudzić nasze przytępione zmysły, energicznie szarpie za żaluzje. O tak, to nas od razu podrywa na nogi.
VII
Jaki ten kot spostrzegawczy! Przecież żaluzje są w całym mieszkaniu. A wygrywana na nich muzyka musi magicznie działać na ludzi, bo od razu otwierają balkonowe wrota.
VIII
Znowu odkurzyłam i siedzimy sobie z kicią na balkonie. Przy okazji lustruję kwiatostan. Bluszcz okazał się najmniej odporny na kocie zabawy. Niektóre pędy wiszą smętnie całkowicie oskubane z liści. Rita z pewnością oberwała je niechcący. Może malowniczo powiewały na wietrze? Albo mrówki po nich chodziły? Jakoś mało mnie to frapuje. Bardziej martwię się tym, że kicia grzebiąc w korycie dogrzebała się do korzeni bukszpanu. Całe szczęście, że to zauważyłam, zanim mi krzaki poschły. Zapasowej ziemi mam wielkie wór, więc od ręki jej podsypałam. Ale może dosadzę tam jakieś rozchodniki, żeby Ritka na gołej glebie nie musiała siedzieć.
IX
Niech to jasny gwint. Znowu leje i zimno. Rituś, przestań robić słodkie minki i zapomnij o towarzystwie na balkonie!
X
Rozchodniki dosadzone. Pan, który stał przede mną w kolejce, dziwił się, że płacę za chwasty, których on z irytacją próbuje się pozbyć ze swoich grządek. Biorę to za dobry znak. Oby się rozrosły szybko i bujnie, bo już mnie szlag trafia z tym zamiataniem balkonu.
XI
Rita odkrywa pelargonie wiszące w skrzynkach na ścianie. Wskakuje na tę wysokość bez problemu, a że ją przeganiam, powtarza operację kilkakrotnie, bo w końcu nie ma nic fajniejszego od spędzania czasu na balkonie ze swoją panią, co nie?
XII
Balkon cały w ziemi. Przynoszę odkurzacz. Rita przerywa zabawę, ale tylko na czas sprzątania. Po godzinie odkurzam ponownie. Po kolejnej nie chce mi się już tarabanić z całym sprzętem i sięgam po zmiotkę, ale nie biorę jej do ręki. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Zamiast tego palę papierosa.
XIII
Rozchodniki nie rosną tak szybko jak się spodziewałam. Prawdę mówiąc, prezentują się dość mizernie. Rita nic sobie z nich nie robi i dalej kopie pod bukszpanem. Przynajmniej lawenda się trzyma i zaczyna kwitnąć zasłaniając wygniecione w centralnym miejscu gniazdo.
XIV
Czy ten kot naprawdę musi tak kopać w mojej rabatce?! Zapasy ziemi są na wyczerpaniu. Zdesperowana idę do sklepu po gęstą siatkę ogrodową, po czym przycinam ją fantazyjnie, by wypełnić nią przestrzenie między krzaczkami bukszpanu. Efekt jest żałosny, więc ozdabiam zielonym plastikiem tylko połowę koryta. Szkoda moich nerwów, gdyby się miało okazać, że Ritusia jednym machnięciem łapy zdemontuje zabezpieczenie.
XV
Siatka działa, ale wygląda tak okropnie, że zaczynam szukać plusów przymusu codziennego dosypywania ziemi oraz zamiatania jej z podłogi. Do chwili, kiedy przyłapuję kicię na siusianiu w moje kwiatki. Oto cała tajemnica wiecznego kopania dołków! Co za zołza z tej małej! Z miejsca postanawiam wyłożyć kwietnik kamieniami. W sklepach nie mogę ich jednak dostać. Ale kiedy będziemy w Bolesławcu, zajedziemy nad Bóbr i może znajdę choć kilka otoczaków na początek.
XVI
Zaniechałam sprzątania balkonu i dosypywania ziemi. Totalna kapitulacja. Niech się dzieje, co chce. Tyle dobrego, że znowu ziąb i w ogóle nie mam ochoty wychodzić na papierosa. Niech sobie Rita sama siedzi w tym bajzlu.
XVII
Nad Bóbr w końcu nie dotarliśmy, ale odpowiednie kamienie widziałam na rondzie koło stadionu. Przyłapuję się na rozważaniu kradzieży dobra publicznego. Bo z wizją kuwety balkonowej trudniej mi sobie jednak poradzić. Jutro to już koniecznie muszę zdobyć te kamienie!
Ciąg dalszy niechybnie nastąpi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz