czwartek, 16 października 2014

Sny odzieżowe

Z serii nawiedzających mnie ostatnimi czasy snów konfekcyjnych zapamiętałam dwa. Pierwszy rozgrywał się w nieokreślonej bliżej scenerii. Byłam z Maćkiem. Ktoś powierzył naszej opiece kilkumiesięczne bardzo okrąglutkie dziecko. Oboje byliśmy zaskoczeni, że istnieją maluchy takich gabarytów. Ale kiedy przyszła pora na zmianę pieluszki i zaczęliśmy bobasa rozbierać okazało się, że on tylko buzię na papuśną, a reszta to mistyfikacja, bo dziecko ma na sobie kilkanaście warstw sweterków, pajacyków, kaftaników.

Drugi sen rozgrywał się w kinie. Znowu z Maćkiem. Siedzimy na sali obok siebie i w skupieniu oglądamy film. Mam na sobie zapięty pod szyję płaszczyk. Seans się kończy i idziemy do szatni odebrać kurtki. Pani prosi mnie o numerek, ja lekko zdziwiona jej prośbą zaczynam go szukać po wszystkich kieszeniach, ale bez skutku. Maciek obojętnie, czyli niezwykle jak na niego, stoi obok. I wtedy dociera do mnie, że odzienia z szatni nie odbiorę, bo go tam nie ma - nie mogłam go zostawić mając je cały czas na sobie. I jakoś tak przy okazji przypominam sobie, czemuż to z płaszczykiem nie chciałam się rozstawać. No przecież nic nie mam pod spodem:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz