Wspomnienie wczorajszego dnia, czyli takie śniadania jadają ludzie nie muszący wstawać o świcie do pracy. Boczek rządzi. Boczki rosną.
czwartek, 28 lutego 2013
środa, 27 lutego 2013
Babcia na jabłoni

Tiramisu
Przepis prosto ze słonecznej Italii:
500gr mascarpone
okolo 400 gr podłużnych biszkoptów
okolo 400 gr podłużnych biszkoptów
4 jajka
100gr cukru
1 duży kubek gorzkiej kawy
100gr cukru
1 duży kubek gorzkiej kawy
do posypania:
kakao słodkie + kakao gorzkie (jedyna moja modyfikacja)
Zaparzamy i studzimy kawę. Ubijamy pianę z białek. Żółtka ucieramy z cukrem, dodajemy mascarpone i miksujemy na gładką masę. Delikatnie dodajemy pianę z białek.
Pierwsza warstwa to masa, potem biszkopty, które szybkim ruchem maczamy w kawie. Na koniec gruba warstwa masy i kakao.
Chłodzimy w lodówce co najmniej dziesięć godzin.
I jak mówi moja siostra: buon appetito!
Magda, dzięki jeszcze raz:)
wtorek, 26 lutego 2013
Daj dziecku aparat
Wiosna zbliża się opieszale, zaczęłam więc ostentacyjnie wysyłać znaki pełnej gotowości na jej przyjęcie. Żonkile i tulipany na parapecie, zasłonki w kwiatki, zastawianie domu dzbankami, wazonami, puszkami i całym tym kolorowym tałatajstwem, które chowam po szafkach, kiedy przyjdzie mi ścierać kurz.
Oczywiście, wzięłam się również za porządkowanie szaf, półek i szuflad. Jak zawsze pełna determinacji, żeby ostatecznie rozprawić się z rzeczami, które przestają dla mnie istnieć, kiedy tylko na chwilę stracę je z oczu, czyli z silnym postanowieniem, żeby wyrzucić lub oddać każdą rzecz, co do której uczucia żywię intensywne acz krótkotrwałe, dziarsko gromadziłam stosy śmieci w swoich stóp. Ale akurat w połowie przekopywania się przez zawartość koszyków z różnościami nakrył mnie syn przejawiający zgoła odmienne od moich zapędy (czytaj: kolekcjonujący nawet papierki po cukierkach).
Tym sposobem Bastek dostał do zabawy w agentów stary aparat fotograficzny, który dzielnie służył nam na plaży, ale po powrocie do domu zaczął się zacinać i po kilku próbach naprawienia go, definitywnie odmówił współpracy. Zabawa w agentów, jeśli ktoś nie wie, polega na obserwowaniu podejrzanych typów przez lornetkę, noszeniu broni, chronieniu bazy, pisaniu na kompie raportów w wordzie oraz, co kluczowe, nagrywaniu kamerą (którą udaje aparat) poczynań podglądanych jednostek.
I teraz pointa: Bastek tak zawzięcie pstrykał wszystkimi guzikami nieszczęsnego lumixa, że ten obudził się z letargu, odblokował i zaczął na nowo działać. Odzyskałam mój stary aparat, co oznacza, że znowu na wakacjach będziemy mogli robić zdjęcia w piachu! Bo nowym aparatem to już nie miałabym śmiałości.
Ja skakałam z radości, Bastek próbował mnie przekonać, że mu nie przekadza, że aparat faktycznie działa i chętnie go zatrzyma. W każdym razie od razu bardziej polubiłam zabawę w agentów i wciągnęłam ją na listę kreatywnych zajęć szczególnie rekomendowanych przez rodziców. Skoro dziecko ma ręce, które leczą, może właśnie znaleźliśmy sposób na radzenie sobie z popsutymi sprzętami:)
Oczywiście, wzięłam się również za porządkowanie szaf, półek i szuflad. Jak zawsze pełna determinacji, żeby ostatecznie rozprawić się z rzeczami, które przestają dla mnie istnieć, kiedy tylko na chwilę stracę je z oczu, czyli z silnym postanowieniem, żeby wyrzucić lub oddać każdą rzecz, co do której uczucia żywię intensywne acz krótkotrwałe, dziarsko gromadziłam stosy śmieci w swoich stóp. Ale akurat w połowie przekopywania się przez zawartość koszyków z różnościami nakrył mnie syn przejawiający zgoła odmienne od moich zapędy (czytaj: kolekcjonujący nawet papierki po cukierkach).
Tym sposobem Bastek dostał do zabawy w agentów stary aparat fotograficzny, który dzielnie służył nam na plaży, ale po powrocie do domu zaczął się zacinać i po kilku próbach naprawienia go, definitywnie odmówił współpracy. Zabawa w agentów, jeśli ktoś nie wie, polega na obserwowaniu podejrzanych typów przez lornetkę, noszeniu broni, chronieniu bazy, pisaniu na kompie raportów w wordzie oraz, co kluczowe, nagrywaniu kamerą (którą udaje aparat) poczynań podglądanych jednostek.
I teraz pointa: Bastek tak zawzięcie pstrykał wszystkimi guzikami nieszczęsnego lumixa, że ten obudził się z letargu, odblokował i zaczął na nowo działać. Odzyskałam mój stary aparat, co oznacza, że znowu na wakacjach będziemy mogli robić zdjęcia w piachu! Bo nowym aparatem to już nie miałabym śmiałości.
Ja skakałam z radości, Bastek próbował mnie przekonać, że mu nie przekadza, że aparat faktycznie działa i chętnie go zatrzyma. W każdym razie od razu bardziej polubiłam zabawę w agentów i wciągnęłam ją na listę kreatywnych zajęć szczególnie rekomendowanych przez rodziców. Skoro dziecko ma ręce, które leczą, może właśnie znaleźliśmy sposób na radzenie sobie z popsutymi sprzętami:)
Idź na ryby!
Pierwsza z dziewięciu możliwych gier i od razu strzał w dziesiątkę. Nazywa się 'Idź na ryby', jest mało skomplikowana, nie wymaga więcej niż dwóch zawodników i przy zerowej manipulacji ze strony rodzica pozwala dziecku cieszyć się wygraną. Mama Bastka ogrywa go co rano w szachy, więc dla równowagi popołudniowe partyjki karciane zawsze, mniej lub bardziej przypadkowo, kończą się zwycięstwem młodszego:)
poniedziałek, 25 lutego 2013
Argo

niedziela, 24 lutego 2013
Monsieur Lazhar
Punktem wyjścia tego kameralnego filmu jest samobójstwo nauczycielki, która powiesiła się w szkolnej sali. Klasę przejmuje po niej pan Lazhar, uchodźca z Algierii. Jego rodzina zginęła na skutek nieprzpadkowego pożaru, ale choć to tylko wątek poboczny, niejako drugi plan, jest on kontrapunktem dla tego, co przydarzy się nowemu nauczycielowi w szkole. Sposób prowadzenia zajęć i zajmowania się uczniami pana Lazhara skrajnie odbiega od tego, czego oczekują od niego dyrektorka, dzieci i ich rodzice. Znajdując się po dwóch stronach profesorskiego biurka, wydają się pochodzić z różnych planet, ale właśnie dzięki temu okazuje się, że mają sobie do zaoferowania aż tyle na wymianę. On jest do szpiku kości staromodny, konserwatywny, skryty. Oni na każdym kroku zaskakują go swoją elokwencją, przebojowością i znajmością reguł nowoczenej edukacji. Ale chociaż klosz, pod którym się znajdują, ma ich z założenia chronić, okazuje się on być również największą przeszkodą, kiedy trzeba im pomóc w sytuacji nieprzewidzianej regulaminem szkolnym. I tu właśnie pojawia się pan Lazhar. I uświadamiamy sobie, jak bardzo się zapędziliśmy w stwarzaniu dzieciom sterylnych warunków rozwoju.
piątek, 22 lutego 2013
Fiasko
Pełny tytuł brzmi: 'Fiasko. Podręcznik nieudanej egzystencji'. Nie mogłam mu się oprzeć. Antyporadnik stoicki, którego lektura nie odmieni życia z dnia na dzień, ale na maruderów może zadziałać jak kubeł zimnej wody. Wystarczy rzut oka na spis treści. A teraz przewrotny cytacik:
'Wszyscy ciągle przekonują cię, żebyś coś zmienił. Ale po co? Życie to mgnienie. Wnet umrę. Kto będzie kiedyś pamiętał o moich niesłychanych staraniach i wysiłkach? Jestem tylko ciałem rzuconym w przepaść. Co z tego, że będę i n a c z e j leciał? I tak na koniec roztrzaskam sobie czaszkę. Wszyscy tak skończymy i spoczniemy obok siebie w przepaści świata: nasze poplątane ciała, roztrzaskane kości.'
'Wszyscy ciągle przekonują cię, żebyś coś zmienił. Ale po co? Życie to mgnienie. Wnet umrę. Kto będzie kiedyś pamiętał o moich niesłychanych staraniach i wysiłkach? Jestem tylko ciałem rzuconym w przepaść. Co z tego, że będę i n a c z e j leciał? I tak na koniec roztrzaskam sobie czaszkę. Wszyscy tak skończymy i spoczniemy obok siebie w przepaści świata: nasze poplątane ciała, roztrzaskane kości.'
Lincoln

czwartek, 21 lutego 2013
Ciemno, prawie noc

poniedziałek, 18 lutego 2013
An Education

I Don't Know How She Does It

sobota, 16 lutego 2013
Tort z truskawkami
Misiu, masa według przepisu, który mi podesłałaś. Dziękuję!
Kasiu, koncepcja wykorzystania marcepanu uległa zmianie, kiedy tylko otworzyłam opakowanie. Całe szczęście, że nie czekałam z tym do ostatniej chwili, bo trzeba było dokupić i śmietany, i truskawek:)
piątek, 15 lutego 2013
środa, 13 lutego 2013
Sen o drzemce
Śniło mi się, że kiedy obudziłam się z drzemki, urodzinowa impreza Babu była już w toku, choć przebiagała dość niespodziewanie: jubilat pływał w basenie, dorosłych było więcej niż dzieci i siedzieli mocno naburmuszeni, a na koniec okazało się, że poczęstunku nie będzie, bo zamiast zająć się tortem, oglądałam z Maćkiem telewizję, a potem zasnęłam. Usiłowałam ratować sytuację wymykając się do cukierni, ale i to mi się nie udało, bo znowu się obudziłam, tym razem naprawdę. W dodatku przeziębiona na całego. Także wracam do łóżka, a w kwestii tortu niczego nie obiecuję:)
wtorek, 12 lutego 2013
Silver Linings Playbook

poniedziałek, 11 lutego 2013
Zero Dark Thirty

Drogówka
Dobry, mocny i dynamiczny film. Ciekawy, nadający chwilami szalone tempo, sposób krecenia. Bohaterowie wzbudzający skrajne emocje. A przede wszystkim historia, która jest silnie osadzona w naszych realiach. Początkowe obrzydzenie, jakie wywołują w nas poczyniania policjantów, ustepuje miejsca przerażeniu, kiedy do akcji wkraczają bossowie korupcyjnego ekosystemu. Obyczajówka zmienia się w kryminał. Bo wbrew pozorom nie jest to film o policji, ale właśnie o łapówkach i układach, w kórych stawką staje się ludzkie życie, kiedy nadepnie się na odcisk niewłaściwej osobie, kiedy ulegnie się zachłanności, kiedy pieniądze i ilość haków na postawionych wysoko ludzi wyznaczają zakres władzy i gwarantują przetrwanie. Maksymalne napięcie do ostaniej sekundy!
niedziela, 10 lutego 2013
środa, 6 lutego 2013
Django

Gesty

wtorek, 5 lutego 2013
Seven Psychopaths

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął

poniedziałek, 4 lutego 2013
Factory Girl

Goździki
W obliczu chwilowego deficytu tulipanów i po kolejnych wręczonych mi przez Maćka mało wytrzymałych zimą gerberach zdecydowałam, że spróbuję go nakierować na faktycznie oczekiwane przeze mnie w tym sezonie kwiaty. Ale okazało się, że zasada głosząca, iż prawdziwy kierowca o drogę nie pyta, obowiązuje również w kwiaciarni i prawdziwy mężczyzna nie skala się pytaniem o frezje, skoro nie ma pewności jak też one wyglądają. Nieopatrznie wyjechałam więc z kolejną wskazówką: może warto poprosić o doradzenie w kwestii najdłużej stojących w wazonie kwiatów. I tym sposobem imieninowy bukiet okazał się wiązanką długaśnych na metr białych i czerwonych goździków. O mało się nie przewróciłam ze śmiechu. Darczyńca jednakowoż nie widział w tym nic komicznego i przez chwilę zawisła nade mną groźba kupowania kwiatów na własną rękę do końca życia.
A teraz najlepsze: goździki faktycznie są niezmordowane. Przeżyły już nabyte w międzyczasie tulipany i bez uszczerbku na urodzie nadal zdobią stół. A po frezje poszłam sama:)
A teraz najlepsze: goździki faktycznie są niezmordowane. Przeżyły już nabyte w międzyczasie tulipany i bez uszczerbku na urodzie nadal zdobią stół. A po frezje poszłam sama:)
niedziela, 3 lutego 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)