czwartek, 21 lutego 2013

Ciemno, prawie noc

Wiele sobie obiecywałam po najnowszej powieści pani Bator. Nie wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione, ale i tak pozostanie ona moją ulubioną wpółczesną polską autorką. Historia tu opowiedziana epatuje okrucieństwem, co nie do końca wydaje mi się konieczne, by pani Joannie udało się poruszyć czytelnika. Ale można jej to wybaczyć, uznać za nadmierne rozpędzenie się w serwowaniu straszliwych historii, kiedy przyszło do poruszenia tematu molestowania dzieci przez matkę. Jednakże tym, co przede wszystkim mam do zarzucenia tej powieści jest jej przeładowanie. Weźmy takie koty. I kociary. Czy naprawdę każdy pozytywny bohater musi mieć z nimi coś wspólnego? Albo cytaty z forum. Po dwóch stronach już wiemy, o co chodzi. I ma się ochotę powiedzieć: dość. Szczęśliwie co jakiś czas trafia się opowieść snuta przez drugoplanowych bohaterów. I to są fragmenty, na które każdy wielbiciel Bator czeka. Umiejętnie wyłuskane z rzeki życia perełki składające się na fascynujące, pełne emocji historie, które dzięki pięknie dobranym słowom uda się uchronić od zapomnienia. Takie, które znamy z dylogii wałbrzyskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz