Historia dziewczyny, która wdaje się w romans z uroczym złodziejem. Ona ma szesnaście lat i pewnego zwykłego dla siebie dnia moknie na przystanku. Wtedy pojawia się on i zatrzymując samochód przy krawężniku, proponuje, że powiezie do domu choćby jej wiolonczelę, skoro właścicielce instrumentu znajomość zawarta na ulicy wydaje się niestosowna. Jest starszy, szarmancki, intrygujący. Zaczyna się bajka, która dobrze się nie skończy. Jak na mój gust, mogłaby się skończyć nawet bardziej dramatycznie, ale nie ma co narzekać, bo film ogląda się naprawdę dobrze. Postaci są pełne życia, wiarygodne, wyraziste, ale nie przerysowane. Zaś największym atutem jest nastrój utrzymujący się aż do ostatniej minuty: ma w sobie delikatność i ulotność tak bardzo kojarzącą się z młodością, z sarnim wdziękiem dojrzewającej nastolatki. Niewąptliwie jest on zasługą Carey Mulligan, której kruchy wdzięk jest nie do podrobienia. Przy mniej subtelnej odtwórczyni głównej roli opowieść ta stałaby się niewątpliwie schematyczną moralizatorską pogadanką o niebezpieczeństwach czyhających na próżne i naiwne dziewczątka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz