wtorek, 23 września 2014

Omar

'Omara' wypatrzyłam przypadkiem. I pewnie nie zwróciłabym na ten film uwagi, gdyby nie przeczytana niedawno książka o Izraelu i Palestynie. Napiszę o niej więcej przy innej okazji. Tymczasem pośród pierwszych wrażeń na gorąco po seansie dominuje przeświadczenie, że oto jeden z najpiękniejszych i najciekawszych filmów tego roku mógł mi przejść koło nosa. Tytułowy bohater tej palestyńskiej produkcji to młodziutki chłopak, którego życiową siłą napędową jest miłość do siostry przyjaciela, u boku którego walczy o wolność dla swego kraju. Znamienna jest tu scena, kiedy ogarnięty zwątpieniem, znajdujący się o krok od poddania się, pogodzenia z przeciwnościami losu, Omar z ogromnym trudem wdrapuje się na wysoki mur, który dotąd pokonywał z lekkością i zwinnością jaszczurki. Ale w miejscu ogarniętym wojną romanse rzadko kończą się happy endem. Z chwilą, kiedy Omar trafia do aresztu, rozpoczyna się walka, w której nie będzie wygranych. Gdyby ziarno zwątpienia nie znalazło drogi do serc zakochanej pary, może udałoby im się przetrwać i wyjść zwycięsko ze zderzenia z ogromem ludzkiej zawiści i podłości. Ale że oboje byli dumni, naiwni i honorowi, mierzyli innych podług swojej miary. I tym samym zredukowali swoje szanse do zera. Bo rywale i zdrajcy wyznają tylko jedną zasadę: na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone. Zachwycający, ale bardzo smutny film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz