niedziela, 24 marca 2013

100 zagadek

Książkę tę pokochałam od pierwszego obejrzenia, tak cudowne są w niej ilustracje. Pretekst, by ją zabrać do domu, znalazłam bez problemu: oficjalnie nabyłam ją z okazji Bastkowego przyjęcia urodzinowego, coby mieć czym zająć rozbrykane towarzystwo w chwili kryzysu. Szału nie było, ale na chwilę usiedli. A potem zagadki odeszły w zapomnienie. Do czasu. Od kilku dni są bowiem bardzo na topie. Większość jest banalnie prosta, ale kilka z nich zagina całą rodzinę. Mały przykład, sparafrazowany, by praw autorkich nie naruszyć: co to za port, do którego wpływają pieniądze?

sobota, 23 marca 2013

Flight

Szalenie podobał mi się ten film, chociaż przez chwilę obawiałam się, czy aby cała akcja nie będzie się rozgrywała w chmurach. I film tym samym nie okaże się bardziej katastroficzny niż dramatyczny. Ale szczęśliwie Denzel dość szybko wylądował i mogliśmy przejść  do rzeczy, czyli do śledzenia jakże zmiennej oceny jego bohaterskich dokonań. Całą historię można podsumować w jednym zdaniu: kapitan będący pod wplywem alkoholu i narkotyków cudem ratuje życie niemal wszystkich pasażerow pechowego lotu. Jednak kiedy pierwsza euforia mija, zaczynają padać pod jego adresem poważne oskarżenia. Dalszy opis wypadnie banalnie, główny bohater musi bowiem zrewidować swe życiowe wybory. A kibicować mu można na wiele sposobów. Ja z jednej strony miałam nadzieję, że zerwie z nałogiem, a z drugiej trzymałam kciuki, żeby w ostatecznym momencie jednak stanął na nogi (co w jego przypadku sprowadzało się do wciągnięcia kilku kresek po pijackim rozpasaniu).  Jak się skończyło, nie powiem, bo mam nadzieję, że zapomnę zanim znowu przyjdzie mi 'Lot' obejrzeć.

Wojna!

Gołębie tej zimy (data i fakt, że dziś świeci słońce, nie zmydli mi oczu; wiosna będzie, kiedy schowam grubą kurtkę do szafy) doprowadzają mnie do szału. Z niezrozumiałych dla mnie powodów upatrzyły sobie właśnie nasz balkon i maniacko próbują zamienić go w swoje obesrane królestwo. Już zresztą pal licho te wszechobecne odchody, ale rozgrzebywanie moich świętych cebulek i zadeptywanie pierwszych kiełków! Co to, to nie! I nie szkodzi, że nie pamiętam, co tam jesienią wetknęłam. Tak czekałam na te pierwsze wiosenne balkonowe piękności, a te obstajruchy mi je prawie co do jednego wytłukły. Tak więc wzięłam się na sposób i całe koryto na kwiaty obstawiłam obróconymi do góry dnem donicami. Wygląda to obłędnie, jakby kosmiczne strusie w równym rządku złożyły tu jaja. Ale jak na razie działa. A jeśli będzie trzeba, dokupię doniczek i będę patrzeć na nie do maja! A co! Wojna!

piątek, 22 marca 2013

Casablanca

Nie umiem zliczyć, ile razy ogladaliśmy ‘Casablancę’, ale kiedy usłyszeliśmy, że pojawi się w kinie, nie mieliśmy wątpliwości, że trzeba tam być. Zwłaszcza, że Gutkowy Helios to miejsce, które w kilka godzin potrafi naładować pozytywną energią. Tym razem również kłębił się tam tłum ludzi w każdym wieku, bo poza seansami można było załapać się na targi rękodzieła. A tuż przed wyświetleniem filmu powitała nas  pani prowadząca sekcję dla seniorów, wyjaśniła, że to trzecie już spotkanie sekty chusteczkowej i zaprosiła do zapoznania się z sąsiadami, żeby nie czuć skrępowania łkaniem przy obcych. Słowem, było super. Rezerwujemy kolejne soboty na wzruszajace historie. I obstawiamy, jakie jeszcze tytuły pojawią się w tym cyklu.

wtorek, 19 marca 2013

Public Enemies

Pirat, Szalony Kapelusznik czy rabuś napadający na banki, Johnny Depp niezależnie od roli jest tak samo uwodzicielski i nieobliczalny. Najlepsza scena w całym filmie to schadzka gangsterów w kinie, kiedy z ekranu pada wezwanie do narodu, by wesprzeć rząd w poszukiwaniach wroga publicznego numer jeden. Zapalają się światła, cała sala posłusznie obraca głowy w prawo, w lewo. I tylko poszukiwany listem gończym Dillinger z tajemniczym uśmieszkiem patrzy prosto przed siebie.

piątek, 15 marca 2013

Tarta z porami



ciasto:
200g mąki, 1 jajko, 100g masła, szczypta soli
(lub gotowe ciasto francuskie)
na wierzchu:
3 duże pory, 2 łyżki oleju, 1 szklanka śmietany 18%, 3 jajka, 100-200 dag sera (żółtego, mozzarelli, słowem, pełna dowolność), sól, pieprz, gałka muszkatołowa (lub co tam lubimy)

Po znalezieniu trzech przepisów przetestowałam ją dwa razy, nigdy jednak nie stosując się do żadnego z nich co do słowa. Zasadnicza różnica sprowadza się do tego, że można użyć gotowego ciasta francuskiego (wtedy w prostokątnym naczyciu rozwija się ciasto razem z papierem) albo zagnieść ciasto kruche własnoręcznie. Przy tej opcji dochodzi godzina na chłodzenie ciasta w lodówce.

Farsz robi się bajecznie prosto. Białe częsci porów kroimy na dwucentymetrowe krążki (węższe mogą się łatwo zamienić w mamałygę), dusimy 10 minut na oleju i studzimy. Zimne wykładamy na ciasto. Jajka mieszamy ze śmietaną, doprawiamy czym chcemy i wylewamy na pory.
Ser możemy zetrzeć i dodać do masy jajecznej albo rozdrobnić i ułożyć na wierzchu. Próbowałam z mozzarellą i liliputem. Oba wydają mi się za mało wyraziste i następnym razem bardziej poszaleję.
Pieczemy 40 minut w 180 stopniach.
Smakuje na ciepło i na zimno, a co najważniejsze: przepięknie pachnie.

czwartek, 14 marca 2013

Japoński wachlarz. Powroty

Szalenie wciągająca opowieść o kraju, który wielu odwiedzających go turystów uwodzi swą egzotyką. Bator bez wątpienia zakochana jest w Japonii i mówi o niej z zaraźliwym entuzjazmem. W połowie lektury miałam ochotę pakować plecak i ruszać w drogę. Największa siła tej książki tkwi we wnikliwym analizowaniu przez autorkę przyczyn, dla których życie w Kraju Kwitnącej Wiśni toczy się tak a nie inaczej, w udanych próbach tropienia źródeł osobliwych dla nas zachowań i obyczajów. To ustawiczne doszukiwanie się drugiego dna w każdym zaobserwowanym drobiazgu sprawia, że zachwyt Bator znajduje swe uzasadnienie, bo nie jest bezrefleksyjnym rejestrowaniem inności, ale rzetelnym i uczciwym zaproszeniem do zrozumienia inności.

Balsam na duszę

Horoskop z Metra zapowiedział mi na dziś jakieś super miłe wydarzenie. No i stało się.
Leniwy wieczór, polegujemy sobie z Bastkiem w sypialni. Trochę za bardzo jak na późną godzinę (i moje możliwości, bo padam z nóg) rozpiera go energia, więc z głupia frant proponuję mu, żeby mi poczytał co jest napisane na tubkach od kremów do rąk i stóp. I okazuje się, że moje dziecko naprawdę umie czytać! Śmieję się więc na cały głos, a on zachęcony moją niekłamaną radością z zapałem studiuje napisy na pięciu opakowaniach. A kiedy przy zasypianiu mówię mu, że muszę to odnotować na blogu, radzi mi, żebym po przecinku wymieniła wszystkie słowa, które udało mu się przeczytać. Od dziś co wieczór jestem gotowa się razem z nim 'balsamować':)

wtorek, 12 marca 2013

Kalambury

Wersja mini na początek. Ale kalambury przyjęły się. Przy okazji Babu poznaje mnóstwo idiomów. Kart jest tu mało i po dwóch grach zaczynamy się powtarzać, ale poszerzenie zakresu kategorii i dodanie nowych haseł nie jest problemem, bo dla najmłodszego gracza i tak kluczowe jest posiadanie planszy i pionków. Gra w rozmiarze torebkowym, powiedziałabym, co umożliwia zabranie jej ze sobą nawet na ławkę do parku.

Inglourious Basterds

Jakiś tydzień temu odkryliśmy, że można oglądać w telewizji filmy obcojęzyczne z napisami. W wersji z lektorem jakoś sobie 'Bękartów wojny' nie wyobrażam. W końcu rola i Pitta, i Waltza opiera się na genialnej intonacji ich wypowiedzi. Kto jeszcze nie widział, niech się nie ociąga, bo humor Tarantino to po prostu klasyka na miarę Monty Pythona.

poniedziałek, 11 marca 2013

Star Trek

Chcieliśmy obejrzeć baśń o królowej śniegu, ale okazała się nie zdobycia, więc musieliśmy zaproponować Bastkowi coś ekstra. Nie ma jak kosmiczne starcie. Z niejakim zażenowaniem przyznaję, że startrekowy serial oglądałam kiedyś ze szczerym zaangażowaniem. To były czasy. A w maju do kin wchodzi druga część filmu, więc niewykluczone, że to nie koniec naszej międzygalaktycznej przygody;)

Tarte aux pommes



Mieliśmy chrapkę na tartę z wiśniami, ale komu by się chciało wychodzić z domu po brakujące (a kluczowe) składniki, kiedy akurat pada deszcz, więc postanowiłam wykorzystać, co mamy pod ręką. Tym razem już nie przekopywałam się przez stosy czasopism, ale zasiadłam do komputera. Zainspirował mnie przepis na tartę z jabłkami z Kotlet.TV, ale trochę go zmodyfikowałam.

ciasto:
20 dag mąki, 10 dag masła, 1 łyżka cukru pudru, opakowanie cukru wanilinowego, 1 jajko
na wierzchu:
2 obrane i pokrojone na plasterki jabłka, spora garść sparzonych rodzynków i tyle samo posiekanych orzechów włoskich
sos:
2 jajka, mały kubek śmietany 18%, kopiata łyżka mąki, taka sama cynamonu, 4 łyżki cukru pudru

Ciasto po schłodzeniu wałkujemy, mościmy w foremce, podpiekamy z grochem na wierzchu 10 minut w 200 stopniach. Potem układamy jabłka, orzechy, rodzynki i polewamy sosem. I na 30 minut do piekarnika ustawionego na 180 stopni.


niedziela, 10 marca 2013

Kręci mnie Mads Mikkelsen

Zelektryzował mnie ten tytuł i bez wahania sięgnęłam po debiut norweskiej pisarki. Rzecz jest o dziewiętnastoletniej dziewczynie, która fantazjuje na temat odwiedzającego jej księgarnię klienta. A że nie wie, jak on się nazywa, do jego inicjałów dopasowuje imię i nazwisko duńskiego aktora. Na obwolucie książki znajduje się informacja, że lektura przeznaczona jest dla czytelników pełnoletnich. Słusznie, bowiem wynurzenia bohaterki są co najmniej odważne i dalekie od owijania w bawełnę. Jednak nie na nich opiera się całość, ale na uczuciach, którym Alba  daje się porwać. Romans przeżywany w wyobraźni obezwładnia ją do tego stopnia, że znacząco odbija się na jej realnym życiu. Które, i to jest dla mnie w tej książce najbardziej atrakcyjne, jest opisane w fantastyczny sposób. Dowiadujemy się z pierwszej ręki, jak spędzają czas młodzi norwegowie, jak zachowują w pracy, jak ubierają, jakich używają kosmetyków i mnóstwa innych szczegółów, które tak mnie zawsze ciekawią, kiedy w obcym mieście gapię się na tubylców.

Ferdynand Wspaniały

Misia, zanim zdobyłam 'Niekończącą się opowieść', natknęłam się na Kerna. Upragniony sukces! Bastek sam prosi o kolejny rozdział. I zaśmiewamy się razem do rozpuku. Już zapomniałam, o co z Ferdynandem chodziło, ale że książkę złapałam z półki i już braliśmy się do czytania, nie było czasu na wahanie czy wertowanie. Później przy okazji odkryłam, że jest kilka wersji audiobooków tylko tej jednej lektury. Może warto na nowo spróbować z książkami mówionymi, a nuż tym razem Babu zaskoczy na dłużej. Zainteresuje się przygodami dzieci i zwierzątek, a nie droidów i klonów. Zrozumie, że w głębi duszy jest pacyfistą. I wrócą stare dobre czasy, kiedy nie wszystkie historie sprowadzały się do ustalania strategii walki i pokonia wroga.

sobota, 9 marca 2013

Rybki

- Mamo, chiałbym mieć zwierzątko.
- Naprawdę? Jakie?
- Rybki... - już mi staje przed oczyma kula z welonką, kiedy Babu dochodzi do puenty - węgorze elektryczne!

niedziela, 3 marca 2013

Hitchcock

Nie wiem, jak Hopkins to robi, ale jego umiejętność przemiany w inną osobę to mistrzostwo świata. Podejrzewam, że jako Scarlett O'Hara też byłby wiarygodny. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Hitchcocka w jego wydaniu, zupełnie zapomniałam, kto się w niego wciela i wstrząśnięta zastanawiałam się, skąd wytrzasnęli sobowtóra mistrza suspensu. Choćby tylko dla tego efektu warto ten film zobaczyć. Ale w moim odczuciu powodów jest znacznie więcej. Fanstyczna jest tu również Hellen Mirren jako Alma Reville. Łącząca małżonków relacja jest pełna zaciętości, złośliwości, dynamiki opartej na nieustannych prztyczkach w nos, ale zarazem wzruszająca, bo zbudowana na solidnym filarze: lojalności. Przede wszystkim jednak niesamowicie ciekawe są kulisów powstawania 'Psychozy', a zwłaszcza wszystkie marketingowe chwyty wykorzystane do zbudowania odpowiedniego napięcia na czas premiery tego mało obiecującego w oczach ówczesnych bossów Hollywoodu filmu.

Albert Nobbs

Genialna jak zawsze Glenn Close jako kobieta udająca przez większą część życia mężczyznę, by uczciwie zarobić na utrzymanie w XIX-wiecznej Irlandii. Historia słodko-gorzka, opowiedziana niezwykle subtelnie,  podszyta bledziutkim i nieco sztywnym, pasującym do wymuszonego i niepewnego uśmiechu Alberta, humorem. Najbardziej podobało mi się zakończenie, wiarygodne (chytruska znajduje pieniądze, panna zostaje sama z dzieckiem), ironiczne (uciułana fortunka idzie na odmalowanie hotelu), a jednocześnie dające nadzieję (pobratymca kelnera Nobbsa, malarz Page, ma w końcu w życiu większego farta i jemu z pewnością uda się zrealizować plany przyjaciela). Kino dla miłośników 'Okruchów dnia' czy 'Placu Waszyngtona'.

piątek, 1 marca 2013

Różowo-zielone conchigliette piccole

Na fali porządków dogrzebałam się do odkładanych na lepsze czasy przepisów wynajdowanych w czasopismach. Niektóre z miejsca zawładnęły moją wyobraźnią. Na pierwszy ogień poszedł, oczywiście, makaron. Pierwsze podejście wypadło lepiej niż pomyślnie. Tak więc w marcu weekendowi goście będą mogli odpocząć od lazanii:)



Uproszczona wersja oryginalnego przepisu Jamiego Olivera.

30 dag makaronu muszelki
10 plasterków boczku
30 dag mrożonego groszku
3 łyżki startego parmezanu, cheddara lub starego olędera
2 łyżki śmietany
3 łyżki oliwy
2 łyżki masła
sól, pierz

Makaron gotujemy al dente. Na dużej patelni lub w rondlu topimy na oliwie i maśle pokrojony w wąskie paseczki boczek. Kiedy jest już chrupiący, dosypujemy groszek i mieszamy. Po 2 minutach dodajemy śmietanę, solimy, pieprzymy, mieszamy. Wsypujemy makaron i starty ser, mieszamy i gotowe.


Fracture

Dwaj moi ulubieńcy w nie najnowszym już filmie, który jednek prędko się nie zestarzeje. Morderstwo doskonałe kontra przerost ambicji u młodego prawnika, który właśnie ma wykonać pierwszy poważny krok ku oszałamiającej karierze. Na rozwiązanie podstępu użytego przez bezwzględnego zabójcę niewiernej żony wpaść niełatwo. Podwójny popis aktorski plus porządny thriller dający szansę na ruszenie mózgownicą.