niedziela, 26 maja 2013

Szampan i reszta

Szampan od śniadania, a 'Carcassonne' nawet od wczoraj. Idealny dzień matki! Weekend w Smolcu to zawsze dobry pomysł:)

sobota, 25 maja 2013

Z koronami na głowie



Ja mam koronę z uskrzydlonym sercem, Maciek z orłem. Na bogato;)

piątek, 24 maja 2013

czwartek, 23 maja 2013

Tajemnice Świętej Dzielnicy

Chodzi człowiek po mieście i niby stale się rozgląda, a tylu rzeczy nie wie, nie dostrzega, nie łączy w spójną całość. Na szczęście są tacy lokalni poławiacze pereł, jak Beata Maciejewska, którzy nie tylko tropią zapomiane historie, ale jeszcze je potem ciekawie opowiadają, spisują, znajdują ilustratora z poczuciem humoru i w końcu ku mej osobistej uciesze wydają cudeńko. Podówczas łuski z oczu spadają i jak na dłoni widać, że z jakąś dzielnicą jest się z tajemniczych powodów bardziej związanym, że bywa się sie tam stale, a skoro tak, to można by się czasem zatrzymać i przypomnieć sobie odpowiednią opowieść, i uśmiechnąć się pod nosem, i  poczuć się jeszcze bardziej z tym miejscem zaprzyjaźnionym. I od razu mi taki plan w głowie postaje, żeby się kiedyś do rzeczonej  dzielnicy wybrać na spacer z książką, gdzieś przycupnąć i dzięki lekturze cofnąć nieco w czasie. Najlepiej przy dobrej latte:)

This Must Be the Place

Albo czegoś nie załapałam, albo ten film jest o niczym. Ekscentryczny muzyk szwędający się tu i tam. Poza oszałamiającą stylizacjąSeana Penna nic nie zostanie mi na dłużej w pamięci. Mam poczucie, że zmarnowałam dwie godziny.

poniedziałek, 20 maja 2013

Przelotni kochankowie

Wiekopomne dzieło to nie jest, ale co się uśmiałam, to moje. Widać, że Almodovar nie czuje już żadnej presji ze strony widowni czy krytyków i zrobił film złożony ze swoich ulubionych elementów, za to bez drugiego dna czy nawet próby poruszenia jakiegoś poważniejszego tematu. Tak więc mamy tu karykaturalnie przerysowane postaci, dużo alkoholu, narkotyków i seksu, niewybredne żarty i fantastyczne zbliżenia na pełne ekspresji twarze bohaterów. A Penelope i Antonio choć użyczyli swych nazwisk do celów marketingowych, na ekranie pojawiają się tylko na chwilę.

Cloud Atlas

Bardzo mile mnie ten film zaskoczył. Opowiadało mi o nim kilka osób i recenzje nie były zanadto zachęcające. Spodziewałam się trwającej długie godziny sieczki, a tymczasem nie tak trudno było wyłapać przeplatające się wątki.  Ale mimo wszystko nie powiem też, żeby mnie cokolwiek jakoś szczególnie poruszyło czy zachwyciło. No może charakteryzacja. Te same osoby w tak wielu wcieleniach. Aż się zaczęłam zastanawiać, jak sama mogłabym wyglądać, gdybym żyła w innych epokach. A potem dotarło do mnie, że w moim wypadku wystarczy album z czasów liceum wyjąć, żeby się nie rozpoznać:)

niedziela, 19 maja 2013

Nasza trasa

Wczoraj pogoda zrobiła nas na szaro. Planowaliśmy dojechać do stawu na Kozanowie, ale w połowie drogi wystraszyliśmy się nadciągających w szalonym tempie ołowianych chmur i uciekliśmy do domu. Jednakże spodziewany deszcz nie spadł, co wyjątkowo nie spotkało się z naszym aplauzem.

Dziś od rana niebo było błękitne jak na pocztówce, więc ambitnie obraliśmy za cel działkę. Spodziewaliśmy się, że pierwsza tak długa wyprawa będzie dla Babu dość trudna i jeszcze przed wyruszeniem w drogę ustaliliśmy, gdzie zrobimy postój. Tymczasem Bastek z pieśnią na ustach i na najwyższych obrotach gnał do celu. Propozycję zatrzymania się skwitował radosnym stwierdzeniem, że szkoda czasu na przerwę, kiedy tak superfajowo się jedzie. Jego ekstatyczne okrzyki (a nadawał jak radio przez całą trasę w obie strony) wzbudzały uśmiech na twarzach więszkości mijanych osób, a nas przekonały, że rowerowe eskpady podobają mu się tak bardzo jak nam. Nie znajduję słów na opisanie uczucia szczęścia, satysfakcji, spełnienia, które wypełnia serce rodzica, kiedy widzi, że jego dziecko całym sobą angażuje się w coś fajnego, w pasję, którą mogą dzielić.

I jeszcze tylko dodam, że trasa wzdłuż Lotniczej do stadionu, a potem Królewiecką, jest jak marzenie. Nawet ostatni krótki odcinek Maślicką został już przystosowany dla fanów dwóch kółek i jest tam szeroki bezpieczny chodnik. Na pewno wiele miejsc we Wrocławiu jest jeszcze mało przyjaznych rowerzystom, ale na działkę można jeździć bez obaw. Co z pewnością uczynimy niejednokrotnie:)

czwartek, 16 maja 2013

Pan doktor

Ostatnio bawimy się regularnie w lekarza, przychodnię, karetkę itp.
Kiedy byłam rannym stegozaurem, pan doktor zaprezentował mi swoje medyczne zaplecze: dwie strzelby, sześć granatów, dwie miny i sama już nie pamiętam, co jeszcze, a wszystko ze środkiem usypiającym, żeby ogłuszyć pacjenta, zanim przy użyciu jednego z dwóch (marnych na tym tle) skalpeli przystąpi się do operacji. Niezły arsenał jak na weterynarza. Nawet prehistorycznego:)
Dziś dla odmiany wezwałam służby medyczne do złamanej ręki i wstrząśnienia mózgu. A pan doktor Babu pyta:
- Wystarczy plasterek? Czy jest gorzej?
Po czym:
- A jak u pani z oddechem? Zatrzymuje się? Ale stara się pani nie zemdleć?

środa, 15 maja 2013

Pierwsza wypłata

Pierwsza zarobkowa praca Babu: wysypywanie żwirku do skrzynek balkonowych u babci Bogusi i pomoc przy sadzeniu kwiatów. Stawka była oszałamiająca (piątka od donicy!) z czego tylko on nie zdawał sobie sprawy:) A że dobrze mu poszło, dostał nawet premię. Zadowolony przeliczał w kółko monety, upewniając się kilkakrotnie, ile mu jeszcze brakuje do kolejnego upragnionego zestawu lego.
Najlepsze jest jednak to, że zapytany przez Maćka, czy byłby skłonny wydać te pieniądze na prezent z okazji dnia matki, zgodził się bez wahania. Mój kochany szczodry synek!

wtorek, 14 maja 2013

Ostatni ślad

Chyba trafiłam na żyłę złota! Kryminał na miarę Cobena. Zwykli ludzie, których życie niespodziewanie staje na głowie, kiedy niejako przypadkiem wplątują się w rozwikłanie zagadki. Bohaterowie z krwi i kości, bez biało-czarnego podziału na dobrych i złych. Wielce satysfakcjonujące rozliczne wątki poboczne. I, co najważniejsze, wiarygodne zakończenie. Charlotte Link napisała sporo książek i z wiarygodnego źródła wiem, że 'Ostatni ślad' to niekoniecznie najlepsza z jej pozycji, a skoro tak wygląda jej przeciętna proza, to już nie mogę się doczekać, kiedy uda mi się upolować kolejne tytuły.

Dzień szakala

Klasyka gatunku bez szansy na przeterminowanie. Mam to szczęście, że wystarczy kilka lat, żebym zupełnie zapomniała treść filmu czy książki, więc po raz kolejny w pełnym zachwycie śledziłam losy płatnego mordercy szykującego się do zlecenia jego życia. Z seansu sprzed lat w pamięci została mi tylko scena z homarem, że tak lakonicznie to określę. Kto nie widział, niech nadrabia:)

poniedziałek, 13 maja 2013

Bez

W całym domu bosko pachnie już od wejścia.

niedziela, 12 maja 2013

Carcassonne

Przepis na udaną deszczową sobotę: wyborowe towarzystwo, wspólne gotowanie, wino i planszówka. Popisowe danie nie wyszło, ale wielki bukiet bzu (jeszcze raz wielkie dzięki, Kasiu!) skutecznie odwrócił moją uwagę od kulinarnej porażki. I rozłożeni na dywanie zasłanym poduszkami z zapałem przeszliśmy do najważniejszej części spotkania: wielkiej rozgrywki. A Carcassonne okazało się genialną grą! Bijącą na głowę wszystkie, które do tej pory znałam. Od samego rana kombinuję tylko, jak po raz kolejny namówić chłopaków, żeby zasiedli ze mną do małej partyjki:)  

sobota, 11 maja 2013

Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki

Babu z miejsca w bibliotece zdecydował, że ta lektura go interesuje. Maciek na widok Fiki-Miki niemalże się rozczulił i przyznał, że jako dziecko mocno przeżywał perypetie małej małpki i sidła zastawiane na nią przez zły los. A ja czytając dzieło Makuszyńskiego zastanawiałam się, po jakie licho szanowny autor trzy serie strzelił, skoro widać jak na dłoni, że już po pierwszej stracił wenę i na siłę wątek ciągnął. Że nie wspomnę o licznych nadętych zachwytach nad naszym pięknym krajem i rasistowsko-ksenofobicznym w wydźwięku opisie mieszkańców Afryki. Przez krótką chwilę wydawało mi się to nawet śmieszne, ale ostatecznie efekt jest niesmaczny i żałosny. Zaczynam się zastanawiać, czy powinnam przejrzeć przygody Koziołka Matołka zanim jest Bastkowi zaserwuję. Może lepiej jednak nie konfrontować wspomnień z rzeczywistością.

Wola i fortuna

Drugie podejście do Fuentesa. I znowu porażka. Zaczęło się dobrze: narracja prowadzona przez głowę odłączoną od ciała na skutek ścięcia. Gawędziarski ton. Duża dawka ironii. Dwaj przyjaciele, których łączy silna więź mogąca w każdej chwili zmienić się w rywalizację a nawet nienawiść. Ale gdzieś po dwustu stronach po prostu mi się znudziło. Za dużo tu niezbyt dla mnie przejrzystych wywodów o polityce i czysto teoretycznej kondycji człowieka, jakieś takie napuszenie i wymuszone filozofowanie. Ostatnią próbą będą 'Lata z Laurą Diaz'. Ale muszą poczekać, bo chwilowo meksykańskiego mistrza mam serdecznie dość.

Jo

Punkt wyjścia jest mało oryginalny. Tytułowy bohater to nadużywający alkoholu glina po przejściach, którego życie rodzinne/miłosne/społeczne pozostawia wiele do życzenia. Zagadki kryminalne trzymają przyzwoity poziom, jednak nieschematycznych zwrotów akcji nie ma co oczekiwać. Ale z dwóch powodów oglądałam odcinek za odcinkiem: po pierwsze Paryż jest tu mroczny, deszczowy i depresyjny, co jest bardzo miłą odmianą dla jego obiegowego  przesłodzonego wizerunku. (Żadna to perwersja. 'Midsomer Murders' lubiłam między innymi ze względu na przewidywalną pogodę kreującą atmosferę wszystkich serii.) A po drugie raz po raz na ekranie pojawiały się postaci znajome z mojego ulubionego brytyjskiego serialu 'Mistresses'.

piątek, 10 maja 2013

Rymobranie

Przecudny zbiór wierszy! Już ich tytuły wskazują za czym polega zabawa: 'Poszczekalnia', 'Potwórko', 'Pietróżki' czy 'Grubelek'. Te dwa ostatnie zgodnie uznaliśmy za najlepsze w całym tomie. Ale każdy jest niezbitym dowodem na nieokiełznaną wyobraźnię i poczucie humoru autorki. Pyszna zabawa gwarantowana. Gorąco polecamy:)

Mój ulubiony kącik


czwartek, 9 maja 2013

Psotny Franek

Fantastyczna seria dla dzieci rwących się (lub namawianych przez rodziców) do samodzielnego czytania. Przykuwające wzrok ilustracje, wielkie litery, zabawne sytuacje ubrane w śmieszne słowa i jedno zdanie na dwie strony. A nawet naklejki i dyplom z miejscem na wpisanie imienia i nazwiska dzielnego czytelnika. Bastek zaczął z wielkim entuzjazmem, potem musiałam go trochę mobilizować, ale ostatecznie udało się: 'Psotny Franek' to pierwsza samodzielnie przeczytana przez Babu książka.

środa, 8 maja 2013

Wernisaż


Drugi wernisaż w karierze Andrzeja, pierwszy, na którym byliśmy. Pękałam z dumy, kiedy Pan Artysta opowiadał o swoich dziełach, inspiracjach i dalszych planach, co najmniej, jakbym miała w tym jakiś swój udział. Bastek, zawiedziony, że nie mógł wybrać się z nami, zlecił mi sfotografowanie każdej pracy. I sam sobie zorganizował wystawę swoich starych malunków, którymi wyścielił cały pokój. Doceniam jego talent, ale do poziomu mojego chrześniaka trochę mu jeszcze brakuje;) Andrzej niewątpliwie zaś dopiero się rozkręca. I czy zabierze się na rysunek, malarstwo czy snycerstwo, odnosi sukces. Jedna z prac szczególnie spodobała się Maćkowi. I kiedy robiłam mu z Jędrkiem na jej tle zdjęcie, sfotografował ich także ktoś z organizatorów, dzięki czemu mój szanowny małżonek zaistniał w artystycznym kontekście na stronie noworudzkiej biblioteki i sam się śmieje, że całkiem mu do twarzy w roli mecenasa sztuki, haha:)

wtorek, 7 maja 2013

Loch Ness


Kiedy gramy w szachy, memory czy chińczyka, Bastek nie ma co liczyć na fory. Ale wszelkie inne gry tym bardziej mi się podobają, im większe dają możliwości manipulowania wynikiem. Każdy rodzic wie, że są takie dni, kiedy to właśnie dziecko musi odnieść druzgocącą przewagę nad przeciwnikami. 'Loch Ness' jak wiele innych propozycji Granny jest prosta, sympatyczna i przyjemna dla oka. A najważniejsze, że z powodzeniem nadaje się dla dwóch (siedzących przymusowo w domu) osób.

poniedziałek, 6 maja 2013

Słabiutka miarka

Bastek staje na wagę i głosem króla Juliana komentuje wynik:
- Słabiutka ta miarka. Ciągle pokazuje mniej niż dwadzieścia.

niedziela, 5 maja 2013

Pogadanka przy krupniku

Między jedną a drugą łyżką zupy Bastek pyta, jak można się dowiedzieć, jakiej płci dziecko urodzi kobieta. Opowiadam mu więc o USG, o tym, że on akurat robił siusiu, kiedy go u ginekologa podglądaliśmy. Na to on mi sprzedaje historię o pojedynczych jajnikach u ptaków. Rozmowa schodzi na coraz bardziej szczegółowe zagadnienia prokreacyjne i niepostrzeżenie od słowa do słowa moje dzięcię pyta mnie, jak to się dzieje, że jest jedynakiem. Pierwsza pogadanka o antykoncepcji za nami:)

Za oknem

sobota, 4 maja 2013

Bóg zapłać

Nigdy nie pasjonowały mnie obfitujące w drastyczne szczegóły programy telewizyjne opisujące losy osób dotkliwie pokrzywdzonych przez los. Uparcie trzymałam się od nich z daleka, bojąc się, że makabryczne obrazy będą mnie nawiedzały do końca życia. Ale książki to co innego, więc kiedy zaczęłam czytać Tochmana, nie mogłam przestać, choć przecież już w pierwszym tekście wyraźnie zostaje powiedziane, jakie tematy go interesują i w których mediach można się natknąć na jego reportaże i relacje (co powinno obudzić moją czujność). Skrajne ubóstwo, ciemnota, okrucieństwo i kilka raptem ludzkich odruchów na tak wielu stronach byłyby nie do wytrzymania, gdyby nie rzeczowy dystans, z jakim narrator prowadzi czytelnika przez ten chory świat. Ale i tak lektura jest skrajnie nieprzyjemna, trudna do przełknięcia, bo realistycznie odmalowane niegodziwości i obrzydliwości, do których ludzie są zdolni, a nawet skłonni i skorzy, choć niemalże niemożliwe do uwierzenia, dzieją się przecież gdzieś tuż obok, może u sąsiadów, może w mieścinie, w której spędzamy wakacje, w każdym razie nie za oceanem czy bardziej umownymi granicami, jak te państwowe, które zwiększając fizyczną odległość pozwalają łatwiej się zdystansować mentalnie. Czasem Maciek pyta mnie, po co więc to czytam, skoro poza opowiadaniem innym strasznym historii i tak nic osobiście nie mogę z tym dalej zrobić. Nie wiem, po co, ale czuję, że są rzeczy, o których trzeba wiedzieć. Nawet, a może zwłaszcza, te najgorsze.

piątek, 3 maja 2013

Długaśny weekend

Długi weekend majowy spędzamy zupełnie inaczej niż planowaliśmy. Babu ma anginę, na dworze plucha od kilku dni, więc oddaliśmy się absorbującym zajęciom domowym. Wczoraj próbowałam ruszyć z pracami balkonowymi, ale szybko mi się znudziło, skoro z kwiatkami i tak muszę zaczekać. Dzisiaj dla odmiany zabraliśmy się za porządki w szafach. Na pierwszy ogień poszły buty. Babu z zapałem mi towarzyszył. Nie ma jak udawanie dinozaurów w szpilkach mamy:) A potem trudno już mi się było zatrzymać i do wieczora przestawiałam kolejne pudła, torebki i szmatki. Ileż to zapomnianych rzeczy wygrzebałam. Jutro czas na porządkowanie zdjęć i przeglądanie kartonów z kilogramami korespondencji. Chyba najwyższa pora na dokonanie ostrej selekcji i pozbycie się zakurzonych szpargałów. Nie wiem dlaczego, ale dużo ławiej mi wystawić na śmietnik stare buty niż sięgające czasów liceum listy. Niewykluczone, że jak zwykle się rozczulę, rozmarzę i po prostu cichaczem upchnę je w nowym miejscu:)