Wczoraj pogoda zrobiła nas na szaro. Planowaliśmy dojechać do stawu na Kozanowie, ale w połowie drogi wystraszyliśmy się nadciągających w szalonym tempie ołowianych chmur i uciekliśmy do domu. Jednakże spodziewany deszcz nie spadł, co wyjątkowo nie spotkało się z naszym aplauzem.
Dziś od rana niebo było błękitne jak na pocztówce, więc ambitnie obraliśmy za cel działkę. Spodziewaliśmy się, że pierwsza tak długa wyprawa będzie dla Babu dość trudna i jeszcze przed wyruszeniem w drogę ustaliliśmy, gdzie zrobimy postój. Tymczasem Bastek z pieśnią na ustach i na najwyższych obrotach gnał do celu. Propozycję zatrzymania się skwitował radosnym stwierdzeniem, że szkoda czasu na przerwę, kiedy tak superfajowo się jedzie. Jego ekstatyczne okrzyki (a nadawał jak radio przez całą trasę w obie strony) wzbudzały uśmiech na twarzach więszkości mijanych osób, a nas przekonały, że rowerowe eskpady podobają mu się tak bardzo jak nam. Nie znajduję słów na opisanie uczucia szczęścia, satysfakcji, spełnienia, które wypełnia serce rodzica, kiedy widzi, że jego dziecko całym sobą angażuje się w coś fajnego, w pasję, którą mogą dzielić.
I jeszcze tylko dodam, że trasa wzdłuż Lotniczej do stadionu, a potem Królewiecką, jest jak marzenie. Nawet ostatni krótki odcinek Maślicką został już przystosowany dla fanów dwóch kółek i jest tam szeroki bezpieczny chodnik. Na pewno wiele miejsc we Wrocławiu jest jeszcze mało przyjaznych rowerzystom, ale na działkę można jeździć bez obaw. Co z pewnością uczynimy niejednokrotnie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz