Chodzi człowiek po mieście i niby stale się rozgląda, a tylu rzeczy nie wie, nie dostrzega, nie łączy w spójną całość. Na szczęście są tacy lokalni poławiacze pereł, jak Beata Maciejewska, którzy nie tylko tropią zapomiane historie, ale jeszcze je potem ciekawie opowiadają, spisują, znajdują ilustratora z poczuciem humoru i w końcu ku mej osobistej uciesze wydają cudeńko. Podówczas łuski z oczu spadają i jak na dłoni widać, że z jakąś dzielnicą jest się z tajemniczych powodów bardziej związanym, że bywa się sie tam stale, a skoro tak, to można by się czasem zatrzymać i przypomnieć sobie odpowiednią opowieść, i uśmiechnąć się pod nosem, i poczuć się jeszcze bardziej z tym miejscem zaprzyjaźnionym. I od razu mi taki plan w głowie postaje, żeby się kiedyś do rzeczonej dzielnicy wybrać na spacer z książką, gdzieś przycupnąć i dzięki lekturze cofnąć nieco w czasie. Najlepiej przy dobrej latte:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz