sobota, 30 listopada 2013
Wierszyki domowe
Gdyby nie okładka, nie wzięłabym tej książki do ręki. Już wyjaśniam, dlaczego. Rusinka widziałam na żywo raz. Nie tak dawno. Europejska Noc Literatury. Przejście Garncarskie. Wieczór już późny. Zimno. Rusinek czyta Claudela. Literatura poważna. A on sunie monotonnym głosem i z prędkością światła. Przy trzecim dopiero tekście zorientowałam się, że tracę wątek, gdyż słucham nie jednego opowiadania, jak mi się wydawało, ale kolejnych zamkniętych całości czytanych bez sekundowej choćby między nimi pauzy. To już nawet ja lepiej sobie radzę z głośną lekturą. Tak oto pan Rusinek zraził mnie do siebie dokumentnie. I postanowiłam ostentacyjnie nie interesować się jego twórczością. Ale okładka tego tomu ujęła mnie szalenie... na szczęście! Bo wiersze okazały się kapitalne. Przypisy są najlepsze, choć wprowadzają nieco zamętu, bo Bastek z reguły nie rozumie tych żarcików, ale chyba o to chodziło, żeby i rodzice mieli frajdę z lektury dostosowaną poziomem trudności do ich możliwości.
piątek, 29 listopada 2013
Przeszłość
Drugim filmem, który poruszył mnie do głębi, była 'Przeszłość' Farhadiego. Jego opowieść o rodzinie, w której wszystko na pozór układa się wyśmienicie, jest do bólu współczesna i uniwersalna. Dwoje ludzi rozeszło się i oddzielnie ułożyło sobie życie na nowo. Kiedy spotykają się ponownie i zaczynamy się im z uwagą przyglądać, widzimy, że wszystko, co mówią i robią, to półprawdy i zasłony dymne mające na celu ukryć ich ból, rozczarowanie i strach. Marie okazuje się mistrzynią manipulacji. Ostatecznie nie osiągnie zamierzonego celu, ale chyba od początku i ona, i my wiemy, że jej marzenie po prostu nie może się spełnić, bo Ahmad nigdy do niej nie wróci. Największe wrażenie zrobiły na mnie jednak sceny z udziałem dzieci, które próbują odnaleźć swoje miejsce w tej patchworkowej rodzinie. Ich rodzice realizują swoje marzenia, ponoszą porażki, schodzą się, rozstają, w każdym razie podejmowanie decyzji należy do nich. A potomstwo zgarniane jest jak bagaż i przenoszone z miejsca na miejsce. I pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to myśl, że kiedy dorosną jakoś te przeprowadzki i przesiedlenia będą musiały odreagować.
czwartek, 28 listopada 2013
Wypełnić pustkę
Chyba uda mi się w końcu zrobić porządek z zaległymi opisami wakacyjnych seansów. Stosik starych biletów maleje. Latem ciężko było zdążyć ze wszystkim na bieżąco, ale też do filmów, które wydawały mi się najlepsze w sezonie, chciałam wrócić po krótkiej przerwie, żeby się upewnić, czy aby zachwyt nimi nie wynikał tylko i wyłącznie z nastroju chwili. 'Wypełnić pustkę' to portret chasydzkiej społeczności. Subtelny i szokujący zarazem. Reguły rządzące tym światem mogą się nam wydawać śmieszne, przestarzałe, zbyt radykalne, niezrozumiałe. Patrzymy na nie oczami nastoletniej dziewczyny, która będzie się musiała zmierzyć z wysokimi oczekiwaniami narzuconymi jej przez rodzinę. Nie ona jedna znajdzie się pod ogromną presją. Nie ona jedna jej ulegnie. Bo tak jak tuż po wyjściu z kina nie dałam się przekonać, że decyzje Friedy i Shiry były głosem serca, tak i teraz jestem przekonana, że jedna wyszła za mąż, by uwolnić się od piętna starej panny i tym, co na jej weselu ludzie odczytywali za szczęście bijące z oczu panny młodej, było poczucie ulgi. Druga natomiast przepełniona poczuciem obowiązku i wyrzutami sumienia wywołanymi przez manipulującą nią matkę, dała sobie wmówić, że przyjęcia matrymonialnej oferty jest faktycznie tym, o czym marzy. A może powodował nią strach przed powieleniem losów kuzynki? Nadal tego nie rozgryzłam. Ale mam nadzieję, że uda mi się obejrzeć ten film ponownie.
Lisia dolina
Dla Charlotte Link jestem gotowa zarywać noce. Po raz kolejny przekonałam się, jak wielki ma ona dar mylenia tropów i korzystania z coraz to innych rozwiązań, byle nie przyzwyczaić czytelnika do gotowego schematu, dzięki któremu mógłby rozwikływać zagadki tuż po rozpoczęciu lektury. Przyznaję, nie odgadłam, kto zabił. Co więcej, nie umiałam sobie nawet wyobrazić, o czym ta książka właściwie będzie, skoro porywacz porzuca swoją ofiarę i na parę lat idzie do więzienia. Ale jak zawsze byłam mile zaskoczona. Gosiu, jeszcze raz dziękuję.
środa, 27 listopada 2013
About Time
Film, którego nie brałam pod uwagę w swoich poniedziałkowych planach. Plakat i tytuł wystarczyły, żebym uwierzyła, że będzie to mdława komedia romantyczna jakich wiele. Ale w końcu zauważyłam nazwisko reżysera, uruchomiłam proces myślowy i dotarło do mnie, że przecież uwielbiam filmy Curtisa (Notting Hill, Love Actually, Bridget Jones itd.). No i pewnego letniego jeszcze wieczora po raz kolejny dałam się uwieść czarowi, jaki rzuca on na widzów swych filmów. Było zabawnie, ze smakiem, romantycznie, chwilami smutno, ale przede wszystkim magicznie. Zarys fabuły, jaki mogłabym przytoczyć, nie odda tego, o czym ten film faktycznie jest. Na tym geniusz mistrza polega, że z banalnej na pierwszy rzut oka historii powstaje do głębi poruszająca rzecz o tym, co w życiu naprawdę ważne. I pomyśleć, że gdyby nie bileterka (tak, właśnie ta, na którą często się w Nowych Horyzontach natykamy) i jej szczera wypowiedź na temat innego tytułu, który był akurat w planach na ten dzień, mogłabym ten obraz przegapić!
wtorek, 26 listopada 2013
Choinka
Pojawienie się choinki na święta było w tym roku poważnie zagrożone. Model, który służył nam wiele lat, bezpośredniej konfrontacji z Ritą mógł nie przeżyć. Jak na ironię, Bastek od ponad tygodnia roztaczał plany nieodzownych świątecznych dekoracji. Z obwieszonym bombkami drzewkiem na czele. Już miałam sięgnąć po ostateczny argument, że kiedy on był mały, też nie mogliśmy się cieszyć choiną pod sam sufit. I jakoś to przeżyliśmy. I nawet mu tego nie wypominamy. Ale niespodziewanie udało mi się zdobyć pancernego chojaka. I takież lampki. Tak więc od soboty w domu zrobiło się nastrojowo i przytulnie. Ruszyliśmy z Babu z produkcją ozdób. Tu bez zaskoczenia: motywy ornitologiczne nadal są nie do przebicia. Ritka zaś niestudzenie podejmuje próby kradzieży naszych wyrobów i wynoszenia ich do sobie tylko znanych kryjówek. Do wigilii całe mieszkanie będzie tym sposobem 'ozdobione':)
A dziś spadł pierwszy śnieg. Zaczynamy odliczać dni do świąt...
A dziś spadł pierwszy śnieg. Zaczynamy odliczać dni do świąt...
The Counselor
Przyznaję, że do obejrzenia 'Adwokata' skusiły mnie nazwiska jego twórców. Reżyseria: Ridley Scott, scenariusz: Cormac McCarthy, obsada: Penelope Cruz, Cameron Diaz, Javier Bardem, Brad Pitt. Ale na nic się to wszystko zdało. Film był po prostu nudnawy, przegadany i przewidywalny. Nachalność, z jaką 'źli' próbowali zniechęcić 'dobrego' do wejścia z nimi w interesy, była aż drażniąca. Główny bohater drętwy. Sceny erotyczne przerysowane do granic możliwości. Akcja w zaniku. Całość poszatkowana. Słowem, szkoda czasu. Trzeba mi było zdać się na znajomą bileterkę, której opinia już kiedyś zaważyła na zmianie planów i zaowocowała super seansem. Ale tym razem nie przejęłam się jej drwiącym uśmieszkiem i mam za swoje;)
Enklawy dzikiej przyrody
Genialny serial o cudach przyrody. Każdy odcinek opisuje wybrany ekosystem. Za nami wilgotne lasy iglaste oraz Pustynia Namibi. Odwiedzamy miejsca, których człowiek nie zdążył jeszcze sobie przywłaszczyć i zniszczyć. Poznajemy niezwykłe zwierzęta i sztuczki, jakie stosują, by przeżyć w najmniej nawet sprzyjających warunkach. Odkrywamy zadziwiające zależności, jakie występują w przyrodzie i nie możemy wyjść z zadziwienia, jak fantastycznie natura to wszystko urządziła.
Przepiękne zdjęcia i wiedza opakowana w atrakcyjną formę ciekawostki sprawiają, że trzydzieści minut to zdecydowanie za mało. Gwarantuję, że będzie to niezapomniana podróż:)
Przepiękne zdjęcia i wiedza opakowana w atrakcyjną formę ciekawostki sprawiają, że trzydzieści minut to zdecydowanie za mało. Gwarantuję, że będzie to niezapomniana podróż:)
niedziela, 24 listopada 2013
czwartek, 21 listopada 2013
Hilary Mantel
Dwa Bookery to nawet za mało dla Hilary Mantel za jej porywającą opowieść o Cromwellu. Od tych książek nie można się oderwać. Historia opowiedziana jest w rzadko spotykany sposób: każda scena została opisana w czasie teraźniejszym, zanurzamy się w niej bez reszty, oglądamy świat oczami Thomasa, a podążając za jego myślami poznajemy jego przeszłość. A raczej jej wybrane fragmenty, bohater bowiem skąpi nam wielu szczegółów i z premedytacją większość dawnych wydarzeń zataja przed ciekawskimi tego świata. Jest wytrawnym manipulatorem, dobrze wie, jak żonglować faktami, aby wpływać na kształt otaczającej go rzeczywistości, na decyzje i osądy otaczających go ludzi. Chwilami aż trudno uwierzyć, że jego intrygi odnoszą sukces, ale cokolwiek postawi sobie za cel, staje się prędzej czy później faktem.
Nie można go nie podziwiać, nie trzymać za niego kciuków. A przecież gdybym miała go spotkać w realnym życiu, drżałam ze strachu jak osika. Przed jego intelektem, wytrwałością, znajomością ludzkiej psychiki. I przed jego chłodną bezwzględnością osądu.
Obawiam się, że nie mam kwalifikacji i umiejętności, by porywać się na recenzowanie prozy pani Mantel. Pisząc o takiej literaturze ma się poczucie nieuniknionego popadania w banał. Dodam więc jeszcze tylko, że pod każdy względem jest to lektura doskonała. O sile jej wyrazu niech świadczy choćby fakt, że zwątpiłam w to, czego mnie w szkole uczono: kiedy Henryk VIII spadł z konia, przed dwie godziny był nieprzytomny, a jego dworzanie już zaczęli mu klecić trumnę. Nikt nie liczył na cud, na to, że monarcha się ocknie. I pierwsze, co mi przyszło do głowy (w świetle znajomości z lekcji historii liczby jego żon, a był dopiero z drugą), że Cromwell podstawi w jego miejsce sobowtóra! Serio. Bo przecież opowieść musi się toczyć dalej.
Och, z niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu!
środa, 20 listopada 2013
High Hopes
W Nowych Horyzontach nareszcie długo przeze mnie oczekiwana retrospektywa filmów Mike'a Leigh. Wielu starszych obrazów nie widziałam, ale szczęśliwie repertuar ułożony został chronologicznie i poniedziałkowy wieczór przypadł w udziale 'Wysokim aspiracjom' z 1988 roku. Jest kilka powodów, dla których tak przepadam za tym brytyjskim reżyserem. Jego filmy zawsze podnoszą mnie na duchu, krzepią, pozwalają nabrać dystansu do absurdów, których w życiu nie brakuje. Uwielbiam go za dobór obsady, jego charakterystyczne postaci są często tak brzydkie, że aż urzekające. Ale tak naprawdę tym, na co czekam w każdym filmie, jest moment konfrontacji przeciwstawnych poglądów, stylów życia, skrajnie odmiennych osobowości i postaw życiowych w gronie rodzinnym. Tu też familia zebrała się przy stole. I choć jasne było, że nie każdemu będzie to dane, to jednak choć dla jej części wieczór ten stał się kamieniem milowym wyznaczającym nową lepszą epokę.
wtorek, 19 listopada 2013
Prasówka
Mój kot uwielbia świeżą prasę.
Jednak nie każda gazeta nadaje się nadal do czytania, jeśli Rita dorwie ją jako pierwsza.
Lot kury
Dwa odkrycia wczorajszego wieczora. Po pierwsze: na Ofiar Oświęcimskich aż się roi od nowych knajpek, a co najmniej kilka z nich wygląda zachęcająco. Po drugie: zlokalizowałam miejsce, gdzie można zjeść REWELACYJNE brownie. Kawiarnia nazywa się Lot Kury i mieści przy tejże ulicy pod numerem 17. Ciasto wygląda niepozornie, porcyjka za sześć złotych rozmiarami nie oszałamia, ale to autentyczne niebo w gębie.
poniedziałek, 18 listopada 2013
niedziela, 17 listopada 2013
Calineczka
Centrum Kultury Wrocław-Zachód. Weekend z Hansem Christianem Andersenem. Teatr Lalki i Aktora z Wałbrzycha wystawia 'Calineczkę'. Bastek całe przedstawienie śmieje się, klaszcze, śpiewa. Malwina siedzi nieporuszona z kamienną twarzą. Kurtyna opada, oklaski ustają, pytam dzieci, jak im się podobało. On mówi, że wcale, bo zakończenie było inne niż w filmie, który widział kilka dni wcześniej. Ona zaś, że było rewelacyjnie.
Bądź tu mądry i czytaj z mowy ciała:)
Dla mnie było super. Stęskniłam się już za teatrem. A tu podobało mi się wszystko: kontakt aktora z widzem, pomysł na adaptację i podkład muzyczny, rozwiązania scenograficzne, kukiełki.
I odetchnęłam z ulgą, kiedy Bastek po kilku szczegółowych pytaniach przyznał jednak, że jedynie zakończenie go rozczarowało. Bo spodziewał się ślubu. Na scenie. A nie w domyśle.
Niezawodny z niego malkontent. Jeśli cokolwiek wydaje mi się doskonałe, wystarczy, że zwrócę się do niego, a w trzy sekundy wypunktuje mi słabe strony mojego ideału.
Bądź tu mądry i czytaj z mowy ciała:)
Dla mnie było super. Stęskniłam się już za teatrem. A tu podobało mi się wszystko: kontakt aktora z widzem, pomysł na adaptację i podkład muzyczny, rozwiązania scenograficzne, kukiełki.
I odetchnęłam z ulgą, kiedy Bastek po kilku szczegółowych pytaniach przyznał jednak, że jedynie zakończenie go rozczarowało. Bo spodziewał się ślubu. Na scenie. A nie w domyśle.
Niezawodny z niego malkontent. Jeśli cokolwiek wydaje mi się doskonałe, wystarczy, że zwrócę się do niego, a w trzy sekundy wypunktuje mi słabe strony mojego ideału.
Sernik ze śliwkami
Sernik łatwy do zrobienia i bardzo smaczny. Jedynie te śliwki okazały się niewypałem. Surowe były przepyszne, ale po wizycie w piekarniku całkowicie straciły słodycz. Szczęśliwie zbyt wielu ich na cieście nie ułożyłam, bowiem masy serowej wyszło tak dużo, że już mi się zaczynała przelewać.
Eksperyment wart powtórzenia, ale koniecznie z innymi owocami (marzą mi się maliny lub jagody).
Przepis tradycyjnie z 'Palce lizać'.
czwartek, 14 listopada 2013
Szczyt zdobyty
Rita ponad tydzień zbierała się do wielkiego skoku na najwyższą półkę w dużym pokoju. Stół, oparcie krzesła i kilkanaście centymetrów kwadratowych lądowiska pod samym sufitem. W końcu odważyła się i udało jej się zdobyć szczyt za pierwszym podejściem.
Uskrzydlona sukcesem zaliczyła też półkę nad kanapą. A że stamtąd blisko na witrynkę, wskoczyła i tam. Usunęłam więc świecznik i kwiatka z półki, aby zmniejszyć szansę na niechcący dokonywane akty wandalizmu przy pokonywaniu toru przeszkód. No to mała zaczęła obgryzać bazie, które okrągły rok trzymam w wazonie. Przestawiłam i to. Wreszcie zabrała się za doniczkę na witrynce. Ziemia i liście posypały się, szkodnik zaś po narobieniu rabanu uciekł pod łóżko.
Tym sposobem witrynka i półka nad kanapą zostały ogołocone ze standardowych ozdóbek, a na najwyższej półce zapanował ścisk. Pokój wygląda jak w trakcie remontu czy wielkich porządków. Moje zapędy dekoratorskie przechodzą w stan uśpienia. Poważnie rozważam zakup sztucznych kwiatów. I likwidację niższej półki. I odsunięcie stołu. Maciek doradza instalację zasieków. Sama już nie wiem, czy to tylko żart.
A Rita spogląda zdumionymi oczyma:) Gdzie się podziały wszystkie skarby?
Uskrzydlona sukcesem zaliczyła też półkę nad kanapą. A że stamtąd blisko na witrynkę, wskoczyła i tam. Usunęłam więc świecznik i kwiatka z półki, aby zmniejszyć szansę na niechcący dokonywane akty wandalizmu przy pokonywaniu toru przeszkód. No to mała zaczęła obgryzać bazie, które okrągły rok trzymam w wazonie. Przestawiłam i to. Wreszcie zabrała się za doniczkę na witrynce. Ziemia i liście posypały się, szkodnik zaś po narobieniu rabanu uciekł pod łóżko.
Tym sposobem witrynka i półka nad kanapą zostały ogołocone ze standardowych ozdóbek, a na najwyższej półce zapanował ścisk. Pokój wygląda jak w trakcie remontu czy wielkich porządków. Moje zapędy dekoratorskie przechodzą w stan uśpienia. Poważnie rozważam zakup sztucznych kwiatów. I likwidację niższej półki. I odsunięcie stołu. Maciek doradza instalację zasieków. Sama już nie wiem, czy to tylko żart.
A Rita spogląda zdumionymi oczyma:) Gdzie się podziały wszystkie skarby?
Tinga Tinga
Opowieści z Tinga Tinga oglądaliśmy namiętnie, kiedy Babu był początkującym przedszkolakiem. Przepadałam za tą bajką tak samo jak on. Historyjki były mądre i zabawne, dawały do myślenia nie tylko kilkulatkom, zaś strona wizualna z odcinka na odcinek budziła mój coraz większy zachwyt. Teraz dorwaliśmy książeczkę. To już nie to samo, choć ilustracje piękne i tekst co do słowa zaczerpnięty z oryginału. I chyba wiem, dlaczego: po prostu brakuje mi głosu, bowiem dubbing do animacji zrobiony był bardzo starannie i nadawał niesamowity klimat. Ale i tak warto pokazać to wydawnictwo maluchom.
środa, 13 listopada 2013
Wenus w futrze
Kto nie widział, niech pędzi do kina. Rewelacyjna rozrywka. Od pierwszej minuty zostajemy wciągnięci w grę i do samego końca zastanawiamy się, kim jest Wanda, skąd jej wiedza, rekwizyty, umiejętności, jaki jest prawdziwy powód, dla którego pojawiła się w tym teatrze. Bo że nie jest przeciętną neurotyczną aktoreczką, domyślamy się od razu. Ale co jest maską, a co jej prawdziwą twarzą nie sposób ustalić - łatwość i częstotliwość przejść z jednego wcielenia w następne przyprawia o zawrót głowy i Thomasa, i nas, widzów. Śmiem twierdzić, że to życiowa rola Emmanuelle Seigner.
Jednakże Mathieu Amalric jest równie genialny. Jego podobieństwa do młodego Polańskiego trudno nie zauważyć. Ale to tylko szczegół dodający pikanterii, bo średnio by nas to obeszło, gdyby jego sceniczna partnerka nie była żoną wielkiego reżysera. Kiedy Thomas patrzy z zachwytem na Wandę, kiedy puszy się jako twórca, kiedy wydaje polecenia jako pan i władca teatralnej sceny, zastanawiamy się, czy tak właśnie widzi samego siebie Polański. Czy tylko nas podpuszcza. Ile ze swego prywatnego życia tu przemyca. Ale czy któryś z aspektów wielowymiarowej relacji pomiędzy dwojgiem bohaterów na tym traci? Absolutnie nie.
Rozgrywka między nimi odbywa się na tak wielu płaszczyznach, że połowy prawdopodobnie nawet nie zarejestrowałam. Walczą o władzę jako kobieta i mężczyzna, aktor i reżyser, domina i jej poddany, twórca i jego muza, kusiciel i człowiek wystawiony na próbę. Energia przepływająca między nimi elektryzuje. A wszystko odbywa się lekko, żartobliwie, z nutką autoironii. Oboje są wytrawnymi graczami, więc wystarcza słowo lub gest by zmienił się układ sił. I na koniec dowiadujemy się, że daliśmy się uwieść i zwieść. Wyborne widowisko!
Jednakże Mathieu Amalric jest równie genialny. Jego podobieństwa do młodego Polańskiego trudno nie zauważyć. Ale to tylko szczegół dodający pikanterii, bo średnio by nas to obeszło, gdyby jego sceniczna partnerka nie była żoną wielkiego reżysera. Kiedy Thomas patrzy z zachwytem na Wandę, kiedy puszy się jako twórca, kiedy wydaje polecenia jako pan i władca teatralnej sceny, zastanawiamy się, czy tak właśnie widzi samego siebie Polański. Czy tylko nas podpuszcza. Ile ze swego prywatnego życia tu przemyca. Ale czy któryś z aspektów wielowymiarowej relacji pomiędzy dwojgiem bohaterów na tym traci? Absolutnie nie.
Rozgrywka między nimi odbywa się na tak wielu płaszczyznach, że połowy prawdopodobnie nawet nie zarejestrowałam. Walczą o władzę jako kobieta i mężczyzna, aktor i reżyser, domina i jej poddany, twórca i jego muza, kusiciel i człowiek wystawiony na próbę. Energia przepływająca między nimi elektryzuje. A wszystko odbywa się lekko, żartobliwie, z nutką autoironii. Oboje są wytrawnymi graczami, więc wystarcza słowo lub gest by zmienił się układ sił. I na koniec dowiadujemy się, że daliśmy się uwieść i zwieść. Wyborne widowisko!
Czekoladki dla sąsiadki
Nie mogłam się powstrzymać i kupiłam Babusiowi kolejny tom wierszy pani Geller. W 'Czekoladkach' głównymi bohaterami są zwierzaki, kot i pies, żyjące generalnie w zgodzie, a już z pewnością trzymające wspólny front, kiedy dochodzi do konfrontacji z sąsiadką. Niezłe z nich łapsurdaki, a pudel wręcz doprowadza mnie do łez i spazmów. Jego wizerunek daleki jest co prawda od stereotypowego sposobu przedstawiania tej rasy, ale działa na mnie z nie mniejszą siłą niż pojawiający się w mojej wyobraźni kudłaty i puszysty czworonóg. Serio, sama nie wiem, dlaczego, ale gdyby to był jamnik czy mops, zabawa byłaby dla mnie bez porównania mniej udana.
Sebi mi doniósł, że ktoś już im w szkole czytał ten tomik, więc dziś na literackie spotkanie z dzieciakami zabrałam 'Wścibskich'. I co się okazało? Że nie tylko mój syn zna urywki na pamięć. Znaczy się, dzieci to lubią. Więc jeszcze raz polecam.
Sebi mi doniósł, że ktoś już im w szkole czytał ten tomik, więc dziś na literackie spotkanie z dzieciakami zabrałam 'Wścibskich'. I co się okazało? Że nie tylko mój syn zna urywki na pamięć. Znaczy się, dzieci to lubią. Więc jeszcze raz polecam.
wtorek, 12 listopada 2013
Fucha
Kasia szkoli się na fotografa, a ja się ekscytuję za nas obie. Głównie dlatego, że załapałam się (no dobra, przemocą niemalże wcisnęłam) na modelkę. Było już pozowanie w parku, była sesja w domu, w którą zaangażowałyśmy też Bastka jako speca od oświetlenia. Swoimi zdjęciami będę mogła zapełnić niedługo pół ściany. (I jeśli narcystyczna strona mej natury zwycięży nad wrodzoną skromnością, prawdopodobnie strzelę sobie taką fototapetę i przestanę wychodzić z domu.)
A wczoraj na Bulwarze Tadka Jasińskiego szalałyśmy ze statywem i nocnymi ujęciami ogołoconych już znacznie z liści drzew. Kasia kombinuje i ćwiczy cierpliwość. Ja asystuję, ale i dostaję swoje pięć minut walki z tuzinem przycisków i pokręteł na bajeranckim aparacie. Fun jest. A z jakości zdjęć będzie się tłumaczyła kursantka, hehe:) Jeśli coś na zajęciach zostanie pochwalone, nie omieszkam się pochwalić.
A wczoraj na Bulwarze Tadka Jasińskiego szalałyśmy ze statywem i nocnymi ujęciami ogołoconych już znacznie z liści drzew. Kasia kombinuje i ćwiczy cierpliwość. Ja asystuję, ale i dostaję swoje pięć minut walki z tuzinem przycisków i pokręteł na bajeranckim aparacie. Fun jest. A z jakości zdjęć będzie się tłumaczyła kursantka, hehe:) Jeśli coś na zajęciach zostanie pochwalone, nie omieszkam się pochwalić.
To, co warto wiedzieć, wiem od swojego kota
Koniec z użalaniem się nad sobą. Obiecuję poprawę. I dziękuję wszystkim życzliwym duszom za telefony, maile i rozmowy. Ale nie mogę nie odnotować też wsparcia Rity. Godzin głaskania, przytulania, wpatrywania się ze zrozumieniem w oczy. Dziewczyna wyrywana regularnie ze snu w środku nocy zawsze gotowa była dotrzymywać mi towarzystwa i odganiać smutki, bezpardonowo domagając się należnych jej porcji pieszczot.
Namolność jako metoda terapeutyczna może się wydawać haniebna lub cokolwiek wątpliwa tylko komuś, kto nie zna kojących właściwości mięciusiej kociej sierści. A pięciomiesięczna koteczka futerko ma jedwabiście gładkie; wystarczy jeden ruch dłonią, by się uzależnić od jego dotyku. Do tego Ritka ma w zwyczaju głaskanie mnie po twarzy łapeczką (pazurki, rzecz jasna, schowane, i tylko poduszeczki jak najdelikatniejsza ircha muskają policzek) i przytulanie noskiem w nosek. Rozczulam się, wiem, ale ona tak szybko rośnie, że staram się rozkoszować każdą taką chwilą, póki mam ich pod dostatkiem. Potem będą już tylko zwykłe codzienne radości. Ich podstawowy wykaz znalazłam w kociej biblii, która okazała się fantastyczną lekturą dla rozchwianej emocjonalnie lunatyczki. Niektóre niewątpliwie przyprawią mnie jeszcze o zgrzytanie zębów, ale co tam, takie życie:)
Zmiana perspektywy zawsze dobrze robi.
piątek, 8 listopada 2013
Rozsypka
Nadal w rozsypce. W krótkich przebłyskach opamiętania spoglądam na siebie z boku i zastanawiam, jak do tego doszło, że byle drobiazg staje się przeszkodą, którą z wielkim trudem pokonuję . Albo i nie, a wtedy porażką życiową okazuje się, na przykład, brak porozumienia między mną a zawistną drukarką, i dostaję palpitacji serca, bo nie potrafię jednoznacznie ustalić, czy, do jasnej cholery, puściłam do druku te bilety i ktoś je sobie znajdzie i weźmie, kiedy durna maszyna zadziała, czy też może jednak wszystko jest w porządku, wycofałam w odpowiednim momencie polecenie drukowania i spokojnie się z Babu dostaniemy na imprezę, za którą zapłaciłam ciężkie pieniądze.
Kasia mówi, że widać jeszcze nie sięgnęłam dna, skoro nie potrafię się na dobre odbić. Faktycznie, moje podrygi są dość żałosne. W środę nosiło mnie po domu, nosiło, aż w końcu rzuciłam się na ścieranie kurzu i układanie klamotów na półkach. Efekt terapeutyczny spektakularny, acz krótkofalowy. O 2:15 w nocy magia przestała działać. Wczoraj na lodowisku dałam z siebie wszystko z nadzieją, że sportowy duch wyleczy mnie z bezsenności. Nie tędy droga, jak widać.
Boję się myśleć, co zastanę w głębi przepaści. A co, jeśli nie będzie to trampolina, od której odbiję się i wystrzelę jak rakieta, ale jakieś grząskie lepkie świństwo, z którego przyjdzie mi się wygrzebywać miesiącami? Póki co spowalniam ruch w dół: eliminuję z życia wszystkie zbędne mi do szczęścia elementy. A w każdym razie pracuję nad tym.
Kasia mówi, że widać jeszcze nie sięgnęłam dna, skoro nie potrafię się na dobre odbić. Faktycznie, moje podrygi są dość żałosne. W środę nosiło mnie po domu, nosiło, aż w końcu rzuciłam się na ścieranie kurzu i układanie klamotów na półkach. Efekt terapeutyczny spektakularny, acz krótkofalowy. O 2:15 w nocy magia przestała działać. Wczoraj na lodowisku dałam z siebie wszystko z nadzieją, że sportowy duch wyleczy mnie z bezsenności. Nie tędy droga, jak widać.
Boję się myśleć, co zastanę w głębi przepaści. A co, jeśli nie będzie to trampolina, od której odbiję się i wystrzelę jak rakieta, ale jakieś grząskie lepkie świństwo, z którego przyjdzie mi się wygrzebywać miesiącami? Póki co spowalniam ruch w dół: eliminuję z życia wszystkie zbędne mi do szczęścia elementy. A w każdym razie pracuję nad tym.
sobota, 2 listopada 2013
Cromwell
Z książki o Cromwellu, która absolutnie mnie pochłonęła.
'W jego opinii pokora rzadko bywa szczera, ale szczerość prawie nigdy nie przynosi zwycięstwa.'
'Męstwo nie równa się odwadze na polu bitwy. (...) Męstwo równa się stałości w dążeniu do celu. Równa się wytrwałości. Równa się zdolności życia z tym, co człowieka ogranicza.'
'W jego opinii pokora rzadko bywa szczera, ale szczerość prawie nigdy nie przynosi zwycięstwa.'
'Męstwo nie równa się odwadze na polu bitwy. (...) Męstwo równa się stałości w dążeniu do celu. Równa się wytrwałości. Równa się zdolności życia z tym, co człowieka ogranicza.'
Subskrybuj:
Posty (Atom)