sobota, 30 listopada 2013

Wierszyki domowe

Gdyby nie okładka, nie wzięłabym tej książki do ręki. Już wyjaśniam, dlaczego. Rusinka widziałam na żywo raz. Nie tak dawno. Europejska Noc Literatury. Przejście Garncarskie. Wieczór już późny. Zimno. Rusinek czyta Claudela. Literatura poważna. A on sunie monotonnym głosem i z prędkością światła. Przy trzecim dopiero tekście zorientowałam się, że tracę wątek, gdyż słucham nie jednego opowiadania, jak mi się wydawało, ale kolejnych zamkniętych całości czytanych bez sekundowej choćby między nimi pauzy. To już nawet ja lepiej sobie radzę z głośną lekturą. Tak oto pan Rusinek zraził mnie do siebie dokumentnie. I postanowiłam ostentacyjnie nie interesować się jego twórczością. Ale okładka tego tomu ujęła mnie szalenie... na szczęście! Bo wiersze okazały się kapitalne. Przypisy są najlepsze, choć wprowadzają nieco zamętu, bo Bastek z reguły nie rozumie tych żarcików, ale chyba o to chodziło, żeby i rodzice mieli frajdę z lektury dostosowaną poziomem trudności do ich możliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz