O czym marzę, kiedy nadchodzi weekend spędzany przez Babu u babci? Wiadomo, wyspać się porządnie, a potem spokojnie leżeć w łóżku ze śniadaniem i stertą gazet do południa. Mój śmiały plan z miejsca został jednak storpedowany, bowiem Rita przewidziała na ten czas zgoła inne atrakcje.
I tak już nocą z piątku na sobotę zdecydowała się wciągnąć nas do zabawy w polowanie na tajemnicze i wielce nęcące nogi kryjące się pod kołdrą. Chodzi o to, żeby poskrobać pościel, a potem wsunąć pod nią łapę i przejechać pazurami po czym się da. Mam świadomość, że pomysł nie wziął się znikąd - kiedyś kot miał swobodny dostęp do stóp, łydek i kolanek wystających spod kołdry i bez specjalnego wysiłku mógł sobie coś drasnąć lub nadgryźć, gdy tylko naszła go ochota. Ale jakoś wszyscy domownicy zaczęli skrzętnie opatulać się przed snem...
Ritka bawiła się na całego. Brak naszego entuzjazmu absolutnie jej nie przeszkadzał, a przeganianie z łóżka tylko ją nakręcało. Kiedy zamknęliśmy drzwi, dobijała się tak hałaśliwie, że nie mogliśmy jej ignorować. Ale wpuszczenie do środka traktowała jako przyzwolenie na kontynuowanie zabawy, więc nastąpiła ponowna eksmisja. A potem amnestia. A potem jeszcze raz od nowa. Skończyło się na wygnaniu.
Kiedy zaś wreszcie rano wparowała do sypialni z pomponem na przeprosiny, a ja nie zareagowałam stosownie, bo jeszcze spałam, przywołała mnie do porządku pacnięciem łapą w nos. Zapomniała jednak (albo i nie, nie chcę jednak wyciągać zbyt pochopnych wniosków i rzucać bezpodstawnych oskarżeń) schować do końca pazurki. Krew się nie polała, dwie czerwone krechy zostały.
Dzisiejszej nocy nastąpiła powtórka z rozrywki. Już po pierwszej eksmisji Ritusia tak łkała pod drzwiami, że daliśmy jej drugą szansę. Wróciła skruszona i przez kilka minut było jak w reklamie: koteczek zasypia wtulony w panią. Ale szybko jej się znudziło, zanurkowała mi pod kołdrę, po czym uciekła i z godnością, bez słowa skargi przyjęła do wiadomości, że tej nocy już się do nas nie wprosi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz