Maciek zebrał się w sobie i wszystkie regały już gotowe, szafki powieszone, biurka poskręcane, dziury powiercone.
A mogliśmy sobie zafundować długie wiosenne miesiące w trudzie i znoju! Weekendami lakierować deski, by je ciepłymi nocami heblować. Spierać się godzinami o rozstaw półek lub wielokrotnie, acz bezowocnie, jeździć do Ikei tudzież Castoramy po wsporniki do książek, śrubki, bejce. Tygodniami całymi dywagować nad ostateczną wersją umiejscowienia na ścianie telewizora. I tak dalej.
Tymczasem Maciek egoistycznie zamykał się w dużym pokoju, nie dając rodzinie okazji do ponarzekania na niewygody czy ślimacze tempo pracy. Szok spowodowany raptownie rzuconym mi przez los wyzwaniem ustawiania na nowo książek i całej masy szpargałów trzymał mnie w swych szponach prawie tydzień. Ale dziś nareszcie odzyskałam mowę. A chłopaki drugi dzień z rzędu poszli spać z kurami. Tak więc odmalowuję dziś laurkę memu ulubionemu mężowi.
Mój ty kochany stolarzu na zlecenie jedyny! Aż mnie korci, żeby jakiś nowy mebelek zaprojektować;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz