Po wielu dniach błogiego spokoju, kiedy uwierzyłam, że Ritka dorosła, zmądrzała, przemyślała swoje możliwości perswazji i pogodziła się z narzucanymi przez mnie ograniczeniami w zakresie maltretowania członków rodziny; kiedy na dobre ustało podgryzanie kończyn wystających spod kołdry i szarpanie pani za rękaw, ledwie ta zasiądzie do komputera; kiedy obrażanie się, manifestowanie swego niezadowolenia oraz mszczenie za narażanie koteczki na stres nieuchronnie pojawiający się, gdy ktokolwiek poza panią zagości w sypialni, przeszło do historii; kiedy wreszcie Ritusia przestała używać ząbków i pazurków do dzielenia się z nami swą frustracją i złym humorem - wówczas nastało to, na co czekaliśmy od dawna: mała dostała pierwszej rujki.
Ale i tak przeżyliśmy szok..
Zaczęło się od coraz bardziej przeciągających się sesji skrobania w drzwi wejściowe i szamotania żaluzji tudzież zasłonki w okolicy drzwi balkonowych. Ataki nasilały się zwłaszcza nocą. Sądziliśmy, że to pachnące wiosną powietrze tak nęci naszą pupilkę do wyjścia na spacer. Do tego niekończące się lamenty. I to zupełnie nowym, rozdzierającym serce głosem. Żadne tam miauczenie, ale klasyczny rzewny płacz kilkuletniego dziecka. Na zmianę więc do małej przemawialiśmy, że nie możemy wyjść na dwór. Nie bardzo wiedzieliśmy, o co chodzi i jak jej wynagrodzić uwięzienie w czterech ścianach. Jednocześnie zaczęliśmy zgłębiać temat instalacji siatki na balkonie. Przy okazji odkryłam, że balkon mamy fatalny pod jakąkolwiek zabudowę, bo mnóstwo tam załomów, uskoków, krzywizn etc. No i mój kwiatostan, wymarzone rozwiązanie długofalowe: żywopłot z bukszpanu, lawendy i bluszczu, okazał się śmiertelnie niebezpieczny dla ciekawego nowych smaków kota. Słowem: podłamałam się i miałam ochotę łkać do spółki z Ricią.
Jednak w sobotę rano wszystko stało stało się jasne. Mała rozpłaszczyła się na podłodze, wypięła pupę i zachęcająco odgięła na lewo ogonek. Molestowała każdego po kolei. Do repertuaru dołożyła tarzanie się, przeciągłe spojrzenia oraz obejmowanie łapkami. Przy braku naszej reakcji na takie zaloty desperacko próbowała szczęścia nawet z krzesłem - z wiadomym skutkiem;) Bastek był wniebowzięty tym tańcem godowym i zadeklarował chęć udzielenia Ricie pomocy w trudzie powiększenia rodziny. Po czym od razu wyraził ubolewanie, że nie jest kocurem i zaproponował w zamian głaskanie.
Jutro idziemy do weterynarza po tabletki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz