poniedziałek, 30 grudnia 2013

Opowieści z Narnii

W czasie świąt nagraliśmy dla Babu wiele filmów z telewizji i powoli je sobie teraz odtwarzamy. Przygody dalmatyńczyków i renifera Niko oglądałam kątem oka, ale do 'Opowieści z Narnii' to już zasiadłam na całego. Przepadam za tą historią i chciałam nią zaciekawić także Sebiego, mimo że wiele w filmie jest scen, które moje empatyczne dziecko doprowadzają do łez. Czy mi się udało, okaże się, kiedy za jakiś czas zaproponuję mu 'Księcia Kaspiana'. Póki co pierwsza część sagi za nami.

Uwikłanie

W najlepszej wierze, a nawet z niewielkimi wyrzutami sumienia, że nie poszłam na to do kina, zasiadłam do oglądania 'Uwikłania', i już po kilkunastu minutach sama się rozgrzeszyłam, bo film to słaby, a miejscami wręcz denerwujący. Zacznijmy od pani prokurator. Wkurzona już od pierwszej sceny, miota się i pokrzykuje na każdego, kto ośmieli się do niej odezwać. Pięknie kontrastuje z nieustająco opanowanym komisarzem. Uwikłanie w mrożącą krew w żyłach historię nie zmienia ich zachowania, a swe myśli skrywają skrzętnie, także charakterystyki dynamicznej postaci nie przedstawię. Można by się za to zastanowić, jakim cudem, skoro tacy zapracowani i zabiegani, a także doświadczeni z hukiem zakończonym przed laty romansem, mają czas na nieustające przesiadywanie po knajpkach? I wreszcie coś, co zniesmaczyło mnie dokumentnie. Seweryn wygłaszający z parkowej ławki tyradę o swej ojczyźnie i rodakach. To już naprawdę było żenujące. Zapodany łopatologicznie rys dydaktyczny w kryminale? Ręce opadają.

niedziela, 29 grudnia 2013

Pustkowie Smauga

Cały rok czekaliśmy na drugą część 'Hobbita', więc już dziś polecieliśmy do kina. Babu początkowo mocno się wzbraniał, ale kiedy usłyszał, że tu Golluma nie będzie, od razu zmienił zdanie. I całe szczęście, bo tę produkcję naprawdę warto zobaczyć na wielkim ekranie. Zwłaszcza, że 'Pustkowie Smauga' jest o niebo lepsze od 'Niezwykłej podróży'. O dłużyznach i przeciąganiu jakiejkolwiek sceny choćby o kilka sekund można zapomnieć. Od strony plastycznej film jest przepiękny. I kończy się w takim momencie, że cała sala aż jęknęła. Fani Petera Jacksona będą zachwyceni, zapewniam.

sobota, 28 grudnia 2013

Stare fotografie

Niespodziewanie stałam się posiadaczką kilkunastu starych fotografii, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nie mogę przestać się w nie wpatrywać. Parę strzępków papieru i tyle pytań więznących w gardle, bo nie ma komu ich zadać. Kłębowisko myśli, wspomnień, emocji. Ludzie, których już ciałem między nami nie ma. Zrównany z ziemią budynek. Sytuacje, których pamięć nie pomieściła. Książka o nie możliwym do ustalenia tytule. Próbuję odnaleźć siebie w tym chudzielcu o pyzatej buzi. To było tak dawno temu...






środa, 25 grudnia 2013

Wiewióry i reszta


Trzy ostatnie dni spędziliśmy w parku. Nie ma lepszego miejsca, jeśli chce się uciec od przedświątecznie rozgorączkowanego tłumu i zaraźliwego szału zakupów, sprzątania, gotowania etc. Zwłaszcza, kiedy pogoda dopisuje. A wczoraj było dwanaście stopni. I oczekiwane pustki. Bo to nie pierwszy raz, kiedy się tak zaszywamy. Z doświadczenia więc już wiemy, że poza amatorami mocnych trunków spotkamy tam tylko kilku tatusiów towarzyszących swym pociechom na placu zabaw, paru właścicieli psów wyprowadzających swych pupilów na spacerek, może jakichś fanatyków joggingu. Tak było i teraz. Plus drzewa skąpane w słońcu. Gromadnie występujące wiewiórki, w podskokach przybiegające po orzeszka. Chmary gawronów, kawek i wron siwych (Babu mi objaśnił, co jest czym). Oraz nowość na placu zabaw - siłownia dla dzieci. Czy już mówiłam, jak bardzo lubię nasz park? :)

Handmade


Takie żeśmy z Babu w tym roku souveniry dla gości naszykowali.

wtorek, 24 grudnia 2013

Barkan Kiddush

Wczoraj o mało się nie przewróciłam, kiedy w Cocofli okazało się, że zmieniło się menu i z afisza zeszło wino, które dopiero co odkryłam. A jest to wino najlepsze na świecie, o jakim nawet nie śmiałam marzyć. Kryje w sobie aromat moich ulubionych owoców: czarnych czereśni. Pachnie doskonale, smakuje jeszcze lepiej. W ciągu ułamka sekundy teleportuje do słonecznej krainy, gdzie wiecznie trwa czerwiec, życie jest słodkie, a w powietrzu unosi się obietnica cudownych wakacji.
No więc wertuję tę kartę dań i trunków raz i drugi. W końcu pytam barmana, czy to aby wszystko w ich ofercie. Dowiaduję się, że mniej popularne napitki zostały wycofane. I już jedną nogą wpadam w czarną rozpacz, kiedy usłużny człowiek robi przegląd zapasów na półkach i znajduje cudem ocalałą butelczynę. A potem jeszcze jedną. Podczas gdy napełnia mi kieliszek, konstatuję, że oto jestem prawdopodobnie jedynym klientem, który wie, że wino jest dostępne, ale tylko dla wtajemniczonych! Czyli że obie butelki są niejako moje. Zaklepane. Ukryte. Niedostępne dla tłuszczy. O niebiosa!
A potem schodzi się poniedziałkowa paczka. Opowiadam całą historię. I zostaję obdarowana nienapoczętą butelką w ramach spóźnionego prezentu urodzinowego. Brakuje mi tchu z wrażenia i nie śmiem protestować.

I w tym miejscu w końcu to napiszę. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się dostać na urodziny samych wymarzonych prezentów. Wiem, że za każdy już dziękowałam, ale pozwolę sobie powtórzyć: kochani darczyńcy, z całego serca dziękuję! Za łyżwy, kalendarz, książkę, pudełko słodkości i wino. Każdej z tych rzeczy szczerze pragnęłam, choć prawdopodobnie żadnej z nich sama bym nie nabyła. To dla mnie namacalne dowody na to, że mnie znacie i słuchacie, co mówię, nawet jeśli to niekończące się tyrady bez puenty. Że Wam na mnie zależy i że szczerze chcecie sprawić mi przyjemność. Dziękuję Wam, że jesteście i że mogę na Was liczyć! Jestem taką szczęściarą!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Kraina lodu

Wyjście do Nowych Horyzontów z cyklu 'Kulturalne weekendy z Malwiną'. Jesienią byliśmy na jarmarku Leśnicy, potem na spektaklu w domu kultury, w końcu trafił się ciekawy film i mogłam zabrać dzieci do ulubionego kina. Zachwyt Malwiny huśtawkami był pewniakiem, ale reakcji na dwugodzinną projekcję nawet nie próbowałam przewidzieć. Super trailer ma się często nijak do filmu. Ale nie tym razem. Na produkcje Disneya można jednak liczyć. Historia była wciągająca, poruszająca i autentycznie śmieszna. Dubbing okazał się genialny. Bohaterowie z miejsca podbili serca dzieci. Ja również ani przez chwilę się nie nudziłam. Słowem, kto jeszcze nie widział, niech bez wahania wybiera się do kina.

Papusza

Po projekcji pierwszym komentarzem było, że za mało Papuszy w 'Papuszy'. Ale zaraz potem uzgodniłyśmy, że nie dało się odseparować bohaterki od jej społeczności, by opowiedzieć tę historię. I nawet panoramiczne, grupowe ujęcia, które dominowały w tym filmie, były tego wyrazem. Cygański tabor to nie grupa indywidualności, ale nierozerwalna jedność, w której nie ma miejsca na odrębność, inność, samodzielność. I właśnie o tym jest dla mnie ten film. O ogromnej samotności jednostki, która odstaje od standardów przyjętych w środowisku, w którym przyszła na świat. Papusza z chwilą pierwszej fascynacji słowem pisanym skazuje się na ostracyzm i wkracza na ścieżkę, z której nie będzie mogła zawrócić. Jest nieszczęśliwa zanim jeszcze pozna Ficowskiego, ale całkowite wykluczenie, którego później doświadczy, jest ciosem, który ostatecznie złamie jej ducha i zniewoli ją w absolutnej bierności zawieszenia w próżni pomiędzy światem, który został jej odebrany, a tym, o czym może nieśmiało pozwalała sobie marzyć po raz pierwszy wysyłając poecie swoje zapiski. Ale jest to też film o nieuchronnym końcu pewnej ery. Barwne życie romskiej społeczności poddaje się zmianom, malownicze sznury nieustających w drodze wozów odchodzą do przeszłości. Zostają wspomnienia spisane przez Ficowskiego, garść pieśni i chwytające za serce melodie.

sobota, 21 grudnia 2013

Grzaniec wrocławski


Piękne rozpoczęcie weekendu w piątkowy wieczór. I jeszcze piękniejsze pożegnanie z jarmarkiem. Bo na deszczu grzaniec wrocławski smakuje najlepiej. A kurtka nadal pachnie ogniskiem.

Optymalne proporcje

Ciasteczka podawane do kawy są zwykle bardzo małe. Ale nie u nas:)


Grudzień pieczeniem ciastek stoi. Nie potrafię się doliczyć, ile już blach kruchych i pierników wyprodukowałam. Ilu foremek wszelakich kształtów i rozmiarów wykorzystałam. Pewne jest, że podejść do zagniatania ciasta było pięć. Co więcej, zwykle szła podwójna porcja składników, żeby wystarczyło na dłużej, czyli do świąt. Taaak... 
No ale w końcu musiał nastąpić przesyt. Dziś już tylko dekorujemy.

czwartek, 19 grudnia 2013

Maska Zorro

Babu ma nowego idola. I pragnie uzupełnić swój arsenał o szpadę. A nawet dwie, żeby tata mógł z nim trenować:) Ja zaś gotowa jestem mu ją sprezentować. Z cichą nadzieją, że to wystarczy, aby przekonać go, by w karnawale zgodził się wystąpić jako Zorro, a nie jeden z Żółwi Ninja. Bo trochę mi słabo na myśl o kombinowaniu mu skorupy:)

środa, 18 grudnia 2013

Cud

Karpowicz niby cały czas pisze o tym samym, ale sposób, w jaki to robi, jest niepowtarzalny. Tym razem z nóg zwalił mnie pomysł romansu z nieboszczykiem oraz fragmenty, w których głos oddawany jest natchnionemu ojcu zmarłego. Mały cytacik na zachętę:
'Wreszcie doszliśmy drogą wyboistą do chwili, kiedy odpowiedzialność za naszego syna mogliśmy podzielić się z personelem kształconym na odpowiedzialności ponoszenie, czyli małolatów dręczenie, jako że Mikołajek dożył lat uprawniających go do wstąpienia w klasę zerową szkoły podstawowej. Tamtego pierwszego dnia w budynku nowej szkoły, obstalowanej Helenkowymi subsydiami i znajomościami partyjnymi, wydawało mi się, że nawet ma niewiasta milcząca nie odgoniła radosnego półuśmiechu, zdejmującego z niej mordęgę stałego przybywania u źródła niebezpieczeństwa, czyli Mikołajka gotowego w każdej chwili pchnąć najbliższą osobę w niejaki wypadek. Przyjrzałem się okiem przenikliwym kadrze nauczycielskiej, ale nie zdała mi się ona wyjątkowo doświadczona, albo chociaż kondycyjnie sprawna. (...) Dawałem im ze trzy miesiące, nim Mikołajek dokona dzieła zniszczenia. A i to może nazbyt wiele, alem założył, iż syn mój operować będzie ostrożnie w nowym środowisku.'

wtorek, 17 grudnia 2013

Enough Said

Fantastyczna komedia romantyczna, której bohaterowie nareszcie nie wyglądają jak plastikowe postaci z typowych amerykańskich sitcomów, ale są ludźmi zdrowo po czterdziestce i nie próbują tego tuszować liftingami, silikonem, ekstrawaganckimi ubraniami czy infantylnym zachowaniem. Potrafią też rozmawiać, a nie prawić komunały, szczebiotać czy bezsensownie paplać. Już na pierwszej randce mówią sobie rzeczy, które ludzie latami ukrywają przed całym światem. Ich konwersacje, niespieszne i nieprzewidywalne, są przekomiczne. Tej dwójki nie sposób nie pokochać. Film jest ciepły, mądry i przezabawny. Julia Louis-Dreyfus i James Gandolfini uwodzą wrodzonym wdziękiem i poczuciem humoru. Odprężenie i zabawa na najwyższym poziomie, zapewniam:)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Peter Pan on Ice


Widowisko odbywało się w Hali Stulecia, która zgodnie z moimi przewidywaniami zachwyciła Babu swymi rozmiarami i dekoracyjnym sklepieniem. 
Ale tym, co się memu dziecku najbardziej podobało, były pośladki bohaterów. Nie żartuję. Zaczęło się niewinnie od nagich torsów Indian. Sebi konspiracyjnym szeptem zapytał, czy oni naprawdę są na golasa. Potem Syreny miały ogony umocowane tylko do jednej nogi. Więc kiedy prawa kończyna była odziana w całości, golizna lewej na odcinku od majtek do łyżwy podziałała na Babu jak płachta na byka i zupełnie głośno już skonstatował, że Syrenom widać pośladki. Chwilę później znowu pojawili się Indianie i w szalonym tańcu odsłonili pupy. Mały aż się zapowietrzył komentując to spostrzeżenie. A kiedy się okazało, że jeden z piratów ma na spodniach łatę w wiadomym miejscu imitującą ubytek materiału, z miejsca stał się najlepiej rozpoznawalną postacią na tafli. 

Po wyjściu Sebi stwierdził, że spektakl był genialny. Aż mnie kusiło, żeby zapytać, czyje pośladki wywarły na nim największe wrażenie, ale opamiętałam się na myśl, że jeszcze mu się takie skojarzenie z Piotrusiem Panem utrwali i kiedyś w szkole coś chlapnie, a ja się będę gęsto tłumaczyła, na jakież to występy niepełnoletniego syna zabieram:)
 

niedziela, 15 grudnia 2013

sobota, 14 grudnia 2013

piątek, 13 grudnia 2013

Mahjong


Chciałam uwolnić się od Carcassonne online i dla odmiany zagrać w coś innego. Misja nie zakończyła się sukcesem, bowiem wpadłam w kolejny nałóg i gram naprzemiennie w jedno i drugie. 
Mahjong uzależnia już po pierwszym rozdaniu. Zaczęłam od fortecy, teraz zaś najchętniej układam smoka. Szykuje się długotrwały związek, bo jeszcze cztery inne ustawienia czekają:)

wtorek, 10 grudnia 2013

Projekt Szczęśliwy Dom

Nie nazwałabym siebie fanką poradników. Ostatnimi czasy jednakowoż zaczęłam się im bacznie przyglądać, bowiem choć podchodzę do nich z rezerwą, nie wykluczam, że coś dla siebie uda mi się z ich pobieżnej nawet lektury wyłuskać. I tak się akurat złożyło, że będąc w dzikim szale planowania zmian, które zamierzamy wprowadzić w domu na wiosnę (jak tylko zrobi się na tyle ciepło, żeby malować deski, będę miała nowe regały na książki! I pretekst, żeby wszystko na nowo układać! I ogrom miejsca do zapełnienia! Ekscytacja w skali od jeden do dziesięciu: piętnaście), natknęłam się na tę pozycję najpierw na jakimś blogu, a potem w bibliotece. No więc wypożyczyłam. Tytuł wielce dla mnie obiecujący. Intrygujący. Inspirujący. I tyle. Treść okazała się niestrawna, nieprzyswajalna oraz irytująca. I nawet nie o to chodzi, że jakieś głupoty pani wypisuje. No dobra - nie tylko głupoty, ale perełek tu jak na lekarstwo. A patos, z jakim podawane są kolejne Wielkie Prawdy, wprawia mnie w osłupienie. Rozumiem, że słowa i maksymy ułatwiają porządkowanie świata. Tyle że autorka nawet nie udaje, że ma poczucie humoru i szczątkowy choćby dystans do samej siebie. No nic, skupię się na dopracowywaniu mojego projektu i kiedy uda mi się go zrealizować, nie omieszkam podzielić się zdjęciami, pomysłami, wrażeniami itd.

niedziela, 8 grudnia 2013

Cocofli

 Późny sobotni wieczór. Szukamy miejsca, żeby przysiąść i pogadać. Knajpki pod nasypem pełne. Próbujemy więc szczęścia na Włodkowica. W Cocofli zwalnia się stolik, wchodzimy więc bez wahania. I odkrywamy klimatyczne miejsce, gdzie przy desce serów i rozgrzewających napojach zatapiamy się w długiej rozmowie.
Dookoła regały pełne książek, uśmiechnięci ludzie, bar zastawiony smakołykami. Na szybie ogłoszenie o warsztatach dla dzieci. Zapamiętuję nazwę tej kawiarni, żeby tu jeszcze wrócić.


 A już w domu znajduję w necie informacje, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że w Cocofli będę gościć jeszcze nie raz. Księgarnio-kawiarnię założyli właściciele wydawnictwa Format specjalizującego się w literaturze dziecięcej. Nazwa Cocofli wzięła się z opowiadania Leszka Kołakowskiego, w którym autor tak właśnie określił 'bar w niebiosach' i jest skrótem od pięciu słów kluczy (coexistence, cooperation, friendship, love, identity). Lokal słynie z wybornego wina i słodyczy.
I teraz najlepsze: odbywają się tu wystawy, koncerty, spotkania, warsztaty etc. Wieczór autorski Agnieszki Wolny-Hamkało przegapiłam, ale od dziś zwiększam czujność i zastanawiam się, jakież to wiatry przywiodą mnie ponownie do tej magicznej przystani;)

sobota, 7 grudnia 2013

The Lone Ranger

Nasze nowe ulubione miejsce w Astrze: Salon Kreatywny. Czyli stoisko z klockami Lego, gdzie w ofercie jest także wypożyczanie zestawów, składanie ich na miejscu oraz organizowanie przyjęć urodzinowych. Ale tym, co urzeka najbardziej, jest obsługa. Właściciel to gaduła z niesamowicie cierpliwym podejściem do dzieci. Pozostali dwaj pracownicy okazali się z kolei maniakami projektowania niecodziennych konstrukcji. Kilka rozmów z tymi ludźmi i każde z nas (ja, Maciek, Sebi) wraca do domu zainspirowane. Dlaczego piszę o tym zamiast o filmie? Bowiem 'Jeźdźca znikąd' jakoś latem przegapiliśmy, ale w Salonie został nam polecony. Nawiązujący do niego zestaw stoi już zresztą na sklepowej półce. I podobno konstrukcja dyliżansu jest fenomenalna:)

piątek, 6 grudnia 2013

List do Mikołaja


W tym roku Babu bardzo dokładnie wybadał, czego mogą spodziewać się dzieci, które nie były grzeczne. I po głębokim namyśle zrezygnował z jakichkolwiek komentarzy na temat swojego dotychczasowego zachowania tudzież obietnic na przyszłość;)

Latte

Zawsze zazdrościłam bohaterom książkowym i filmowym, którzy mieli swoje stałe ulubione miejsca poza domem, w których można ich było spotkać określonego dnia czy o danej godzinie. Kawiarnie, puby, knajpki, bary etc. Lecz po pierwsze, nie lubię i nie piję kawy. Po drugie, nie stać mnie na regularną konsumpcję w lokalach na mieście. Po trzecie, nie umiałam się przekonać do szukania na siłę miejscówki, która spełniałaby wszystkie moje wymagania (sprzyjająca lokalizacja, emanująca ciepłem i sympatią atmosfera, wnętrze przyjazne molom książkowym, atrakcyjne menu, uśmiechnięta obsługa, cennik, do którego nie musiałabym nerwowo zerkać, aby się upewnić, czy będę w stanie zapłacić rachunek). To nie mogło być działanie według scenariusza i szukanie dekoracji do zaplanowanej wcześniej sceny.
No i proszę, cichaczem, niejako boczkiem i ukradkiem, życie zrobiło mi niespodziankę. Zaczęło się od poniedziałkowego kina. I odkrycia, że latte z cukrem i czekoladą jest pyszna. A potem, sama nie wiem, kiedy, powstał z tego cały rytuał. Gazeta, książka, ciacho, kawa, kącik zwierzeń, quesadillas, pogaduchy przed i po seansie, przystanek na herbatę w drodze skądś dokądś, randka z mężem, spotkania ze znajomymi, pięć minut na huśtawce, kiedy akurat jestem w okolicy z Babu. I szczery żal, kiedy z jakiegoś powodu w poniedziałek mnie tam nie ma.
Tak oto dzięki kawiarni i bistro zadomowiłam się Nowych Horyzontach na dobre.

czwartek, 5 grudnia 2013

Ptaszki

Nawet Maciek dał się wciągnąć w produkcję:)
 

Patrz na mnie, Klaro!

Książki polecane przez Dariusza Nowackiego zwykle trafiały w mój gust. Ale nie tym razem. Spodziewałam się psychologicznej wnikliwości i sugestywnego opisu emocji targających współczesną kobietą. Tymczasem tylko się wynudziłam. Ale nie ma tego złego, w naszej osiedlowej bibliotece jeszcze tego nie mają;) A nuż komuś się spodoba.

środa, 4 grudnia 2013

Blue Jasmine

Na fali powrotów myślami do filmów, które widziałam latem - nowym dziełem Allena oczarowana nie byłam. Cate Blanchett jak zawsze pokazała klasę, ale drugi raz tego filmu na pewno nie będę miała ochoty oglądać. Pamiętam, że po wyjściu z kina najobszerniej komentowałyśmy fakt, że Jasmine miała ograniczoną garderobę i kilka razy występowała w tych samych butach, sweterku, sukience, co jest zaskakującą rzadkością we wszelkich produkcjach i od razu zwraca uwagę. I prawdę powiedziawszy, w tym momencie jakoś nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłabym dodać.

Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai


Nie mogę uwierzyć, że tak późno odkryliśmy tę serię. Jest genialna, zaręczam. Od kilku dni lecimy książeczka za książeczką i nie mamy dość. Opowiastki są krótkie, dowcipne i treściwe. Zagadki niebanalne. Bohaterowie realni, a opisywane sytuacje z życia wzięte. Nie dziwota, że Martina Widmarka kochają na równi dzieci, jak i ich rodzice. No i nie muszę chyba wyjaśniać, w co się teraz ciągle bawimy;)

wtorek, 3 grudnia 2013

Góra miłości

Inspirowane programem o Krakatau obejrzanym na Discovery Science: góra miłości i makieta rezerwatu przyrody.


Babu z właściwym sobie optymizmem uznał, że narysowanie wulkanu z pewnością mu się nie uda, więc namalował 'górę miłości' - naciśnięcie przycisku w kształcie serca odpala fajerwerki.
Była to dobra rozgrzewka przed zabawą plasteliną, która, stawiając opór dłoniom dość niecierpliwego z racji wieku artysty, potrafi doprowadzić użytkownika do łez. Szczęśliwie nieustająco pracuję nad powiększaniem swojego spokoju i wymuszam na otoczeniu zachowania raczej stonowane emocjonalnie, toteż bilans naszej wulkanicznej przygody wyszedł na plus:)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Ritosława i jej pańcio

Będąc po raz kolejny świadkiem 'rozmowy' dwojga domowników, uprzejmie donoszę, że Maciek nazywa naszą kicię Ritosławą, a siebie pańciem Maciejkiem, hahaha:)

Kłopoty z mlekiem dla kota

Kolejną książeczkę z serii 'Czytam sobie' kupiłam jakiś czas temu i schowałam do szafki. I choć nie mogę sobie przypomnieć, co mną powodowało, dobrze wyszło, bo Babu ją oczywiście wypatrzył, a że nie była ot tak dostępna, jej wartość w jego oczach wzrosła i zapragnął przeczytać ją bez chwili zwłoki. I przeczytał ją za jednym zamachem! Sam się temu dziwił! A ja nieśmiało zaczynam już sobie wyobrażać te cudownie ciche popołudnia i wieczory, kiedy każdy zatopi się w swojej  lekturze...

niedziela, 1 grudnia 2013

Ethno Jazz Festival: Anna Maria Jopek

W piątek pierwszy raz miałam okazję posłuchać Jopek na żywo i muszę przyznać, że długo będę ten wieczór wspominać. Głos ma dziewczyna jak dzwon. I kiedy ujawnia jego moc, przed oczyma staje mi bezkresna równina, a nad nią ogrom nieba wypełnionego tylko śpiewem. Koncert składał się z polskich utworów z płyty 'Polanna'. Nie sądzę, abym miała wrócić do tego konkretnie krążka w przyszłości (jazzowe szaleństwo wciąga mnie jedynie na żywo), ale obudziła się we mnie ciekawość twórczością Anny Marii. I coś mi się zdaje, że wiele magicznych odkryć przede mną.

Czosnek, imbir, miód

No i stało się, Babu sprzedał mi wirusa. Zużycie czosnku, imbiru i miodu wzrosło niepomiernie. O wyrobach celulozowych nie wspominając. Całymi dniami trąbimy w chusteczki i kichami. Zaś nocami, tuż przed świtem, rozpoczynamy nasze koncerty. Nie ma jak solidne kasłanie w duecie:)