Widowisko odbywało się w Hali Stulecia, która zgodnie z moimi przewidywaniami zachwyciła Babu swymi rozmiarami i dekoracyjnym sklepieniem.
Ale tym, co się memu dziecku najbardziej podobało, były pośladki bohaterów. Nie żartuję. Zaczęło się niewinnie od nagich torsów Indian. Sebi konspiracyjnym szeptem zapytał, czy oni naprawdę są na golasa. Potem Syreny miały ogony umocowane tylko do jednej nogi. Więc kiedy prawa kończyna była odziana w całości, golizna lewej na odcinku od majtek do łyżwy podziałała na Babu jak płachta na byka i zupełnie głośno już skonstatował, że Syrenom widać pośladki. Chwilę później znowu pojawili się Indianie i w szalonym tańcu odsłonili pupy. Mały aż się zapowietrzył komentując to spostrzeżenie. A kiedy się okazało, że jeden z piratów ma na spodniach łatę w wiadomym miejscu imitującą ubytek materiału, z miejsca stał się najlepiej rozpoznawalną postacią na tafli.
Po wyjściu Sebi stwierdził, że spektakl był genialny. Aż mnie kusiło, żeby zapytać, czyje pośladki wywarły na nim największe wrażenie, ale opamiętałam się na myśl, że jeszcze mu się takie skojarzenie z Piotrusiem Panem utrwali i kiedyś w szkole coś chlapnie, a ja się będę gęsto tłumaczyła, na jakież to występy niepełnoletniego syna zabieram:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz