poniedziałek, 30 grudnia 2013
Uwikłanie
W najlepszej wierze, a nawet z niewielkimi wyrzutami sumienia, że nie poszłam na to do kina, zasiadłam do oglądania 'Uwikłania', i już po kilkunastu minutach sama się rozgrzeszyłam, bo film to słaby, a miejscami wręcz denerwujący. Zacznijmy od pani prokurator. Wkurzona już od pierwszej sceny, miota się i pokrzykuje na każdego, kto ośmieli się do niej odezwać. Pięknie kontrastuje z nieustająco opanowanym komisarzem. Uwikłanie w mrożącą krew w żyłach historię nie zmienia ich zachowania, a swe myśli skrywają skrzętnie, także charakterystyki dynamicznej postaci nie przedstawię. Można by się za to zastanowić, jakim cudem, skoro tacy zapracowani i zabiegani, a także doświadczeni z hukiem zakończonym przed laty romansem, mają czas na nieustające przesiadywanie po knajpkach? I wreszcie coś, co zniesmaczyło mnie dokumentnie. Seweryn wygłaszający z parkowej ławki tyradę o swej ojczyźnie i rodakach. To już naprawdę było żenujące. Zapodany łopatologicznie rys dydaktyczny w kryminale? Ręce opadają.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz