poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Wesele

W sobotę bawiliśmy się na najwspanialszym weselu w naszym życiu. Nie przesadzam i powtorzę po raz kolejny: podobało mi się bardziej niż moje własne, które do tej pory biło w moich oczach inne na głowę (nadmienię, że moje oczy obiektywne w tym temacie być nie muszą, haha). Wszystko było dopracowane w najmniejszych szczegółach, które zaskakiwały pomysłowością i urokiem. Co mnie tak zachwyciło? Ot, chociażby muzyka porywająca do tańca już po kościołem, piękna szkatułka, do której goście mogli wrzucić kartki z życzeniami, lizaczki z imionami młodej pary, dzwonecznki rozłożone na stole, by w każdej chwili móc poprosić nowożeńców o popisowy pocałunek, księga gości, brak pośpiechu, ale i przestojów w trakcie całej uroczystości, czekoladowa fontanna wywołująca błysk w oku nie tylko u najmłodszych, że nie wspomnę o atrakcji wieczoru, występie iluzjonisty.
Niby drobiazgi, ale całościowy efekt piorunujący.
Los w dodatku okazał się dla nas łaskawy zsyłając idealną pogodę oraz opiekuna, który po 23.00 przejął pieczę nad Babusiem, dzięki czemu bawiliśmy się do rana. Wytańczyłam się z półrocznym zapasem. I chociaż wczoraj ledwie ruszałam palcami u stóp i zasnęłam przed dobranocką, uważam, że to niezbyt wygórowana cena za taką zabawę.
Wesele jak ze snu! Panna młoda wyglądała jak królewna, a restauracja, w której świętowaliśmy, przypominała baśniową komnatę. Bajecznego życia młodej parze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz