czwartek, 11 sierpnia 2011
Zakupy
Dziś był dzień zakupów. Bynajmniej nie spożywczych. Wróciłam ze swetrem i kiecką, a jakże. Gdzie te czasy, kiedy regularnie lustrowałam wystawy i po pięc razy każdą rzecz przymierzałam, zanim zdecydowałam się wyjąć portfel. Teraz od święta ruszam w trasę, zwykle wiem, z czym powinnam wrócić, i, co najważniejsze, udaje mi się to. Co prawda najczęściej przy okazji spotykam sukienkę mojego życia i nie potrafię się jej oprzeć, ale to raczej wisienka na torcie niż kłopot. Może i wyprzedaże są ekscytujące, ale mnie zdecydowanie bardziej emocjonuje sklep pełen nieopatrzonych jeszcze na ulicy fatałaszków i zamiast reklamówki ubrań z dumą przynoszę do domu pojedyncze sztuki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz