środa, 19 października 2011
Dobranocka
Czy już o tym wspominałam, że od wakacji, od dnia, w którym Bastek zaczął sam zasypiać, rytuałem jest opowiadanie króciutkiej bajeczki na dobranoc? Staramy się to robić z Maćkiem naprzemiennie. Cały numer polega na tym, że historyjki nie mogą się powtarzać. Tak więc popuszczamy wodze fantazji i czasem na zapas coś wymyślamy, żeby nie dać wieczorem plamy. Maciek powołał do życia zgraję kolegów o imionach Sebastian, Radek, Daniel i Fabian (luźna inspiracja przedszkolnymi sympatiami, hahaha), ja zaś pytam syna, o kim ma być (głównie o młodych owadach lub o przedmiotach domowego użytku) i na bieżąco wymyślam przygody. Dziś na przykład nawijałam o małym kominku, z którego leciał dym, i o dużym kominie, na którym bocian uwił gniazdo. Jutro część druga z kominiarzem w roli głównej. Najlepszy tekst ma jednak Bambuś. Po skończonej opowieści czasem zdarza mu się powiedzieć ni mniej ni więcej: mamo, to już sobie idź.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz