wtorek, 18 października 2011

Praskie Łowy

Na fali nadrabiania zaległości z literaturą polską sięgnęłam po zupełnie nieznanego mi Kaczorowskiego. I znowu znalazłam się w Pradze pełnej nie tyle prażan co cudzoziemców, ludzi szukających samych siebie, przygód, seksu albo miłości, w mieście, w którym wszystko wydaje się możliwe i nic nie dziwi. Co najbardziej mi się podobało, to sposób prowadzenia narracji, płynne przejścia między zazębiającymi się historiami różnych osób, ta jakże mi miła wizja, że wszyscy się gdzieś kiedyś spotkali lub spotkają, ten motyw archipelagu czy też efektu motyla. Nie spodziewałam się jednak zupełnie kontekstu polityczno-historycznego. I prawdę powiedziawszy, nie jestem pewna, czy zrozumiałam zakończenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz