poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Erratum

Przypadkowy wyjazd do rodzinnego miasta odmienia życie Michała i pozwala mu się uporać z upiorami przeszłości. Pozornie jego życie jest poukładane i satysfakcjonujące, lecz ile złości, niedopowiedzeń i żalu kryje się za tą fasadą uświadama on sobie dopiero w bezpośrednim zderzeniu ze światem, z którego uciekł. Punktem wyjścia staje się niestety śmierć człowieka, którego nikt zdaje się w pierwszej chwili nie opłakiwać. Wruszający i mądry film o przebaczeniu i ludzkiej niedoskonałości.

Martha Marcy May Marlene

Martha po ucieczce z sekty trafia do domu siostry. Ale nie czuje się tu dobrze, nie umie się otworzyć, odnaleźć w nowych realiach, ma zaburzone w ogólnie przyjętym rozumieniu pojęcie norm i zasad. Zaskakuje tym i męczy Lucy, która powodowana wyrzutami sumienia, że za mało czasu przed laty poświęciła młodszej siostrze, gotowa jest wszysko wybaczyć i okazać jej tyle cierpliwości, ile będzie potrzebowała. Jednak Martha zdaje się nie być zainteresowana pomocą. Codzienne drobiazgi mimowolnie nasuwają jej skojarzenia z dramatycznymi przeżyciami z sekty i doprowadzają na skraj obłędu. Bardzo sugestywny, trzymający w napięciu film.

Podmorska wyspa

Co za porywająca historia! Karaiby, niewolnictwo, plantacje trzciny cukrowej, obrzędy vodou, rebelia, nieślubne dzieci i galeria barwnych postaci, których losy splecione są w nierozerwalny i poplątany węzeł. A wszystko opisane barwnym, tętniącym życiem językiem. Nie brak tu obrazów okrucieństwa, rozlewanej krwi, świszczących batów. Ale ogrom zła równoważy (zwycięża?) witalność ciemiężonych, gwałtowność ich uczuć, wiara w lepsze jutro, w możliwość odzyskania czy zdobycia wolności i wydarcia odrobiny szczęścia dla siebie i tych, których się kocha. Czyta się jednym tchem!

niedziela, 29 kwietnia 2012

La solitudine dei numeri primi

Historia zupełnie inna od książkowej. Tam ujęcie generalne życia dwojga ludzi, tu skupienie się na ich dzieciństwie i latach szkolnych. W zasadzie bez znajomości lektury nie wiedziałabym, o co chodzi w ich dorosłych relacjach. Ale i tak jest to mocny obraz. Bezpardonowe oskarżenie rodziców i  ukazanie jednocześnie ich zaślepienia oraz niemocy kilkulatków wobec przeczuwanej i nieuchronnej katastrofy. Do tego świetnie pokazane realia przemocy szkolnej i fantastyczna muzyka. Ale gdybym miała wybierać między filmem a książką, bez wahania wskazałabym na powieść Paolo Goordano.

Amador

Jeden z bohaterów tego filmu twierdzi, że życie jest jak puzzle. Na starcie dostajemy wszystkie elementy, a cały wic polega na tym, żeby je właściwie dopasować. Marcela, która usiłuje podjąć decyzję mającą zmienić całe jej życie, bierze sobie te słowa do serca i odnajduje w sobie odwagę, by stawić czoła zmianom. Jej historia opowiedziana jest spokojnie, bez pośpiechu i fajerwerków, ale za to ze szczyptą magii, dowcipu i przekory. Bardzo sympatyczne i budujące kino.

Długi weekend filmowy

Wspaniałe plany na długi weekend majowy runęły w gruzach. Miały być wyjazdy, grille, senase filmowe. A tymczasem dziś już nie umiałam sama przed sobą udawać, że czuję się coraz lepiej, i pogodziłam się z myślą, że uczciwie trzeba swoje pod kołderką odleżeć. Tak więc chłopaki opalają się na działce, a ja kulturalnie spędzam czas w domowym zaciszu. Tyle mojego, że choć do kina nie pójdę, trochę filmów polegując na kanapie obejrzę.

Ogród japoński


 
 
 

Przy śniadaniu

Babu łapie zawiechę w czasie śniadania. Płatków w misce nie ubywa, kolejne minuty płyną, Maciek próbuje sprowadzić go na ziemię i wywiązuje się taka rozmowa:
- Sebi, nie myśl tyle, tylko jedz.
- Lubię myśleć, kiedy jem, bo wtedy jest cicho.
- Myślisz o jedzeniu?
- Nie, myślę o rzeczach ważniejszych.

Rozmyślania dotyczyły Krakena z piratów z Karaibów.

Fasola. 10 dzień



sobota, 28 kwietnia 2012

Od Babu

Zmiany, zmiany

W tygodniu nic nie pisałam, bo uprawiając partyzancką walkę z przeziębieniem kładłam się po przyjściu z pracy do łóżka. Efekty na razie mizerne. Ale dziś poczułam się już ponaglona i zmotywowana, otworzyłam bloga i ręce mi opadły - google w szale modernizowania wszystkiego wkoło zabrał się za kolejne narzędzie. Nic nie widać na zewnątrz, ale ja lubiłam poprzednią podszewkę. I mam dość przyzwyczajania się do takich zmian. Dopiero co 'udoskonalili' mi skrzynkę, telefon jeszcze rozkminiam, a tu cios w samo serce.
No i, Daga, chyba wrócę do łóżka:)

sobota, 21 kwietnia 2012

Piękny Jaś


Babu zafascynowany pęczniejącymi fasolkami prowadzi dziennik uprawy. Cdn.

Harry Potter

Zaczęło się! Jako fanka Harrego z niecierpliwością czekałam na ten moment. 'Kamień filozoficzny' za nami. 'Komnata tajemnic' w trakcie. Kolejne części będziemy dawkować powoli. Póki co Bambu w piątek rano poprosił o czarne szaty, hahaha. No a kapelusz czarodzieja oraz różdżka znowu w codziennym użyciu. Jeszcze tylko jakąś sowę musimy sobie skombinować.

piątek, 20 kwietnia 2012

Łąka

Po słowiczej podłodze

Zacząło się wybornie. Stale na głodzie między kolejnymi odcinkami 'Gry o tron', z zapałem rzuciłam się na historię przygodową rozgrywającą się w egzotycznej krainie, gdzie możne klany walczą o władzę. Akcja toczyła się niespiesznie, co dawało czas na zgłębianie japońskich motywów i snucie domysłów, jakie intrygi knują z pozoru poczciwi bohaterowie. Fakt, że to pierwszy tom sagi również działał uspokajająco. Do czasu. W końcu nastąpił zwrot akcji (niestety umiarkowane zaskakujący). A potem jej rozwiązanie na dosłownie kilkudziesięciu stronach. Jakby autorka miała już dość albo raptem poczuła presję czasu. Czar prysł. Gartska osób dokonała rzeczy niemożliwych, padło naprędce  parę wzniosłych słów, a główny bohater po jednej upojnej nocy z ukochaną wyruszył na spotkanie nowych przygód. Oczywiście bardziej wyrozumiali czytelnicy zapoznają się z nimi w kolejnych tomach. A ja pokornie poczekam na następny odcinek ulubionego serialu.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Budki lęgowe

Świat dzikich zwierząt

Piękne wydawnictwo, nieskończone źródło Bastulkowych inspiracji. Album podzielony jest na cztery części i prowadzi kolejno przez krainy skute lodem, lasy równikowe, obszary trawiaste i góry. Nieskończona ilość zagadnień tu poruszanych (łańcuch pokarmowy, gniazda na sklanych urwiskach, techniki lotu i nurkowania, sposoby unikania niebezpieczeństwa czy składania jaj itd.) opatrzona jest wyśmienitymi ilustracjami, schematami, mapkami i bardzo szczegółowymi opisami. Zwierzęta są pogrupowane tematycznie, tak więc możemy poszczególnym gatunkom przyglądać się  pod różnym kątem oraz porównywać je ze sobą bez konieczności wertowania kilku książek. A i o roślinach, ludziach, klimacie, ekologii dowiadujemy się sporo. Bardzo udana pozycja.

Spacerownik. Śladami Marii Skłodowskiej-Curie

Lektura tej książki to jak radosny powrót do szkolnej ławki. I nie z powodu osoby, o której życiu opowiada. Po prostu do łez rozśmieszyły mnie edukacyjne, powiedzmy, dodatki, jak grafy przedstawiające chronologię odkryć przypadających na daną dekadę czy 'chmurki' z objaśnieniami, jak zdobywaną ukochaną w XIX wieku. Rozumiem, że modelowy czytelnik tego tekstu ma lat kilkanaście i wiedzę na poziomie szkoły podstawowej. Może chodziło o przygotowanie podręcznika i zmaksymalizowanie przystępności dzieła? W każdym razie wyszło dobrze. Jest obszernie, ale bez dłużyzn, z pięknie i metodycznie odmalowanym tłem historycznym, w duchu feministycznym i z wielką dbałością, by odbiorca się nie nudził. Pikantne szczegóły (jak cytat z listu Marii do żonatego kochanka, w którym radzi mu, jak postępować z uciążliwą małżonką), odmalowanie relacji wiążącej naszą noblistkę z Einsteinem, wypunktowanie jej prekursorskich działań (bo nie tylko na polu nauki nasza noblistka wydeptywała ścieżki). Wszystko to składa się na plastyczny obraz nietuzinkowej kobiety, o której tak mało wiemy.

środa, 18 kwietnia 2012

Contagion

Jak to się dzieje, że zwykle nie ma się specjalnej ochoty oglądać filmów, które się nagrało, ściągnęło czy w jakiś tam inny sposób zdobyło i przytachało do domu, a potem nie zobaczyło ich od razu? Bez powodzenia roztrząsamy z Maćkiem tę kwestię od lat. No i czasem oglądamy coś zapodzianego, cierpliwie czekającego na chwilę naszej słabości (łapiemy, co się pod rękę nawinie) i pięć minut własnego triumfu. 'Epidemia strachu' nie jest filmem, który będę oglądała po latach ze wzruszeniem, bo należy do mało zajmującego mnie gatunku katastroficznego. Ale z pewnością nie jest tak, że  nic dobrego powiedzieć się o tym filmie nie da. Obsada jest super. Jude Law szczerzący zęby może przestraszyć a Matt 'Bourne' Damon nie wygląda na kogoś, kto by umiał dwie pompki zrobić. Tempo trzyma w napięciu. Pytanie, skąd się tajemnicza choroba wzięła, znajduje swoje rozwiązanie w ostatniej minucie. Sceny spustoszenia i narastającej paniki przerażają. Wątki poboczne nie przytłaczają oderwaniem od rzeczywistości i zgrabnie obrazują różne typy zachowań ludzkich w obliczu zagrożenia. Podsumowując, całkiem przyzwoity film.

Opowieści mitologiczne

Nareszcie znaleźliśmy opracowanie mitów skrojone na nasze potrzeby. Czyli z ilustracjami i porywającym tekstem. Mamy tu ponad trzydzieści opowieści, które zostały sensownie skrócone, skondensowane, by uniknąć nużących dla pięciolatka dłużyzn, ale nie ogołocone z istotnych szczegółów. O żadnych skrótach myślowych nie ma mowy, co jest ważne, kiedy młody człowiek docieka przyczyn zaistniałych wydarzeń, a nam pamięć płata figle. Trochę obawiałam się sporej dawki przemocy tak charakterystycznej dla mitologicznych historii; jak się okazało niepotrzebnie. Zanim Babu przetrawił informacje o Kronosie dzieciożercy, Zeus zdążył już uwolnić swoje rodzeństwo z przepastnego brzucha ojca, co mój syn przyjął za naturalny i oczywisty rozwój wypadków. Mamy też swojego ulubionego bohatera: Minotaura. Stosowną figurkę z lego zakupił Maciek, a my z Babulem zbudowaliśmy labirynt z klocków. Historia została na potrzeby zabawy zmodyfikowana i straszliwy potwór został strażnikiem skarbu, po który przybywają piraci, złodzieje  i żołnierze. Wczoraj czytaliśmy o wojnie trojańskiej, więc dziś pewnie i konie pójdą w ruch;)

Nadrabianie zaległości

Przy okazji zeszłotygodniowego piwka z licealną paczką oraz sobotniego ślubu a potem spotkania klasowego nie tyle nadrobiłam towarzyskie zaległości, co nabrałam apetytu na więcej. Pomysłów na kolejne imprezy i wyjazdy zrodziło się tyle, że brakuje weekendów w kalendarzu, aby je pomieścić. Momentalnie jednak zmuszona zostałam wyhamować. Niedziela przyniosła ze sobą niespodziankę w postaci wirusa atakującego układ pokarmowy. Nie zdążyłam się jeszcze nacieszyć, że Babu zdrowy, antybiotyk niepotrzebny, węzełek szyjny wrócił do normalnych rozmiarów. Tyle dobrego, że tym razem ja padłam ofiarą choróbska. No i wyspałam się za wszystkie czasy. Dziś może uda mi się już uniknąć chrapania przez pół dnia. Nie żebym zamierzała porzucić łóżko czy kanapę. Ale może chociaż poczytam porządnie. I jakieś notatki sporządzę, bo z kilkoma raportami z życia codziennego jestem w plecy.

Szklany klosz

Ostania pozycja z dołującego cyklu. Książka, której w ręku nie miałam kilkanaście lat. Miłym zaskoczeniem jest to, że na aktualności nie straciła. Ale to chyba zresztą niemożliwe. Depresja nie przynależy do określonego czasu i scenerii. Może na przestrzeni lat zmieniają się możliwości popełnienia samobójstwa, ale dusza choruje tak samo.

piątek, 13 kwietnia 2012

Nocny marek

Pora trochę dla mnie niecodzienna na pisanie czy jakąkolwiek aktywność, ale stale już się budzę w środku nocy i godzinami obracam z boku na bok. Dziś ucieszyła mnie godzina, o której się ocknęłam. Blisko świtu, niedługo Maciek będzie wstawał do pracy, a jak tylko zrobi się odrobinę jaśniej, od razu zasnę, tak to działa. No dobra, jeszcze piwo pomaga, najlepiej zapobiegawczo już wieczorem:)
Wiem, że niedługo wszystko wróci do normy, już to przerabiałam ponad rok temu. Mam się wyciszyć, zwolnić, nie zamartwiać i nie nakręcać. Hahaha. Dużo o tym myślę, kiedy w środku nocy mózg aż mi puchnie i paruje, a oczy nie chcą się otworzyć. Bo żebym chociaż miała siłę wstać i zająć się czymś sensownym. Czasem biorę prysznic, maluję paznokcie (a potem za dnia zmywam krzywo nałożony lakier), gram na kompie. Ale już na przykład czytać mi trudno. Zwykle więc snuję się jak duch po domu siorbiąc herbatę i smętnie wyglądając przez okna.
Jedyne czego nie żałuję to ptasie koncerty. Teraz też już się nieźle hałasują. Co oznacza, że pora do łóżka.

Węzęłki

Babu znowu zwiedza gabinety lekarskie. Lewy węzęłek z tyłu szyi ma na razie wielkość niedużego orzecha włoskiego, ale już my dobrze wiemy, jak szybko potrafi zmienić się w pingpongowową piłeczkę. Póki co czekamy na wyniki krwi i opinię laryngologa. Może uda się obejść bez antybiotyku. A Babu, zauroczony niedawno przyniesionymi przez Maćka zdjęciami kolana, przebiera nogami na myśl o usg szyi:)

środa, 11 kwietnia 2012

Na telegraficznym drucie

Projekt dziecko

Wyborcza funduje ostatnio czytelnikom świetne cykle reportażowe. Najpierw śledziłam historie o Brazylii, potem 'Projekt: dziecko'. I nasunęło mi się takie oto skojarzenie, że całe zamieszanie wokół tego, jak wychowywać swe potomstwo, mnogość teorii i recept na zapewnienie kolejnemu pokoleniu dobrobytu, lepszego startu etc. przypomina masowo powstające w Brazylii kościoły nowej wiary nastawione wyłącznie na ściąganie dziesięciny, obiecujące wiernym gruszki na wierzbie, żerujące na ich potrzebie wiary w lepsze jutro. Tu biznes, i tam biznes. Obydwa jednakowo dochodowe i pod bardzo wzniosłymi hasłami.

Omlet z brokułami

Przedzakupowo i wobec  poświątecznej lodówkowej puchy, wpisałam w wyszukiwarkę nieliczne posiadane produkty i tak oto natrafiłam na przepis na, jak się okazało, pyszny omlet. Podwójna porcja wystarczyła na obiad dla całej naszej trójki.

http://wkuchennymoknie.blox.pl/2010/05/PUSZYSTY-OMLET-Z-BROKULAMI.html

P.S. Zamiast vegety użyłam soli i suszonych pomidorów.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Piraci z Karaibów

Obejrzeliśmy trzy części Piratów z Karaibów, bawimy się głównie w statek, jestem tytułowana kapitanem, Babu siebie ogłosił admirałem, obrazki to mapy skarbów lub bitwy morskie. A za pierwsze oszczędności ze skarbonki mały kupił sobie piracki zestaw lego (tu akurat mi ulżyło, bo początkowo zbierał na bakugana).



sobota, 7 kwietnia 2012

Hamulce, śnieg, długa kita

W ciągu ostatnich tygodni sny mam coś krótkie i mało urozmaicone fabularnie. Raz jadąc samochodem odkryłam, że nie działa hamulec i na tyle delikatnie, na ile się dało, wjechałam w auto przed sobą. Innym razem w drodze do pracy przedzierałam się przez pokrytą ogromną ilością śniegu mieścinę i usiłowałam sfotografować księżyc wiszący nisko nad ziemią. A parę dni temu okazało się, że mam cudownie długie i gęste włosy spięte w zabójczą kitę. Po przebudzeniu przeżyłam lekkie rozczarowanie przeglądając się w lustrze.

Laura

W końcu na żywo mogłam zobaczyć swoją siostrzenicę. Skradła mi serce w dwie minuty. Tak słodkiego cukiereczka dawno nie widziałam. A dziś już przed samym wyjściem i pożegnaniem do następnej wizyty za parę miesięcy Laura tak intensywnie wpatrywała się w moje oczy, że nabrałam przekonania, że będzie o mnie pamiętała:)

Taaaki był bukiet

 

piątek, 6 kwietnia 2012

Ciasteczkowe pisanki


Samotność liczb pierwszych

Bolesna, przepiękna i na wskroś przejmująca książka o paraliżującej każdy spontaniczny ruch samotności. Przejrzysta, spokojna, rytmiczna jak bicie serca,  pulsowanie krwi. Opowiada o ludziach, którzy na skutek tragicznych wydarzeń w dzieciństwie nie potrafią wtopić się w otoczenie, przystować do schematów, jakim podlega życie rówieśników, przełamać w sobie strachu i oporu przez najprostszymi zdawałoby się odruchami i uczuciami. Są oni skazani na samotną udrękę, wyobcowanie, niezrozumienie, nie próbują się tłumaczyć czy zmieniać tego stanu. Nawet jeśli poddają go analizie czy przez moment pomyślą o ewentualnym wyciągnięciu ręki po coś, co najbliższe jest w ich rozumieniu (i przy ich skąpych możliwościach) szczęściu, miłości, spełnieniu czy chociażby uldze, szybko i bezwiednie wycofują się, w panice czy może instynktownie, jak spłoszone zwierzęta, przerażeni własną brawurą i pochopną naiwnością, że jest dla nich choćby nikła nadzieja na przyjęcie reguł gry otaczającego ich świata. Znaleźli własną samotność jedno w drugim i nauczyli się, że wyborów dokonuje się w kilka sekund, a ich skutków doświadcza się przez resztę życia. Ale pomimo niezaprzeczalnie wiążącej ich silnej więzi, nie jest im dane odsłonić się przed sobą w krytycznym momencie, nie potrafią dopasować tempa swych kroków, wyciągnąć jako pierwszy ręki czy chociaż pochwycić podawanej przez drugą osobę dłoni.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Kurczaczek i pisanki


Wiórki wiewiórki

Czytamy i czytamy w kółko. Zwykle od deski do deski. Zaśmiewając się do rozpuku i licytując, który wiersz piękniejszy, zabawniejszy, bardziej lubiany od innych. Połowę Babu zna już na pamięć. Książka od dawna stała na półce i jakoś nie mogła się przebić. Aż tu dwa tygodnie temu z głupia frant przeczytałam na dobranoc trzy wierszyki i zaskoczyło. Za to przed kilkoma minutami zatkało mnie kompletnie, kiedy Babu wyskoczył z pointą wierszyka o Cezarym, która brzmi: 'Ale nic nie kupił, nie wymawiał er'. I to było prawdziwe 'r', nie żadne tam 'l'. Maciek też własnym uszom nie mógł uwierzyć. Całą rekinowo-rowerową litanię na synu przetestowaliśmy, no i 'r' bez pusła padało za każdym razem. Kolejny kamień milowy za nami.

Poszerzenie pola walki

'Ale łóżko spośród wszystkich mebli stwarza największy problem, problem szczególnie bolesny. Jeżeli chcemy zyskać szacunek u sprzedawcy, jesteśmy zmuszeni kupić łóżko podwójne, czy mamy taką potrzebę, czy nie, czy mamy miejsce, żeby je postawić, czy nie. Kupić łóżko pojedyncze to przyznać się publicznie, że nie ma się życia seksualnego i że nie planuje się go mieć w najbliższej, a nawet odległej przyszłości (ponieważ łóka za naszych czasów są bardzo trwałe, (...) są dużo bardziej trwałe niż małżeństwa, wiemy to doskonale). Nawet jeżeli kupicie łóżko o 140 cm szerokości, będziecie uchodzić za małostkowych i ograniczonych drobnomieszczan; w oczach sprzedawców łóżko o szerokości 160 cm jest jedynym, które naprawdę warto kupić; tutaj macie prawo do ich szacunku, ich poważania, a nawet porozumiewawczego uśmieszku; jednak to wszystko jest przeznaczone wyłącznie dla łóżek o 160 cm szerokości.'
Jeśli ktoś lubuje się w wyszukiwaniu smakowitych cytatów, Houellebecq powienien znaleźć się w czołówce jego ulubionych autorów. Sporo czasu zajęło mi zdecydowanie się na przepisanie jednego tylko fragmentu. Bo tak się składa, że 'Poszerzenie pola walki' to skondensowana wypowiedź, której pełne rozwinięcie nastąpi dopiero w późniejszych książkach pisarza. Mamy tu podane definicje, zarys tematyki,  którą Francuz z maniakalnym obłędem będzie rozwijał; jest to swoisty wstęp, jeśli nie groźba. Niektórym z pewnością wystarczy, by złapać doła na miesiąc. Inni naiwnie spróbują przeciwstawić się rozpaczy i bezsilności powołując się na wartości moralne, przyjaźń, rodzinę, miłość, wiarę w naukę, religię, sama nie wiem, co jeszcze. Ale kontrargumenty Houellebecq ma już przygotowane, co sprawia, że dla jednych ta pozycja staje się przestrogą, dla innych zaproszeniem do niekończącego się smutnego dialogu.

wtorek, 3 kwietnia 2012

niedziela, 1 kwietnia 2012

Pogodno

Zaatakował nas wirus Pogodno. Od wczoraj nieustająco, acz bezwiednie, podśpiewuję 'Orkiestrę', a Bastek 'Panią w obuwniczym'. Tylko Maciek okazał się odporny. I jakiś taki zaczyna się wydawać poirytowany naszym nuceniem;)

http://www.youtube.com/watch?v=zbBCke8H4Bs
http://www.youtube.com/watch?v=2sRQDXDby54&feature=related

A tu kawałek, który Bastek sam pewnie odkryje za kilka lat:) Póki co raczyć się nim swobodnie mogę, kiedy dziecię śpi.

http://www.youtube.com/watch?v=pD-RXdu_8NI&feature=related