Bolesna, przepiękna i na wskroś przejmująca książka o paraliżującej każdy spontaniczny ruch samotności. Przejrzysta, spokojna, rytmiczna jak bicie serca, pulsowanie krwi. Opowiada o ludziach, którzy na skutek tragicznych wydarzeń w dzieciństwie nie potrafią wtopić się w otoczenie, przystować do schematów, jakim podlega życie rówieśników, przełamać w sobie strachu i oporu przez najprostszymi zdawałoby się odruchami i uczuciami. Są oni skazani na samotną udrękę, wyobcowanie, niezrozumienie, nie próbują się tłumaczyć czy zmieniać tego stanu. Nawet jeśli poddają go analizie czy przez moment pomyślą o ewentualnym wyciągnięciu ręki po coś, co najbliższe jest w ich rozumieniu (i przy ich skąpych możliwościach) szczęściu, miłości, spełnieniu czy chociażby uldze, szybko i bezwiednie wycofują się, w panice czy może instynktownie, jak spłoszone zwierzęta, przerażeni własną brawurą i pochopną naiwnością, że jest dla nich choćby nikła nadzieja na przyjęcie reguł gry otaczającego ich świata. Znaleźli własną samotność jedno w drugim i nauczyli się, że wyborów dokonuje się w kilka sekund, a ich skutków doświadcza się przez resztę życia. Ale pomimo niezaprzeczalnie wiążącej ich silnej więzi, nie jest im dane odsłonić się przed sobą w krytycznym momencie, nie potrafią dopasować tempa swych kroków, wyciągnąć jako pierwszy ręki czy chociaż pochwycić podawanej przez drugą osobę dłoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz