niedziela, 16 marca 2014

Biedulka

Chwile grozy za nami. Ritka czuje się lepiej, pojadła, popiła, skorzystała z kuwety i śpi na pralce. Ale było niewesoło.
Zaczęło się w piątek. Mała pół dnia spędziła wylegując się w sypialni, a po wizycie kontrolnej u pani Marty zaszyła się pod łóżkiem ignorując miseczki z wodą i jedzonkiem. Póki jeszcze mruczała przy głaskaniu, czekałam, kiedy antybiotyk zacznie działać. Poprawy jednak nie było. Mała zaszyła się pod łóżkiem na całą noc, a rano ukryła się za kanapą u Sebiego.

Pojechaliśmy więc do kliniki. Całą drogę i już na miejscu pozwoliła trzymać się na rękach. Podróż i nowe miejsce odrobinę ją zainteresowały. Nawet warczała (dosłownie!) na psy, które spotkaliśmy u weterynarza. Ale po powrocie nadal nie chciała się nawet napić. Tyle dobrego, że już się nie ukrywała, więc przygotowałam jej koszyk z ulubionym kocykiem i tak sobie w nim leżała, biedulka. Kiedy wieczorem przyniosłam jej pompona, wyraźnie się ucieszyła. Poza pieszczotami to była jedyna rzecz, na jaką zareagowała.

W nocy znowu przyniosłam jej do koszyka miseczkę i filiżankę i w końcu udało mi się ją nakłonić do przełknięcia odrobiny suchej karmy i wypicia kilku łyczków wody. A rano już zdecydowanie było lepiej. Po śniadanku z dostawą do łóżka i kolejnej dawce antybiotyku wyskoczyła z koszyka, potarmosiła ubranko, wymyła się troszkę, przeszła się po mieszkaniu i zniknęła. Myśleliśmy, że znowu nas unika, jednak okazało się, że znalazła dość sił, żeby wskoczyć na pralkę. Zuch dziewczyna!

Musieliśmy ją co prawda stamtąd ściągnąć za jakiś czas, żeby podać kolejną tableteczkę i przemyć brzuszek. Szczęśliwie całkiem sprawnie nam to poszło. A na osłodę Ritusia dostała gotowaną rybkę, której zjadła ogromną, jak na jej ostatnie posiłki, porcję. I wzmocniona posiłkiem wpadła, jak to ona, na stół w dużym pokoju, gdzie rozłożone były jeszcze wszystkie klamoty potrzebne do budowy zamku z pudełka po butach. I została tam z nami, póki nie skończyliśmy, a na drzemkę udała się dopiero, kiedy się rozeszliśmy po mieszkaniu.

W końcu widoczna poprawa. Tak więc oddychamy z ulgą. Bo myśli mieliśmy już czarne. Serio. Ta zadziorna kicia to w gruncie rzeczy taka krucha i bezbronna istotka. A my tacy bezradni, kiedy widzimy, że nasza dziewczynka cierpi i tak niewiele możemy zrobić, żeby jej pomóc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz