wtorek, 11 marca 2014
Córki gór
Początkowo wzbraniałam się przed lekturą książki z taką okładką. Ale w końcu się przemogłam i pogrążyłam w otchłani depresji. Szwedzki model rodziny połowy dwudziestego wieku to czysta patologia. Nie potrafię tego inaczej określić. Pięcioro rodzeństwa wynosi z rodzinnego domu skłonność do tworzenia piekła sobie i każdemu, kto znajdzie się w ich zasięgu. Lata mijają, a oni w tej samej skorupie. Brak elementarnej empatii i opieranie się pokusie uczynienia swego życia lepszym, piękniejszym, jest tu wątkiem przewodnim. Podobnie jak ustawiczne szukanie dziury w całym i zajadłe rozdrapywanie ran. W połowie powieści chciałam nią rzucić o ścianę, ale nadzieja łatwo nie umiera i powodowana nią brnęłam do ostatniej strony, licząc, że choć jedna z postaci złamie schemat i wyjdzie na prostą. Nadaremnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz