poniedziałek, 12 maja 2014

Locke

Film ten był wielką niewiadomą, ale trailer zadziałał jak magnes i Lany Poniedziałek spędziliśmy w kinie. O dziwo, po seansie całą piątką zgodziliśmy się, że był to dobry wybór. Zwykle zdania bywają bardziej podzielone. Ale w tym przypadku twórcy filmy po prostu wykonali kawał porządnej roboty i nie było się do czego przyczepić. Główny i tak naprawdę jedyny, którego zobaczymy, bohater, Ivan Locke, w drodze do szpitala, gdzie prawie obca mu kobieta rodzi jego dziecko, usiłuje telefonicznie przekazać żonie wiadomość o zdradzie, jakiej się kilka miesięcy wcześniej dopuścił, oraz zdalnie pokierować pracami na ogromnym placu budowy, którym zarządza. Brzmi słabo, prawda? Jakieś naciągane dylematy i wiele hałasu o nic.

Tego, jak wciągające okazują się rozmowy prowadzone przez Ivana, nie da się jednak opowiedzieć. I wydaje mi się, że nawet domowy seans kanapowy może nie oddać specyficznego nastroju, jaki panował w kinie, kiedy w czasie rzeczywistym przysłuchiwaliśmy się, z jaką cierpliwością i uporem zmaga się on z kolejnymi sprawami, które pozornie tak odległe, ważyły na całym jego życiu. A te reakcje rozmówców, kiedy tylko słyszymy ich głosy, których nie możemy skonfrontować z mimiką i gestami! Śmieszne, niezrozumiałe, przerażające. Brzmiące tak prawdziwie, życiowo, niewygładzone, pełne powtórzeń i idiotycznych momentami kwestii. W oku cyklonu zaś Ivan, niezniszczalny jak beton, którym się zawodowo zajmuje. Serio, polecam, bo im więcej o tym filmie myślę, tym bardziej jestem zadowolona, że miałam okazję go obejrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz