piątek, 23 maja 2014
Wołanie z oddali
Nie pamiętam, abym kiedykolwiek trafiła na tak nudny kryminał. Czytałam i czytałam prawie dwa tygodnie. I chociaż śledztwo właśnie zaczęło przynosić wyniki i byliśmy o krok od rozwiązania zagadki, w końcu dałam sobie spokój. Co mi się tak bardzo nie spodobało? Gloryfikowanie głównego bohatera. Szkoda mi czasu na przytaczanie szczegółów. Ego autora wymagało jednak potężnej dawki dopieszczenia, skoro stworzył taką kreaturę. Dalej, tania psychologia. Granie na czasie ciągłymi powtórzeniami. Natrętne i napuszone wałkowanie wątku doskwierającej różnym grupom społecznym samotności. To mnie najbardziej drażniło. Jeszcze jeden raz Edwardson zacząłby się użalać nad samotną matką i jej córką, a rzuciłabym tę książką przez okno. A już myślałam, że znalazłam ciekawą serię na wakacje. Wrrr...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz