czwartek, 1 września 2011

Joanna Bator

Dziś wyjątkowo nie wzięłam na drogę do pracy żadnej książki i mogłam do woli gapić się przez tramwajowe okno, podsłuchiwać współpasażerów, kontemplować jesienną aurę. Rozmyślałam też o 'Chmurdalii' i doszłam do wniosku, że proza pani Bator łączy w sobie cechy wielu moich ulubionych lektur. Nostalgiczny nastrój i z tkliwą pieczołowitością, drobiazgowo opisane przedmioty, smaki, zapachy, rytuały tworzące domową atmosferę zupełnie jak u Chwina, Tokarczuk i Huellego. Pęd w nieznane, wewnętrzna potrzeba wędrówki, nomadyzm to znowu Tokarczuk, ale też Plebanek. Ale najważniejszy jest ten marquezowski rys, rozgadanie, nadprzyrodzone zjawiska wplecione tak naturalnie w opowieść, że aż dziw bierze, że pominięto je w szkolnych podręcznikach do historii, te syreny, nalewki, rozmazane fotografie, że o nocniku nie wspomnę.

1 komentarz:

  1. Twoje słowa brzmią bardzo zachęcająco i są świetną rekomendacją! Skorzystam z niej, jak przebrnę przez lekturowe zaległości...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń